Druga portugalska wpadka PZPN

2023-09-15 14:00:00(ost. akt: 2023-09-15 08:19:50)

Autor zdjęcia: PAP/Leszek Szymański

PIŁKA NOŻNA\\\ Rozstania trenerów z kadrą Polski w XXI wieku często były nieprzyjemne, ale z Fernando Santosem łączy się największy zawód, bo nigdy nie pracował u nas trenerski mistrz Europy. Oczekiwania były ogromne, a rozwód... błyskawiczny.
68-letni Portugalczyk objął kadrę w styczniu, zastępując Czesława Michniewicza. Pod jego kierunkiem Polacy rozegrali sześć spotkań - trzy wygrali, w tym dwa w eliminacjach mistrzostw Europy: u siebie 1:0 z Albanią i 2:0 z Wyspami Owczymi oraz towarzysko 1:0 z Niemcami. Poza tym doznali trzech wyjazdowych porażek w kwalifikacjach Euro 2024: 1:3 z Czechami, 2:3 z Mołdawią i 0:2 z Albanią.
Ostatnia przegrana przelała czarę goryczy, więc stało się jasne, że dni Santosa były policzone. Do uzgodnienia zostały tylko warunki rozstania - zgodnie z umową PZPN musi byłemu już selekcjonerowi wypłacić wszystko, co ten do listopada miał zarobić, jednak pozostała do uzgodnienia sprawa premii za... awans, bo teoretycznie Polacy jeszcze mogą zająć drugie miejsce w grupie. Widać obie strony jakoś się dogadały, więc za kilka dni poznamy nowego selekcjonera, który dokończy eliminacje, a potem pewnie przygotuje reprezentację do barażów, w których - wszystko na to wskazuje - Polacy zagrają. A jak je przejdą, wtedy zobaczymy ich w przyszłorocznych mistrzostwach Europy, chociaż w tym momencie pojawia się fundamentalne pytanie: po co? Co na Euro - poza blamażem - może osiągnąć zespół, który przegrywa z Mołdawią, Albanią, a Wyspy Owcze ogrywa dzięki przypadkowej ręce?

Jak podaje serwis WP SportoweFakty, Fernando Santos za 230 dni prowadzenia reprezentacji Polski miał zarobić 5,3 mln zł. W przeliczeniu wychodzi na to, że dostawał:
* 23 043,47 zł dziennie
* 161 304,34 zł tygodniowo
* 645 217,39 zł miesięcznie

Portugalczyk nie jest jedynym naszym trenerskim rozczarowaniem w XXI wieku. Przypomnijmy, że kadra rozpoczęła pierwszą dekadę obecnego wieku z Jerzym Engelem. Początki były znakomite - przez eliminacje mistrzostw świata 2002 biało-czerwoni przeszli jak burza. Do Azji kadra poleciała z wielkimi nadziejami, czego nie ukrywał sam selekcjoner, mówiąc, m.in. podczas wizyty w redakcji „Gazety Olsztyńskiej”, że „brąz już był”, dając do zrozumienia, że on mierzy wyżej. Skończyło się na blamażu, czyli 0:2 z Koreą Południową i 0:4 z Portugalią. Wtedy to powstało powiedzenie, że Polacy na ważnej imprezie rozgrywają trzy mecze: otwarcia, o wszystko i o honor. No i w tym ostatnim ograli 4:1 pewnych już awansu Amerykanów.
Po powrocie do kraju Engel stracił pracę, zastąpił go ówczesny wiceprezes PZPN Zbigniew Boniek, ale wytrwał na stanowisku niespełna pół roku, po czym zrezygnował.
W tej sytuacji kadrę objął Paweł Janas - co prawda na Euro 2004 nie awansował, ale za to Polacy pomyślnie przeszli eliminacje do Mundialu 2006. Przed wyjazdem do Niemiec okazało się, że w kadrze zabrakło miejsca dla Jerzego Dudka, był natomiast młody Łukasz Fabiański, który i tak cały Mundial na ławie przesiedział. Biało-czerwoni znowu przegrali dwa pierwsze mecze (0:2 z Ekwadorem, 0:1 z Niemcami) i jako pierwsi stracili szansę awansu do 1/8 finału. W meczu o honor pokonali 2:1 Kostarykę.

Janas oczywiście stracił posadę, po czym podpisano kontrakt z Leo Beenhakkerem.

Holender w świetnym stylu, mimo trudnej grupy (m.in. z Portugalią, Serbią i Belgią), awansował na ME 2008, jednak turniej okazał się olbrzymim rozczarowaniem: biało-czerwoni przegrali 0:2 z Niemcami, zremisowali 1:1 z Austrią i na koniec ulegli 0:1 grającej w rezerwowym składzie Chorwacji.
Mimo to Beenhakker pozostał na stanowisku, ale pod koniec nieudanych eliminacji MŚ 2010 stracił robotę. Na dwa mecze zastąpił go Stefan Majewski, po czym nastała era Franciszka Smudy. Na Euro 2012 Polacy nie musieli się kwalifikować, ponieważ jako współgospodarze turnieju mieli zapewniony udział. Występ znów okazał się nieudany - dwa punkty w grupie po remisach 1:1 z Grecją i Rosją oraz porażce 0:1 z Czechami. Smuda więc odszedł, a jego następcą został Waldemar Fornalik.
Ten nie zdołał jednak awansować na mistrzostwa świata 2014, więc prezes PZPN Zbigniew Boniek postawił na Adama Nawałkę.

Mimo niepowodzeń w meczach towarzyskich Nawałka ostatecznie zbudował silną reprezentację, która awansowała na Euro 2016, gdzie dotarła do ćwierćfinału, przegrywając w rzutach karnych z Portugalią, późniejszym triumfatorem.

Nawałka oczywiście pozostał na stanowisku i odniósł kolejny sukces, awansując na mistrzostwa świata 2018 w Rosji. Niestety, tym razem trenerski nos Nawałkę zawiódł i turniej okazał się klapą. Po porażkach 1:2 z Senegalem i 0:3 z Kolumbią Polacy stracili szansę awansu. Na koniec fazy grupowej pokonali Japonię 1:0, ale mecz przeszedł do historii głównie z powodu ostatnich minut, gdy Japończycy - których taka porażka premiowała do fazy pucharowej - podawali piłkę między sobą.
Po powrocie do Polski Nawałka musiał pożegnać się z reprezentacją, chociaż nie brakowało głosów, że powinien pozostać na stanowisku.
Nowym selekcjonerem został Jerzy Brzęczek. Awansował bez kłopotów z teoretycznie niezbyt mocnej grupy na Euro 2020, ale turniej z powodu pandemii został opóźniony o rok. Jesienią 2020 roku Brzęczek utrzymał kadrę w najwyższej dywizji Ligi Narodów, lecz wyjazdowe porażki z Holandią 0:1 i Włochami 0:2, na dodatek w kiepskim stylu, sprawiły, że na selekcjonera spadła fala krytyki. Mimo tego niespodzianką była decyzja Bońka o zmianie trenera - miejsce Brzęczka zajął w styczniu 2021 roku Paulo Sousa. - Jestem zaszczycony i dumny, że zostaję trenerem polskiej drużyny narodowej. Polska to kraj futbolu i jestem pewien, że wasz entuzjazm dostarczy nam siły, wsparcia, wiary i razem będziemy mogli powalczyć w mistrzostwach Europy - powiedział Portugalczyk zanim jeszcze przyleciał do Polski.

Na Euro biało-czerwoni odpadli już po fazie grupowej. W trzech spotkaniach wywalczyli punkt. Na inaugurację ulegli 1:2 Słowacji, następnie zremisowali 1:1 z Hiszpanią i przegrali 2:3 ze Szwecją.

Sousa jednak pracy nie stracił, ale jego los zależał od wyników Polaków w walce o awans do MŚ 2022. Zespół zajął drugie miejsce w grupie eliminacyjnej i miał wystąpić w barażach, jednak Portugalczyk pod koniec grudnia 2021 roku niespodziewanie poinformował prezesa PZPN Cezarego Kuleszę, że chce rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron z powodu oferty z Flamengo Rio de Janeiro. W Brazylii długo miejsca nie zagrzał, ale bogatszy o doświadczenia i kolejne miliony zarobionych dolarów ostatecznie wylądował we włoskiej Salernitanie.
Jego miejsce w reprezentacji Polski zajął Czesław Michniewicz i nie przeszkodziła mu w tym nawet znajomość z „Fryzjerem”, który przez lata ustawiał wyniki meczów. Michniewicz awansował na Mundial po zwycięstwie 2:0 w Chorzowie ze Szwecją, poza tym utrzymał kadrę w najwyższej dywizji Ligi Narodów. Na Mundialu w Katarze Polska wyszła z grupy, co poprzednio udało się jej w... 1986 roku, niestety, w 1/8 finału przegrała 1:3 z Francją. Sporo wątpliwości wzbudził defensywny styl biało-czerwonych w fazie grupowej, w której zremisowali 0:0 z Meksykiem, wygrali 2:0 z Arabią Saudyjską i przegrali 0:2 z Argentyną.
Jednak kroplą, która przelała czarę, była tzw. afera premiowa - doprowadziła do kłótni w drużynie przy podziale 30 milionów obiecanych przez premiera.
Michniewicz musiał więc odejść, a Kulesza postawił na Fernando Santosa, który z reprezentacją Portugalii wygrał mistrzostwa Europy (2016) i Ligę Narodów (2019).
Niestety, skończyło się kolejnym wielkim rozczarowaniem...
Nowego selekcjonera poznamy do 20 września.