105 lat temu powstała kawiarnia literacka „Pod Picadorem”

2023-11-29 08:49:13(ost. akt: 2023-11-29 08:54:33)

Autor zdjęcia: wikipedia

Poeci Tadeusz Raabe, Jan Lechoń, Antoni Słonimski i Julian Tuwim otworzyli 29 listopada 1918 roku kawiarnię „Pod Picadorem” przy ul. Nowy Świat 57 w Warszawie; miejsce owiane legendą przeszło do historii literatury.
„Na Krakowskim, w kawiarni, w zadymionej Sali/ Na estradzie niewielkiej, codziennie wieczorem/ jacyś młodzi poeci wiersze swe czytali/ I uciszał się nagle tłum „Pod Pikadorem”/ I szumiały muz skrzydła w małej kawiarence/ Gdy Lechoń kartkę z wierszem w drżącej trzymał ręce” – pisał Antoni Słonimski. Jesień 1918 roku. Polska odzyskuje niepodległość, Warszawa jest wolna. Jakby tego było mało, pomimo pory roku, w najlepsze rozkwita poezja...

„Kawiarnia Pod Picadorem była bez wątpienia pierwszą oznaką niepodległego życia literackiego w dotychczasowych zaborach, ponieważ jej otwarcie nastąpiło w osiemnaście dni po dacie, którą uznaje się za dzień odzyskania niepodległości, czyli 11 listopada 1918 r." – pisał prof. Andrzej Makowiecki, historyk literatury. "Ale trzeba dodać, że była także zapoczątkowaniem zjawiska ogólniejszego – +urodzaju+ na kawiarnie literackie w Warszawie w okresie międzywojennym. Nie popełnimy więc błędu, głosząc, że historię kawiarni literackich międzywojnia zacząć należy od Picadora” – zaznaczał Makowiecki w swoim szkicu „Kawiarnia +Pod Picadorem+ legenda poetyckiej Warszawy”.

Inicjatorami i założycielami tego oryginalnego przedsięwzięcia byli Tadeusz Raabe, Jan Lechoń, Antoni Słonimski i Julian Tuwim. Dekoracje wnętrza wykonali Romuald Kamil Witkowski i Aleksander Świdwiński.

Do grupy „założycielskiej” Tuwima, Lechonia i Słonimskiego dołączyli w niedługim czasie Kazimierz Wierzyński, Jarosław Iwaszkiewicz, Władysław Broniewski, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.

Nie byli jeszcze skamandrytami; pierwszy wieczór autorski grupy Skamander odbył się w grudniu 1919 roku, a miesięcznik o nazwie „Skamander” zaczął się ukazywać w roku 1920. Trzej późniejsi pikadorczycy, a następnie skamandryci: Lechoń, Tuwim i Słonimski działali i publikowali w powstałym w roku 1916 piśmie młodzieży akademickiej Uniwersytetu Warszawskiego „Pro Arte et Studio”.

Wśród publiczności stałymi bywalcami kawiarni „Pod Picadorem” byli Stefan Żeromski, Wacław Berent, Bolesław Leśmian i Leopold Staff. „Wychowani na literaturze niepodległościowej, z głębokim wzruszeniem patrzyliśmy na okrągłą pieczątkę z orłem polskim, która czerniła się na pozwoleniu otwarcia kawiarni poetów, wydanym przez podporucznika Felsztyńskiego, oficera Placu Wojsk Polskich w Warszawie” – wspominał po latach Antoni Słonimski Kawiarnia miała upowszechniać ideały nowej sztuki nawołującej do zniesienia bariery między poetami a zwykłymi ludźmi. „Założeniem naszym było stworzenie bezpośredniego kontaktu poety z ulicą, żadnego wyobcowania od tego szarego, przelewającego się przez Nowy Świat tłumu” – mówił Tadeusz Raabe.

O kawiarni było głośno jeszcze przed jej otwarciem, a to za sprawą swojego rodzaju zabiegów reklamowych; w teatrach, w innych kawiarniach i kabaretach rozrzucane były ulotki zapowiadające jej powstanie i codzienny wielki turniej poetów, muzyków i malarzy, jaki miał się odbywać „Pod Picadorem”.„Rodacy! Robotnicy! Dzieci! Starcy! Kobiety! Inteligenci i pisarze dramatyczni dnia 29 listopada w piątek o godzinie 19 wieczór odbywa się pierwsza warszawska kawiarnia poetów +Pod Pikadorem+. Sumienie młodej Warszawy artystycznej!” – wzywano na ulotkach.

Rewolucyjnie brzmiały apele „Młodzi artyści warszawscy, łączcie się” i buńczuczne były wezwania: „Wolna Estrada!!! Precz z Teatrem Rozmaitości i z Loursem, Precz z Towarzystwem Zachęty Sztuk Pięknych, Precz z Filharmonią i i +Stylowym+. Niech żyje wejście za 5 marek +Pod Picadora+. Niech żyje Komitet Wykonawczy Kawiarni Poetów! Niech żyje Leszek Serafinowicz! Niech żyje Antoni Słonimski! Niech żyje Julian Tuwim!”

„Jesienią 1918 r., w pamiętny dzień dwudziestego dziewiątego listopada, kiedy Warszawa wrzała, gdy tłumy snuły się po mieście w gorączkowym uniesieniu, w tych dniach, gdy słowa wolność, niepodległość, Polska, komunizm, rewolucja nie miały w sobie odcienia szarej codzienności lub nawet rozczarowania albo zniechęcenia – byliśmy pełni zapału, sił i nadziei. Wieczorem w dniu otwarcia Picadora zebrała się cała elita współczesnej Warszawy” – pisał Antoni Słonimski.

W dniu inauguracji, dziewiętnastoletni Jan Lechoń odczytał swój poemat „Mochnacki”, którym przeszedł do literackiej legendy tamtych lat. Julian Tuwim opowiadał, że kiedy Lechoń „drżący i blady skończył recytację, zerwała się pierwsza w Polsce burza oklasków na cześć poezji”. Antoni Słonimski zaś wyznał, iż „ten blady, wysoki młodzieniec, wygłaszający wzruszonym głosem swój wiersz w zatłoczonej kawiarni, był jednym z najpiękniejszych widoków, jakie zdarzyło mu się oglądać”. Mówiono, że od tego wieczoru pójdą „dymy po całej literaturze”.

Ale swoje wiersze „Pod Picadorem” mógł przedstawiać każdy. „Założyliśmy sobie, że nie będziemy cenzurowali utworów, które mają być wygłaszane po części oficjalnej wieczoru, a więc dopuścimy osoby z publiczności do wygłoszenia swojej poetyckiej twórczości. 99 procent byli to grafomani – wspominał Raabe. - A któregoś wieczoru wstał jakiś człowiek, piękny jak bożek grecki i zawołał, że jeszcze on chce recytować, bo jest poetą. Zaprosiliśmy go na trybunę. I to był Kazimierz Wierzyński”.

Wielka poezja, liryczne nastroje, poetyckie uniesienia mieszały się z poczuciem humoru młodych poetów. Stworzono na przykład specjalny cennik. Wejście do kawiarni kosztowało 5 marek. Ponadto można było opłacić bezpośredni kontakt z artystami, a i te audiencje miały swoje opłaty, np. zwyczajna rozmowa, od 3 do 5 minut, z prawem podania ręki – mk. 50; objaśnienie przeczytanego utworu – mk. 75; ofiarowanie rękopisu: bez dedykacji mk. 150, z dedykacją mk. 500. Uwaga: Za dodanie w dedykacji słowa „kochanemu” – mk. 100; propozycje matrymonialne – tylko w czwartki.

Na początku lutego 1919 r. poeci spod Picadora połączyli się z klubem futurystów i przenieśli się do podziemi Hotelu Europejskiego. „Ustalona przez pikadorczyków opłata w wysokości pięciu marek za wstęp do kawiarni była w istocie wygórowana, a w miarę ewolucji kawiarni po przeniesieniu do Hotelu Europejskiego na kolację w podziemiu mogli już sobie pozwolić tylko zamożniejsi obywatele Warszawy” – rozwiał mit „skromnej opłaty” pięciu marek Janusz Stradecki, autor monografii Skamandra.

Kawiarnia w nowym miejscu istniała zaledwie kilka miesięcy. (PAP)

Autorka: Anna Bernat