„Sąsiadka z piekła rodem”. Warszawskie osiedle pod oblężeniem jednej kobiety
2025-05-30 08:37:09(ost. akt: 2025-05-30 08:40:17)
To miało być spokojne miejsce do życia w samym centrum stolicy. Jednak dla mieszkańców jednego z warszawskich bloków codzienność przypomina raczej thriller niż sielankę.
Wszystko za sprawą jednej osoby – Beaty J., która od pięciu lat terroryzuje sąsiadów, właścicieli lokali usługowych, dostawców i przypadkowych przechodniów. Wyrzuca śmieci na samochody, rozbija szlabany, przebija opony, oblewa auta kwasem i grozi ludziom. „To kobieta, która może popełnić zbrodnię” – mówią mieszkańcy zdesperowani i przerażeni.
Beata J. wykupiła mieszkanie w budynku należącym do jednej z warszawskich spółdzielni mieszkaniowych. Od tego momentu, jak twierdzą lokatorzy i administrator budynku, zaczęło się piekło. „Oblewa auta kwasem, rzuca jajkami w okna, potrafi też zniszczyć dostawę do restauracji. Nie da się funkcjonować w takich warunkach” – opowiada Roman Tomasiewicz, administrator nieruchomości. Z relacji mieszkańców wynika, że kobieta jest agresywna, wulgarna i nieprzewidywalna.
Podczas gdy sąsiedzi próbują normalnie żyć i pracować, ona regularnie zakłóca spokój. Wpada do punktu ksero i obraża pracowników. Rozrzuca śmieci przed szkołą rysunku, rzuca w szyby, niszczy samochody klientów lokali usługowych. Pracownicy pobliskiej restauracji indyjskiej twierdzą, że jedna z dostaw została zniszczona, a samochód oblany kwasem masłowym – środkiem o wyjątkowo odrażającym zapachu i działaniu żrącym.
Mieszkańcy nie pozostają bierni – dokumentują wszystkie incydenty, nagrywają filmy, robią zdjęcia i zgłaszają sprawę policji. Problem w tym, że zanim patrol przyjedzie na miejsce, Beata J. często zdąży zniknąć. „Wsiada w taksówkę i ucieka” – opowiadają zgodnie świadkowie. W konsekwencji postępowania są często umarzane z powodu „braku znamion czynu zabronionego” lub „niewykrycia sprawcy”.
Policja zapewnia, że każde zgłoszenie traktuje poważnie i przekazuje materiały do prokuratury. Ta zaś informuje, że prowadzi kilka postępowań wobec kobiety – m.in. o zniszczenie mienia i groźby karalne. W jednym z przypadków orzeczono karę ograniczenia wolności, w innym skierowano Beatę J. na przymusowe leczenie. Niestety – po opuszczeniu placówki kobieta wróciła i kontynuuje swoje działania.
Mieszkańcy żyją w ciągłym strachu. „Czuję się bezradna. Boję się wychodzić z dziećmi na podwórko” – mówi jedna z lokatorek. „To już nie jest tylko uciążliwość – to zagrożenie życia” – dodaje inny.
Prawniczka Aleksandra Walkiewicz w rozmowie z Polsat News wskazuje, że prawo daje możliwości działania. Spółdzielnia może wystąpić do sądu o zgodę na przymusową sprzedaż mieszkania w trybie licytacyjnym. Choć eksmitowana osoba otrzymuje środki ze sprzedaży lokalu, to zniknięcie z otoczenia tak uciążliwej jednostki może przynieść ulgę wszystkim poszkodowanym. Dodatkowo, zamiast wzywać tylko policję, mieszkańcy mogą dzwonić po karetkę – jeśli istnieje podejrzenie, że osoba zagraża sobie lub innym, możliwe jest skierowanie jej na przymusowe leczenie, nawet bez zgody – ale tylko za decyzją sądu.
Jedno jest pewne – mieszkańcy nie zamierzają dłużej milczeć. Zbierają dokumentację, szukają pomocy u prawników i mediów. Mają nadzieję, że tym razem ich głos zostanie usłyszany, a prawo zadziała, zanim dojdzie do tragedii. Bo ile jeszcze można znosić życie w strachu – tylko dlatego, że jedna osoba uczyniła ich dom miejscem, którego zaczynają się bać?
wawa.info
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez