Były szef centrum operacyjnego MON: liczbę żołnierzy na granicy należy co najmniej podwoić

2024-06-28 01:35:27(ost. akt: 2024-06-28 11:26:12)

Autor zdjęcia: wawa.info

Żołnierzy na granicy jest zdecydowanie za mało. Liczę należy co najmniej podwoić - powiedział w Studiu Wawa.info były szef Centrum Operacyjnego MON Mateusz Kurzejewski.

Mateusz Kurzejewski w rozmowie z Anną Nartowską w Studiu Wawa.info był pytany m.in. o to, jakie kroki powinny zostać jego zdaniem podjęte, by realnie wzmocnić bezpieczeństwo na granicy polsko-białoruskiej.

“W tej chwili, według tego, co mówią politycy koalicji rządzącej, [na granicy-red.] jest około sześciu tysięcy żołnierzy. To zdecydowanie za mało. Tę liczbę należy co najmniej podwoić” - ocenił Kurzejewski.

“Dodatkowa propozycja to zmniejszenie długości rotacji żołnierzy, tak żeby służyli tam żołnierze posiadający większe doświadczenie, znający problematykę całej sytuacji. Oczywiście musiałoby się to wiązać ze zwiększeniem wynagrodzenia, nawet do takiego poziomu jak na misjach zagranicznych” - wskazał.

“Jest też propozycja zaminowania granicy minami przeciwpiechotnymi, oczywiście przy odpowiednim oznaczeniu, by nie doszło do nieszczęścia” - dodał.

Zerwać pakt migracyjny


Według Kurzejewskiego istotnym czynnikiem w kontekście kryzysu migracyjnego jest pakt migracyjny, który “należy jednostronnie zerwać”.

“To jest oczywiste, bo to jest czynnik, który przyciąga kolejnych migrantów. Oni mają świadomość, że jeśli znajdą się terytorium Unii Europejskiej, to z mocy prawa będą mogli tutaj pozostać, w którymś z krajów” - podkreślił.

Kryzys w armii?


Kurzejewski zwrócił uwagę także na kontynuację rozbudowy armii przez obecną ekipę rządzącą. Realizację tej koncepcji utrudnia to, że część wykwalifikowanej kadry została usunięta po zmianie władzy.

Być może czeka nas kryzys, ponieważ pan premier Kosiniak-Kamysz zapewnia, że polityka związana z budową tej armii, którą zapowiedział pan premier Błaszczak, czyli liczącej co najmniej 300 tys. żołnierzy, będzie kontynuowana. Ale do tego potrzebne są te mechanizmy i ludzie, którzy potrafią to robić. Tych ludzi już w tej chwili w armii nie ma” - przypomniał.

“Kolejna kwestia to kontrakty zbrojeniowe. Na podpis pana premiera Kosiniaka-Kamysza cały czas czekają te wynegocjowane jeszcze przez premiera Błaszczaka. Mam tutaj na myśli koreańskie armaty, haubice K9, czołgi K2, które mają być docelowo produkowane w Polsce, 96 wielozadaniowych śmigłowców Apache oraz polskie armatohaubice Krab, w tym jeszcze prawie 500 wyrzutni dalekiego zasięgu HIMARS. Te kontrakty są wynegocjowane. Czekają na podpis przez pana premiera Kosiniaka-Kamysza” - powiedział gość Studia wawa.info.

“Pamiętajmy o tym, że rynek zbrojeniowy to jest w tej chwili rynek producenta. Po tym, jak wybuchła wojna, to tak naprawdę poszczególne kraje zabiegają o to, żeby wejść w tę kolejkę i móc pozyskać sprzęt. Jeśli nie będziemy działać, z tej kolejki po prostu wypadniemy. Będziemy musieli czekać dekady na to, żeby wzmocnić nasz potencjał obronny. A tutaj chodzi o wytworzenie takiego potencjału, aby żaden z przeciwników nie zdecydował się zaatakować” - zaznaczył.


Rozmawiała Anna Nartowska

Źródło wawa.info

an/