Proces o napad na konwojenta i kradzież 2,8 mln zł w Płocku

2024-06-05 09:10:15(ost. akt: 2024-06-05 01:40:44)

Autor zdjęcia: PAP

W procesie w sprawie napadu na konwojenta i kradzieży w grudniu 2021 r. ponad 2,8 mln zł Sąd Rejonowy w Płocku odroczył we wtorek rozprawę do 22 sierpnia. Planowane jest wtedy przesłuchanie dwóch ostatnich świadków, zamknięcie przewodu sądowego i mowy końcowe stron.
Oskarżeni o napad na konwojenta i kradzież w grudniu 2021 r. w Płocku ponad 2,8 mln zł, 48-letni Andrzej J. i 59-letni Wojciech W., którzy odpowiadają z wolnej stopy, nie stawili się we wtorek w sądzie. Obaj nie przyznają się do dokonania tego przestępstwa, co oświadczyli jeszcze w grudniu ubiegłego roku, gdy ruszał proces.

Brak odroczenia rozprawy


We wtorek sąd nie uwzględnił wniosku o odroczenie rozprawy, który przesłał jeden z obrońców, usprawiedliwiając jednocześnie swą nieobecność zaświadczeniem lekarskim o niedyspozycji zdrowotnej. Sąd uznał, że w tym przypadku wystarczy obecność jednego obrońcy, który stawił się na rozprawie. Sąd odrzucił również wniosek oskarżonego Andrzeja J. o zmianę wysokości poręczenia majątkowego z 250 tys. zł do 10 tys. zł. Jak ocenił sąd, postulowana we wniosku kwota nie zabezpieczyłaby prawidłowego toku postępowania. Sąd zwrócił uwagę, że poręcznie majątkowe powinno obligować oskarżonego do spełniania obowiązków, które wynikają z prawa karnego procesowego. Wskazał też, nawiązując do skradzionej kwoty, że Andrzejowi J. zarzuca się wyrządzenie szkody o wielkiej wartości.

Zeznania świadków i planowane przesłuchania


Podczas wtorkowej rozprawy sąd wysłuchał zeznań dwóch świadków, w tym w ramach telekonferencji z Sądem Rejonowym w Rykach, gdzie stawił się Robert W., przedsiębiorca wytwarzający tablice kolekcjonerskie, podobne do tablic rejestracyjnych samochodów. Jak wynika z akt sprawy, dwie takie tablice znaleziono w jednym z aut, z którego korzystali sprawcy napadu na konwojenta. Robert W. potwierdził wcześniejsze zeznania, gdy mówił od dwóch SMS-ach, jakie jego firma otrzymała z Płocka w grudniu 2021 r. w ramach składanych zamówień. Przyznał też wtedy, że zamówienie prawdopodobnie zrealizowano wysyłkowo. Zaznaczył przy tym, że nie archiwizuje rejestru zamówień.

Następnie sąd wysłuchał jako świadka Marka K., przedsiębiorcę prowadzącego sprzedaż przez internet, który w dniu napadu był przypadkowo na miejscu zdarzenia. Zeznał on, że zwrócił wówczas uwagę na kilku mężczyzn, którzy - jak to opisał - rozmawiali ze sobą. „To nie wyglądało tak, że dochodzi do jakiegoś przestępstwa” - relacjonował we wtorek Marek. K. Dodał, że całe zajście widział, będąc w samochodzie, z odległości nie większej niż 20 metrów. Sąd odczytał również jego wcześniejsze zeznania, które potwierdził. Wspominał w nich, że w pewnym momencie spostrzegł jednego z mężczyzn, który leżał na śniegu i dwóch odjeżdżających samochodem, a następnie dym z rzuconej racy.

„Nie miałem takiego poczucia, że trzeba interweniować. Nie słyszałem wzywania pomocy” - stwierdził przed sądem Marek K. Zaznaczył, że zorientował się, iż był świadkiem napadu, gdy chwilę później pojechał na pobliską stację paliw, gdzie zjawiła się policja, ustalając czy znajduje się tam monitoring. „Było już wtedy duże zamieszanie” - dodał.

Plany na dalszy przebieg procesu


Po wysłuchaniu tych zeznań sąd odroczył we wtorek rozprawę do 22 sierpnia. Jak zapowiedziała sędzia Ewa Zeidler-Ochocka, planowane jest wtedy przesłuchanie dwóch ostatnich świadków, a następnie zamknięcie przewodu sądowego oraz mowy końcowe stron.

Według aktu oskarżenia, Andrzej J., 20 grudnia 2021 r. w Płocku wspólnie i w porozumieniu z Wojciechem W. oraz innymi, nieustalonymi dotąd osobami, w ramach podziału ról, przy użyciu paralizatora i gazu łzawiącego, doprowadził konwojenta do stanu bezbronności, po czym zrabował ponad 2,8 mln zł, pochodzące z utargów, w tym m.in. lokalnych placówek DPD, Lotos Paliwa, Kaufland, KFC i Media Markt. Z kolei Wojciech W., zgodnie z aktem oskarżenia, odpowiada za to, że działając w zamiarze, aby inne osoby dokonały napadu rabunkowego, nabył w 12 października 2021 r. samochód renault laguna oraz 23 listopada 2021 r. samochód renault kangoo, czym ułatwił Andrzejowi J. oraz innym nieustalonym dotąd osobom popełnienie przestępstwa.

W śledztwie ustalono, że po napadzie na konwojenta na peryferiach Płocka i kradzieży pieniędzy napastnicy odjechali z miejsce przestępstwa samochodem dostawczym renault kangoo, a kilka ulic dalej porzucili i podpalili to auto. Dwóch podejrzanych o rozbój i kradzież ponad 2,8 mln zł zatrzymano w marcu 2022 r. Część zrabowanych pieniędzy odzyskano.

W trakcie śledztwa Andrzej J. twierdził, że w czasie, gdy doszło do napadu przebywał w Hiszpanii, natomiast pieniądze, które zostały znalezione pod podłogą domu na jego działce - 430 tys. zł - ukrył tam przed żoną, przy czym pochodziły one m.in. od jego rodziców. Odnosząc się do banderol od skradzionych banknotów, które także odkryto na jego posesji, sugerował, że dostęp do działki mogły mieć inne, postronne osoby. Zarzut napadu i rabunku ocenił jako niedorzeczność. Wskazywał, że prowadził działalność gospodarczą, był prezesem kilku spółek, w tym za granicą. „Nie potrzebuję napadać na ludzi” - mówił w śledztwie Andrzej J. Wszystkie te wyjaśnienia, także dotyczące 30-letniej znajomości z Wojciechem W., potwierdził przed sądem, gdy ruszał proces.

Wtedy też Wojciech W. tłumaczył, że przyznaje się jedynie do sprowadzenia samochodów - renault laguna z Warszawy i renault kangoo - z Piotrkowa Kujawskiego, w obu przypadkach do Płocka. Zastrzegł przy tym, iż nie miał wówczas świadomości, że będą one wykorzystane do napadu. Mówił, że przewidywał, iż oba auta mogą posłużyć do „przerzutu papierosów”. Wyjaśniał, że zakupu samochodów dokonał na zlecenie i za pieniądze dwóch obywateli Ukrainy, których nazwisk nie pamięta. Miało być to zadośćuczynienie za niespłacony dług, przy czym powodem była też obawa, że odmowa może być niebezpieczna dla niego i jego rodziny. Jak stwierdził, od tych samych obywateli Ukrainy za „bardzo dobrze wykonane zadanie” - sprowadzenie samochodów - otrzymał potem 30 lub 40 tys. zł z banderolami. Według niego, była to także kwota za „załatwienie czegoś - coś tam było nielegalnego”. Składając te wyjaśnienia Wojciech W. wielokrotnie podkreślał, że od lat jest alkoholikiem. Zapewniał jednocześnie, że „zeznaje prawdę”.

Według niego, banderole od banknotów znalezione na posesji Andrzeja J., nie pochodziły ze skradzionej gotówki. Wojciech W. tłumaczył na początku procesu, że przez pewien czas mieszkał w domu na działce Andrzeja J. i tam właśnie próbował spalić banderole z banknotów, które otrzymał od obywateli Ukrainy. „Cała ta sytuacja jest przeze mnie” - podkreślał Wojciech W. „Narobiłem po prostu szkody, bo Andrzej, mój kolega - wprawdzie teraz jesteśmy pokłóceni - niewinnie siedział rok czasu” - relacjonował, nawiązując do tymczasowego aresztowania Andrzeja J., od którego następnie odstąpiono, stosując poręczenie majątkowe.

Śledztwo, dotyczące napadu na konwojenta i kradzieży ponad 2,8 mln zł prowadziła i sporządziła w tej sprawie akt oskarżenia Prokuratura Okręgowa w Płocku.


red./PAP


bm