Niebo zaczyna się od właściwego wyboru na ziemi

2025-05-30 22:25:31(ost. akt: 2025-05-31 09:46:22)

Autor zdjęcia: Garofalo/public domain/wikipedia.org

Święto Wniebowstąpienia Pana Jezusa jest jednym z najstarszych i najważniejszych uroczystości w kalendarzu liturgicznym Kościoła. Obchodzone jest czterdziestego dnia po Zmartwychwstaniu, co ma bezpośrednie zakorzenienie w świadectwach biblijnych, przede wszystkim w Dziejach Apostolskich: „Po swojej męce dał im wiele dowodów, że żyje, ukazując się im przez czterdzieści dni. […] A gdy to powiedział, uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go sprzed ich oczu” (Dz 1,3.9).
Święto to jest nie tylko upamiętnieniem konkretnego wydarzenia z życia Jezusa, które znamy bezpośrednio z kart Pisma Świętego, ale przede wszystkim jest to świadectwo prawdy, że Chrystus, który umarł i zmartwychwstał, powraca do Ojca, wynosząc do nieba ludzką naturę. Jezus kończy swoje widzialne przebywanie na ziemi, ale jednocześnie otwiera nowy etap w relacji Boga z człowiekiem: obecności w sakramentach, w Kościele i przez Ducha Świętego, czyli w widzialnej rzeczywistości, w której żyją wierzący.

Wniebowstąpienie naszą nadzieją

Tradycja Kościoła pierwotnego bardzo wcześnie zaczęła obchodzić tę uroczystość. Już w IV wieku św. Augustyn wspomina o niej jako o święcie, które „cały Kościół obchodzi na całym świecie” (Kazanie, 265). Z kolei św. Leon Wielki w jednej ze swoich homilii mówił: „Wniebowstąpienie Pana jest naszą nadzieją, tak jak Jego zmartwychwstanie było naszą siłą”. W Katechizmie Kościoła katolickiego (nr 665–667) zaś czytam, że Jezus jako człowiek wszedł do chwały Ojca, aby zasiąść po Jego prawicy, skąd króluje jako Pan całego stworzenia i nieustannie wstawia się za nami.

Liturgia niedzielnej uroczystości Wniebowstąpienia koncentruje się jednak nie tylko na chwale Jezusa, ale, co jest ważne, również na misji, którą zostawił swoim uczniom, czyli także nam. Ewangelia według św. Mateusza przypomina nam słowa Jezusa: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody. […] A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28,19-20). Chrystus odchodzi, ale przecież nie opuszcza człowieka, pozostaje obecny przez Ducha Świętego, którego zesłanie zapowiada właśnie w chwili wniebowstąpienia.

Dobrze przeżyć każdy dzień

W wymiarze duchowym święto to, które notabene jest mi bardzo bliskie, ma dla mnie wymiar niezwykle pokrzepiający. Pokazuje bowiem, że celem człowieka nie jest ziemia, lecz niebo. A więc co? Po prostu życie wieczne w jedności z Bogiem. To święto przypomina, że moja droga jako osoby wierzącej, choć często trudna, niepewna, pełna obaw, zwątpień, upadków, grzechów i zranień, a zarazem pełna rozmaitych próśb, ma cel i ma swój kres w chwale, jeśli tylko podążamy za Chrystusem. Ostatnio ktoś zadał mi pytanie o to, w czym upatruję sens swojego życia. Ten sens mieści się właśnie w treści tego święta – w osiągnięciu nieba przeze mnie (i przez moich bliskich), czyli mówiąc najprościej, ów sens to życie, w którym chcę dobrze przeżywać każdy dzień, tak aby dotrzeć do nieba – choćby nawet dłuższą drogą przez czyściec.

Dlaczego patrzycie w niebo?

Chrystus, wstępując do nieba, nie oddala się od człowieka, ale raczej zaprasza, a zarazem wzywa każdego chrześcijanina do tego, aby chciał to niebo osiągnąć, wskazując kierunek i cel. Chrystus Pan demonstruje, że niebo nie jest poetycką metaforą, ale rzeczywistością, która staje się dostępna dla tego, kto wybiera Boga. Nie tylko jednak deklaratywnie, ale całym konkretnym życiem. W Dziejach Apostolskich czytamy, że uczniowie patrzyli w niebo, gdy Jezus unosił się w obłoku. I wtedy pojawili się aniołowie, którzy powiedzieli: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i patrzycie w niebo?” (Dz 1,11). To pytanie jest aktualne także dziś. Bo łatwo nam wzdychać do nieba, tęsknić za wiecznością, mówić o Bogu. Ale trudniej jest tą drogą iść. Trudniej postawić Boga w centrum i z tej decyzji uczynić fundament wszystkich wyborów: zawodowych, rodzinnych, osobistych. W świecie, który coraz częściej promuje moralny relatywizm, Wniebowstąpienie przypomina, że wybór Boga (lub jego odrzucenie) nie jest jednym z wielu poglądów. To wybór fundamentalny. To opowiedzenie się po stronie dobra nawet wtedy, gdy to kosztuje karierę, kłopoty, trudności, ostracyzm ze strony tych, którzy nie chcą Boga ani w życiu publicznym, ani prywatnym. To powiedzenie „tak” przykazaniom nie dlatego, że muszę, ale dlatego, że chcę żyć prawdziwie i zgodnie z wolą Bożą, aby w konsekwencji trafić do nieba.

Jezus nie zostawił nas jednak na tej drodze sierotami, czyli bez opieki. Dał nam Ducha Świętego, aby prowadził nas tą drogą. Ale trzeba pamiętać, że Duch nie działa magicznie. Nie wchodzi z butami w nasze życie, nie wprasza się na siłę. On czeka na indywidualną zgodę. Na nasze „tak”, które musi być powtarzane każdego dnia: w pracy, w małżeństwie, w samotności, w cierpieniu i w radości, w dokonywaniu codziennych wyborów.

Niebo to nie marzenie – to przeznaczenie

Niebo nie zaczyna się po śmierci. Ono zaczyna się tu i teraz, we wnętrzu człowieka, który dziś wybiera życie w prawdzie, w przestrzeni wolności, pokoju, ładu, także w perspektywie społecznej. Zaczyna się od świadomych, dobrych, słusznych i prawych wyborów w sferze prywatnej i publicznej. Zaczyna się od wyboru dobra, miłości, prawa i sprawiedliwości i odrzucania tego, co niegodziwe, powierzchowne, zakłamane, niezgodne z Bożym Dekalogiem. Chrześcijanin, aby trafić do nieba, nie może iść za tym, co jest tylko popularne, łatwe i modne, lecz za tym, co jest przede wszystkim prawe i godziwe. Nie może zgadzać się na bylejakość w relacjach, w sumieniu, w miłości, po prostu w życiu, czy to własnym, czy to publicznym.

Niebo nie jest automatycznym finałem naszej ziemskiej egzystencji. Nie jest nagrodą pocieszenia. Jest konsekwencją życiowych decyzji. Każdy z nas musi sam zdecydować, czy idzie za Chrystusem, czy tylko Go podziwia z daleka, czy poświęca mu swój czas, czy przypomina sobie o Nim raz do roku.
Pan nie wstąpił do nieba, żeby zostawić nas samych, ale żeby pociągnąć nas tam, gdzie On już jest. Ale my nie dotrzemy do Niego, jeśli nie zdecydujemy się żyć jak On, czyli z otwartym, prawym umysłem, czystym sumieniem i wyborem, którego nie boimy się dokonać jako znaku sprzeciwu. Bo tylko ten, kto naprawdę wybiera Boga w codziennych decyzjach, może z nadzieją patrzeć w górę. I wiedzieć, że niebo to nie tylko marzenie, lecz moje przeznaczenie. Ale dla tych, którzy już tu, na ziemi, czynią Boga swoim wyborem.

Zdzisława Kobylińska