O miłości większej niż lęk

2025-05-26 12:00:00(ost. akt: 2025-05-26 14:04:38)

Autor zdjęcia: Materiał nadesłany

Na pierwszy rzut oka – zwyczajne kobiety. Żyły w klasztorach, w szpitalach, w ośrodkach wychowawczych i edukacyjnych, przy parafiach. Często niewidoczne w codziennym pośpiechu świata, schowane za habitami, skromnością i pokorą. Jednak w godzinie próby pokazały odwagę większą niż niejedna armia. Warmińskie siostry ze Zgromadzenia Świętej Katarzyny – piętnaście kobiet, które nie uciekły, kiedy nadchodziła śmierć. Nie zostawiły chorych, dzieci, starszych. Zostały – i zapłaciły za to najwyższą cenę.
Opowieść o ich życiu nie jest jedynie historią sprzed 80 lat. To opowieść o człowieczeństwie w najczystszej postaci. Warto się z nią zapoznać, choćby czytając książkę s. M. Angeli Krupińskiej CSC „Pod prąd, pod wiatr i pod fale. Droga sióstr katarzynek warmińskich męczennic”, która ukazuje biografie piętnastu sióstr zakonnych, które, jak czytam na okładce książki, potrafiły się wzbić ponad przeciętność.” I chociaż poniosły śmierć, to one w tej walce dwóch totalitaryzmów odniosły zwycięstwo. Ich śmierć, choć brutalna, nie była klęską. Była zwycięstwem To one odważyły się, zgodnie ze słowami ich założycielki bł. Reginy Protmann, „iść pod prąd, pod wiatr i pod fale”, pozostając na swoich placówkach, przy łóżkach chorych, przy parafiach, przy lokalnej ludności, z której się często się wywodziły, pracując dla niej jako pielęgniarki, opiekunki, nauczycielki, wychowawczynie, zakrystianki, administratorki.

Gdy przyszło piekło – one nie odeszły

Rok 1945. Przez Warmię i Mazury przetacza się Armia Czerwona. Dla wielu mieszkańców tych ziem oznacza to koniec znanego świata. Zbrodnie, gwałty, mordy. Trwoga, lęk o życie, pragnienie przetrwania, które jest przecież naturalnym odruchem instynktu samozachowawczego. Siostry Katarzynki też mogą próbować ucieczki, mogły próbować usunąć się z pola widzenia wroga.

A jednak... część z nich decyduje inaczej. Decyzje, których nie da się pojąć rozumem. Pogodna Siostra Krzysztofa Marta Klomfass, urodzona w Raszągu, pierwsza z męczennic, mówi jasno: woli zginąć niż zostawić pacjentów i dzieci. Zostaje. Ginie w Olsztynie, w szpitalu Mariackim, 22 stycznia 1945 roku. Jej ciało odnajduje po kilku dniach ks. Josef Steinki, pochodzący z Glotowa k. Dobrego Miasta, pracujący wówczas przy tym szpitalu w Olsztynie, obecnie Sługa Boży. Jej śmierć rozpoczyna ciąg tragedii – i świadectw. Bo każda z tych piętnastu kobiet poniosła męczeńską śmierć, nie zapierając się swojej wiary, człowieczeństwa ani miłości do drugiego człowieka.

Wielkość tych kobiet nie bierze się z cudów, które czyniły. Nie z wielkich przemówień ani bohaterskich czynów w świetle reflektorów. Ich świętość to codzienność: opatrywanie ran, karmienie głodnych, modlitwa przy szpitalnym łóżku, dodawanie nadziei. Po prostu służbą. Wierność Bogu i ludziom. Były, jak pisze siostra Angela, różne: jedne ciche, inne żywiołowe. Jedne z głęboką, kontemplacyjną wiarą, inne z darem radosnego świadectwa. Łączyło je jedno: powołanie. I gotowość, by je wypełnić do końca. Nie miały broni. Ale miały coś, czego nie potrafiła zniszczyć nawet brutalność sowieckiego najeźdźcy – miłość, której nie da się zabić. Ich wybór – aby pozostać przy chorych, dzieciach, starcach, umierających – był wyborem nie tylko religijnym, ale przede wszystkim głęboko ludzkim. Wynikającym z ich wiary i szlachetnie uformowanego sumienia.

Miłość aż po śmierć

Oprawcy ich nie oszczędzali. Siostry były bite, gwałcone, maltretowane, poniżane, wyszydzane, w sposób okrutny torturowane. Ale nie złamane. Niektóre wybaczały swoim oprawcom jeszcze przed śmiercią. Ich męczeństwo nie było tylko końcem życia – stało się świadectwem niezniszczalnej ludzkiej godności i wiary, że do końca pozostaną w najlepszych rękach Boga. „Postawy sióstr, które zginęły z rąk żołnierzy radzieckich są dla nas w pewnych momentach niewyobrażalne. To przekraczanie samych siebie, wybaczanie, miłość do drugiego człowieka, której nam w dzisiejszym świecie często brakuje” – podkreśla s. Klara Markiewicz CSC.
W dokumentach zebranych w trakcie długiego procesu beatyfikacyjnego zapisano dziesiątki świadectw mówiących o tym, jak siostry w godzinie próby potrafiły zachować pokój serca, siłę, miłość, wiarę. Kościół uznał to świadectwo, Stolica Apostolska, po wielu latach prac i analiz, wydała dekret o beatyfikacji piętnastu zakonnic.

Beatus – znaczy szczęśliwy

31 maja 2025 roku Braniewo stanie się miejscem wyjątkowym. To tam, o godzinie 11, przy bazylice św. Katarzyny Aleksandryjskiej, odbędzie się uroczysta beatyfikacja sióstr męczenniczek. Będzie jej przewodniczyć kard. Marcello Semeraro, prefekt Dykasterii Spraw Kanonizacyjnych. Dla Warmii to wydarzenie historyczne – pierwsza taka beatyfikacja na tej ziemi. Dla Zgromadzenia Świętej Katarzyny – moment celebrowania ważnego święta. Beatyfikacja tych piętnastu kobiet to nie tylko wyniesienie ich na ołtarze. To również przypomnienie, że nawet w najciemniejszych i najokrutniejszych czasach można wybrać dobro. Że można być silniejszym niż śmierć. W Braniewie, miejscu narodzin zgromadzenia, już od dawna trwają przygotowanie. W klasztorze powstała izba pamięci, siostry codziennie modlą się za wstawiennictwem męczennic. Dla nich to nie tylko historia. To przecież ich duchowe siostry.

Zaproszenie do Braniewa

Dlatego dziś – w imieniu Sióstr Katarzynek, Archidiecezji Warmińskiej oraz wszystkich, którzy wierzą, że światło jest silniejsze niż ciemność – zapraszam do Braniewa.

Przyjedźcie 31 maja 2025 roku. Uroczystości rozpoczną się już o godzinie 10 słowno-muzycznym montażem wprowadzającym w tematykę beatyfikacji. O 11 rozpocznie się Msza Święta beatyfikacyjna na placu przy bazylice św. Katarzyny. O 17 odbędzie się dziękczynienie za dar beatyfikacji, a o 18.30 koncert Elbląskiej Orkiestry Kameralnej.

Niech to będzie spotkanie ze świętością. Z odwagą. Z miłością, która transcenduje wszystko. Niech to będzie nasz wspólny hołd dla piętnastu kobiet, które – gdy świat się walił – pozostały wierne do końca. I na koniec jeszcze jedna wskazówka: módlmy się za wstawiennictwem naszych sióstr męczenniczek, zwłaszcza teraz w czasie oczekiwań na beatyfikację, ale także i potem. Bo jak mówi s. Angela Krupińska CSC „Wielu ludzi prosi o modlitwę przez wstawiennictwo tych sióstr i otrzymują łaski”. Wykorzystajmy ten moment i my, którzy zawsze potrzebujemy wsparcia Nieba.

Zdzisława Kobylińska