Wiózł nastolatki, rozbił radiowóz. Jest finał procesu byłego policjanta

2025-06-03 21:43:29(ost. akt: 2025-06-03 21:46:50)

Autor zdjęcia: Policja

Przed pruszkowskim sądem rejonowym zakończył się proces byłego policjanta Janusza R., który ponad dwa lata temu, wioząc radiowozem dwie nastolatki, spowodował wypadek w podwarszawskich Dawidach Bankowych. Wyrok ma zapaść w połowie czerwca.
Do wypadku z udziałem nastolatek doszło w styczniu 2023 roku. Policjanci z Pruszkowa otrzymali wówczas zgłoszenie o zaprószeniu ognia. Odjeżdżając z miejsca interwencji, zabrali do radiowozu dwie nastolatki z grupy, która zgłosiła to zdarzenie. Chwilę potem w podwarszawskich Dawidach Bankowych policjant kierujący radiowozem stracił panowanie nad samochodem i uderzył w drzewo. Pojazd został rozbity, a dziewczyny ranne.

Jeden z policjantów został oskarżony o przekroczenie uprawnień i o niedopełnienie obowiązków służbowych poprzez nieudzielenie pomocy pokrzywdzonym w wypadku.

We wtorek w Sądzie Rejonowym w Pruszkowie odbyła się ostatnia rozprawa, podczas której zamknięty został przewód sądowy.

Wcześniej oskarżony Janusz R. kontynuował składanie wyjaśnień. Odpowiadając na pytania sądu i swojej obrończyni adwokat Jolanty Turczynowicz-Kieryłło, wielokrotnie podkreślał, że przewożenie radiowozem postronnych osób jest w policji praktyką powszechnie stosowaną.

Wspomniał m.in., że w dniu, w którym doszło do wypadku w Dawidach Bankowych, zawiózł do domu starszą kobietę. Na przewiezienie nastolatek zdecydował się, bo liczył, że w ten sposób dowie się czegoś na temat okoliczności, w jakich doszło do zaprószenia ognia.

Jego zdaniem do wypadku doszło, bo na drodze, brakowało odpowiedniego oznakowania. Dodatkowo został zaskoczony przez zbliżające się do drogi dzikie zwierzę.

Wyjaśniał także, że w wyniku zderzenia został ogłuszony poduszką powietrzną. Jako ostatni wysiadł z radiowozu i zajął się zabezpieczeniem pojazdu oraz komunikacją z dyżurnym policjantem z komendy w Pruszkowie. Swojemu partnerowi zlecił natomiast sprawdzenie, w jakim stanie są nastoletnie pasażerki.

W swojej mowie końcowej prokurator Maryla Potrzyszcz-Doraczyńska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie przyznała, że zeznania pokrzywdzonych i świadków były sprzeczne z informacjami podanymi tuż po zdarzeniu przez media, jakoby oskarżony porwał nastolatki. Obie przyznały, że wsiadły do samochodu dobrowolnie.

Prokurator podkreśliła jednak, że tezy sformułowane w ramach linii obrony nie znalazły potwierdzenia w przywołanym materiale dowodowym.

M.in. biegli sądowi wydali opinię, z której wynika, że do wypadku doszło z powodu niedostosowania prędkości do warunków panujących na drodze.

Jak mówiła prok. Potrzyszcz-Doraczyńska, Janusz R. zabrał do radiowozu osoby postronne wbrew obowiązującym przepisom. Kontynuował jazdę, choć zgłaszały one, że nie mają zapiętych pasów bezpieczeństwa, spowodował wypadek i nie udzielił pomocy poszkodowanym - także z obawy i chęci ukrycia przed przełożonymi faktu ich przewożenia.

Jej zdaniem wina oskarżonego nie budzi wątpliwości, a czyny charakteryzują się wysokim stopniem szkodliwości społecznej i osłabiają autorytet policji.

Prokurator wniosła o uznanie winy i m.in. wymierzenie kary roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania przez trzy lata, orzeczenie nawiązek na rzecz poszkodowanych kobiet, podanie wyroku do publicznej wiadomości oraz publiczne przeprosiny obu poszkodowanych.

Pełnomocniczka poszkodowanej Igi Delegi (kobieta zgodziła się na podanie imienia i nazwiska oraz na udostępnienie wizerunku) adwokat Barbara Śmiałkowska wniosła dodatkowo o orzeczenie na rzecz swojej klientki nawiązki w wysokości 250 tys. zł. To samo, pisemnie, zrobił adwokat Roman Giertych, reprezentujący drugą poszkodowaną.

Odpierając argumenty prokurator, obrończyni oskarżonego skupiła się na luźnej atmosferze, jaka towarzyszyła interwencji: podczas rozmowy z policjantami obie pokrzywdzone i ich znajomi żartowali - także w dwuznaczny sposób - oraz robili sobie zdjęcia i nagrywali filmiki. Materiały te nie były przedstawione w ramach postępowania dowodowego, ale wspominali o nich w swoich zeznaniach świadkowie i same pokrzywdzone.

Samo przewiezienie kobiet radiowozem nie było jej zdaniem przekroczeniem uprawnień, bo jest to powszechna praktyka, która wpisuje się w pomoc, jaką mają obywatelom nieść funkcjonariusze policji.


Zdaniem Turczynowicz-Kieryłło Janusz R. został już ukarany za to, co wydarzyło się w styczniu 2023 r.: z powodu nagonki medialnej i hejtu, jaki go spotkał, mężczyzna musiał m.in. zrezygnować z pracy w policji. Adwokatka podkreśliła także, że był on w Pruszkowie lubianym i cenionym policjantem, a przełożeni w okresie 19-letniej służby nie mieli zastrzeżeń do jego pracy.

Wniosła o uniewinnienie swojego klienta i oddalenie "absurdalnie wysokich żądań".


Janusz R. przyznał się do nieumyślnego spowodowania wypadku. Nie przyznał się do nieudzielenia pomocy poszkodowanym. "Jestem skłonny przeprosić i zadośćuczynić poszkodowanym" - powiedział przed sądem.

Z uwagi na to, że sprawa jest wielowątkowa, asesor sądowa Justyna Kokoszka odroczyła wydanie wyroku do 17 czerwca.
PAP/red.
wawa.info