El. ME 2024 - Kulesza: brak awansu oznaczałby zupełnie inną rzeczywistość

2024-03-14 11:17:34(ost. akt: 2024-03-14 11:22:09)

Autor zdjęcia: PAP/Albert Zawada

Prezes PZPN Cezary Kulesza w wywiadzie dla PAP powiedział, że brak awansu na Euro 2024 oznaczałby dla polskiego futbolu "zupełnie inną rzeczywistość". Jak dodał, nie bierze pod uwagę porażki w półfinale barażowym z Estonią. Mówi też m.in. o kampanii wyborczej i przyszłości ośrodka treningowego federacji.
Polska Agencja Prasowa: Jak pan ocenia szanse reprezentacji Polski w barażach o Euro 2024? Zwłaszcza pod kątem ewentualnego finału na wyjeździe, bo w półfinale 21 marca w Warszawie z Estonią kadra Michała Probierza będzie zdecydowanym faworytem...

Cezary Kulesza: Od strony organizacyjnej PZPN zapewnił drużynie komfortowe warunki przygotowań. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Wynik sportowy zależy już wyłącznie od piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Im bliżej tego 21 marca, tym więcej mamy w sobie emocji. Gdybyśmy nie wygrali z Estonią... Nie, ja tego nie biorę nawet pod uwagę. Na pewno jesteśmy myślami już przy drugim meczu. Oczywiście, piłka jest nieobliczalna, uczy pokory i do każdego przeciwnika trzeba podchodzić przygotowanym na sto, nawet dwieście procent. Nie ma już słabych drużyn. Mieliśmy przykład z Mołdawią. W dwóch meczach z tym rywalem straciliśmy pięć punktów. Gdyby nie to, dzisiaj nie rozmawialibyśmy o barażach. Ale już nie cofniemy czasu. Musimy się lepiej przygotować. Wierzę w nasz zespół i liczę na wsparcie kibiców.

PAP: W porównaniu z poprzednimi, jesiennymi meczami reprezentacji, sytuacja wygląda znacznie lepiej. Formę strzelecką odzyskali Robert Lewandowski i Krzysztof Piątek, po kontuzji wrócił Jakub Moder, po zawieszeniu Bartosz Salamon, a po występach w USA we Włoszech odnalazł się Karol Świderski. Podziela pan ten optymizm?

C.K.: Jeżeli chodzi o formację ataku, to zawsze mieliśmy w niej kilku dobrych zawodników. W bramce też mamy świetnych specjalistów... Sytuacja, o której pan wspomniał – owszem, dzisiaj to wygląda optymistycznie, ale finał baraży jest za dwa tygodnie. I teraz trudno spekulować, jak będzie wówczas z formą i zdrowiem zawodników. Mam nadzieję, że unikniemy takich kłopotów jak jesienią, gdy trener Probierz nie mógł skorzystać z kilku kontuzjowanych piłkarzy.

PAP: Już raz za pana kadencji Polska awansowała z baraży na wielki turniej – w marcu 2022 roku na mistrzostwa świata, po wygranej w Chorzowie ze Szwecją 2:0. Kiedy pan był spokojniejszy o wynik – wówczas czy teraz?

C.K.: Jeśli ktoś pracuje w piłce, klubowej czy reprezentacyjnej, to tego spokoju nigdy nie ma. Zawsze jest niepokój. U każdego zapewne różny poziom emocji, ale my cały czas jesteśmy "pod prądem". Zwycięski baraż ze Szwecją? To już przeszłość. Patrzymy na to, co tu i teraz.

PAP: Kogo – w razie zwycięstwa nad Estonią - wolałby pan w finale barażowym? Walię czy Finlandię?

C.K.: Wolę ten zespół, który pokonamy w finale.

PAP: Jak wygląda kwestia ewentualnych nagród za awans na Euro? Czy fakt, że nie został wywalczony bezpośrednio, a może być przez baraże, wpłynie np. na wysokość tych premii?

C.K.: U nas premie dla piłkarzy są za określony wynik. A tutaj takim wynikiem jest awans. Nie rozróżniamy, czy doszło do niego bezpośrednio, czy poprzez baraże.

PAP: A czy piłkarze będą jeszcze dodatkowo motywowani finansowo przed barażami?

C.K.: O kwestii premii meczowych rozmawiamy z radą drużyny. Ale jak wspomniałem, będziemy wynagradzać piłkarzy i dostaną premie jedynie za awans.

PAP: Udział w Euro 2024 to duży zastrzyk gotówki od UEFA - co najmniej dziewięć milionów euro. Jak bardzo, w razie porażki w barażach, ta strata może być odczuwalna dla PZPN?

C.K.: Budżet na 2024 został już wcześniej ustalony. Nie mamy w nim uwzględnionej ewentualnej premii od UEFA. Jeśli awansujemy, będą to dodatkowe pieniądze dla PZPN. Nie jesteśmy od nich w niczym uzależnieni.

PAP: A jak ewentualny brak awansu wpłynąłby na polski futbol? Od Euro 2016 kadra narodowa grała w każdym dużym turnieju. Sekretarz generalny związku Łukasz Wachowski powiedział na zjeździe PZPN w październiku, gdy padło takie pytanie, że "obudzilibyśmy się w innej rzeczywistości".

C.K.: Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Duże turnieje to radość dla kibiców, ale też ogromny wpływ na nasz futbol. Chłopcy i dziewczęta zapisują się do klubów, zaczynają trenować, próbują swoich sił w piłce. A każdy sukces dorosłej reprezentacji, awans na wielki turniej, dopinguje tych młodych ludzi. Trudno nawet mówić o jakiejś skali porównawczej. Na pewno dla polskiej piłki brak awansu to byłaby zupełnie inna rzeczywistość. Musimy zrobić wszystko, żeby pojechać na Euro 2024.

PAP: PZPN wybrał wstępnie trzy lokalizacje pod kątem ewentualnej gry w Niemczech. Największe prawdopodobieństwo – okolice Bremy lub Berlin. Czy można coś więcej ujawnić?

C.K.: Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu, bo ten niedźwiedź jeszcze biega po lesie. Skupmy się na tym, żeby awansować, a później zostanie wybrany ośrodek. Dla wszystkich uczestników mistrzostw Europy wystarczy baz w Niemczech. Jeżeli chodzi o logistykę, zawsze jesteśmy świetnie przygotowani.

PAP: Mamy za to jasność w kwestii grupy Ligi Narodów. Jesienią reprezentacja zagra z atrakcyjnymi rywalami: Chorwacją, Portugalią i Szkocją. Wiadomo już, gdzie odbędą się domowe mecze?

C.K.: Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy. Decyzje na pewno zapadną w najbliższych tygodniach.

PAP: Pan wolałby Warszawę, która z finansowego punktu widzenia jest najbardziej korzystna, biorąc pod uwagę pojemność PGE Narodowego?

C.K.: Tutaj jest największy stadion, ale zobaczymy... Być może któryś z meczów rozegramy poza stolicą. Nie chciałbym jednak składać konkretnych deklaracji.

PAP: Od kilku tygodni odwiedza pan Wojewódzkie Związki Piłki Nożnej. To realizacja wcześniejszych obietnic czy początek kampanii przed wyborami w 2025 roku?

C.K.: Kampania wyborcza jeszcze daleko. Tak wcześnie się jej nie robi... Były już dawno temu ustalenia, że po dwóch latach mojej kadencji odwiedzę wszystkie związki wojewódzkie, porozmawiam o rozwoju polskiej piłki na szczeblu regionalnym. I tak zrobiłem.

PAP: Wybory to może odległy termin, ale coraz głośniej o pana ewentualnych kontrkandydatach, m.in. wywodzących się z obecnych władz PZPN, np. spośród wiceprezesów. Odczuwa pan jakąś wewnętrzną opozycję w federacji?

C.K.: Ja tego nie zauważyłem. Jeżeli media tak piszą, to warto zapytać osoby zainteresowane. Nie chciałbym się za nie wypowiadać, bo nie wiem, co myślą na ten temat i czy rzeczywiście te osoby powiedziały dziennikarzom o chęci kandydowania.

PAP: Ale pan oczywiście będzie kandydować?

C.K.: Czas na takie decyzje jeszcze przyjdzie. Dzisiaj można tylko spekulować. Teraz skupiam się na barażach o Euro 2024.

PAP: Jak wygląda obecnie perspektywa powstania ośrodka szkoleniowego PZPN w Otwocku, po decyzji ministra sportu i turystyki unieważniającej współfinansowanie budowy?

C.K.: Będziemy cały czas się starać. Jeżeli będzie nowy program, to na pewno do niego przystąpimy. Posiadamy środki własne, żeby po części sfinansować taką bazę. Mamy też zagwarantowane środki z UEFA, które nam pomogą. Co również ważne, będziemy sami taki ośrodek utrzymywać. Większość federacji w Europie posiada taki ośrodek, nawet Liechtenstein. My jesteśmy dużym krajem, chwalimy się pięknymi stadionami, a nie mamy bazy treningowej dla reprezentacji Polski. Wystarczy, że przyjdą gorsze warunki pogodowe i nie możemy znaleźć w Warszawie odpowiedniego boiska do treningu. Mamy łącznie 17 reprezentacji, licząc z futsalem, piłką młodzieżową i kobiecą. Obecnie wydajemy ok. 37 milionów złotych na te wszystkie reprezentacje oraz Szkołę Trenerów. A mając taki ośrodek, bylibyśmy płatnikiem sami dla siebie. Jeżeli będzie możliwość jakiejkolwiek pomocy ze strony państwa, na pewno z tego skorzystamy.

PAP: Czy wobec ostatnich wydarzeń bierzecie pod uwagę również inną lokalizację niż Otwock?

C.K.: Mamy wszystko przygotowane, jeżeli chodzi o Otwock. Gdyby była taka wola i chęć, to na pewno można byłoby powrócić do tego tematu. A jeżeli nie, to trzeba będzie składać nowy wniosek i myśleć o czymś innym. Dla nas najważniejszą sprawą jest, aby taki ośrodek powstał, bo jest on zwyczajnie potrzebny i będzie służył wielu pokoleniom zawodniczek, zawodników, sędziów oraz trenerów. Jesteśmy otwarci na dialog i szukanie skutecznych rozwiązań w tej sprawie.

PAP: Dawno nie było w polskiej ekstraklasie przypadku, żeby w połowie rundy rewanżowej aż sześć klubów miało realne szanse zdobycia mistrzostwa Polski. I bardzo trudno wskazać faworyta. A kogo pan typuje?

C.K.: Nie będę się bawić w typowanie, bo piłka jest bardzo przekorna. Popatrzmy na poprzednią kolejkę. Aktualny mistrz kraju Raków grał z niżej notowaną Puszczą prowadził, miał przewagę jednego zawodnika i... zremisował. Legia traci punkty w zaskakujący sposób. Kilka kolejek temu prowadziła w Kielcach z Koroną 3:1 i skońćzyło się 3:3. W ostatni weekend wielu pretendentów straciło punkty. Pogoń Szczecin przegrała u siebie z Zagłębiem Lubin 0:2, a pewnie wszyscy kibice myśleli, że zwycięży. Lech Poznań też się zaciął...

PAP: Nie strzelił gola od 450 minut, licząc z Pucharem Polski...

C.K.: No właśnie. Atak na tytuł mistrza Polski idzie faworytom bardzo wolno. Góra tabeli jest spłaszczona, a po minionej kolejce mógł być tam jeszcze większy ścisk. Do końca będzie duża rywalizacja. Na dodatek czołówka gra jeszcze między sobą. Kto wytrzyma ciśnienie i będzie w znakomitej formie w decydującym momencie sezonu, sięgnie po tytuł. Cieszą mnie te emocje, liga przyciąga coraz więcej kibiców.

PAP: W miarę upływu sezonu, a na pewno po jego zakończeniu, powrócą rozmowy na temat przepisu o młodzieżowcu w ekstraklasie. Większość klubów jest za zniesieniem obecnego przepisu. A PZPN?

C.K.: Ja wiem, że kluby chciałyby grać bez żadnych obciążeń. Ale co w zamian? Każdy przepis można zdjąć, tylko za chwilę może być tak, że nie zobaczymy w drużynie żadnego Polaka. Dlatego oczekujemy konkretnej deklaracji, co zamiast tego przepisu. Oczywiście, trzeba rozmawiać. Słuchamy, co mówi piłkarskie środowisko klubowe. Prezesi i zwłaszcza trenerzy nie chcą mieć ograniczeń. A my wiemy, że jeśli tego przepisu nie będzie, to stracą na tym nasze reprezentacje młodzieżowe.

PAP: A propos piłki juniorskiej. W 2023 roku polski futbol osiągał sukcesy. Najwięcej mówiono o kadrze do lat 17, która dotarła do półfinału mistrzostw Europy. Pod koniec roku spisała się jednak znacznie gorzej w mistrzostwach świata w Indonezji...

C.K.: Ci chłopcy pokazali, że potrafią grać w piłkę. Dotarli do półfinału na Węgrzech, gdzie przegrali z drużyną niemiecką, która nas zdominowała fizycznie. Ale uzyskaliśmy przepustkę na mundial. Poleciało 21 piłkarzy i – jak wiemy - czterech wróciło, ukaranych dyscyplinarnie za złe zachowanie. FIFA nie pozwoliła nam uzupełnić tej kadry. Zostało więc 17 piłkarzy, w tym trzech bramkarzy. Przed niektórymi meczami zawodnicy narzekali na dolegliwości zdrowotne, także żołądkowe. Ale zacisnęli zęby i grali. Nie zdobyliśmy żadnego punktu. To nauczka dla piłkarzy i dla nas, która jednak nie powinna przesłonić obrazu naszej piłki młodzieżowej. Mamy naprawdę ciekawe zaplecze.

PAP: W ostatnim czasie głośno było w mediach o sprawie klubu Stomilanki Olsztyn. Byłe zawodniczki oskarżyły władze klubu o zaległości finansowe i niewłaściwe traktowanie. Podjął pan decyzję o odwołaniu Dariusza Maleszewskiego ze składu Komisji ds. Piłkarstwa Kobiecego. Mieliście wcześniej niepokojące sygnały z Olsztyna?

C.K.: Nie. Do nas nic nie docierało. Może tylko gdzieś do prezesa klubu, a on dalej już tego nie przekazywał. Jak widzę, zawodniczki już nie wytrzymały napięcia i całej tej sytuacji. Powiedziały o tym publicznie. Szybko zareagowaliśmy. Teraz sprawę wyjaśniają nasze organy dyscyplinarne, czyli Komisja Dyscyplinarna oraz Adam Gilarski (Rzecznik Dyscyplinarny PZPN – PAP). Tę sprawę trzeba szczegółowo sprawdzić. A wiem, że pan Gilarski zrobi to bardzo sumiennie. Pragnę zapewnić, że osoby pokrzywdzone nie zostaną pozostawione w tej sytuacji same. Wyjaśnimy tę sprawę do końca.

PAP: TVP będzie od nowego sezonu pokazywać – na mocy umowy z PZPN - m.in. rozgrywki Pucharu Polski i 1. ligi. Szefem TVP Sport został niedawno były rzecznik PZPN i reprezentacji Jakub Kwiatkowski, z którym federacja rozstała się w grudniu, na dodatek w niezbyt przyjaznych okolicznościach. Czy może to wpływać na obecne relacje PZPN z TVP?

C.K.: Zapewniam, że z naszej strony przeszłe zdarzenia nie będą w żaden sposób wpływać na obecną współpracę. Patrzymy w przyszłość, będziemy realizować zapisy wynikające z umowy i jestem pewien, że tak samo postąpi druga strona. Mamy do siebie szacunek, jesteśmy profesjonalistami. Nie ma z naszej strony jakichś złośliwości. Zresztą już mieliśmy okazję się spotkać. Podkreślam – z mojej strony nie ma żadnego problemu. A jeśli chodzi o umowę, jesteśmy zadowoleni, podobnie jak kluby, bo transmisje meczów 1. ligi będą docierać do ponad 90 procent gospodarstw domowych. Działaczom klubów łatwiej będzie znaleźć nie tylko lokalnych, ale też ogólnokrajowych sponsorów.

Rozmawiał: Maciej Białek (PAP)

bia/ pp/