Miłość po polsku: piękny ideał, trudna codzienność

2025-05-22 12:54:16(ost. akt: 2025-05-22 12:59:55)

Autor zdjęcia: freestocks on Unsplash

Polacy to romantycy. Taki obraz wyłania się z badania „Anatomia relacji. O związkach twarzą w twarz” zleconego przez Gedeon Richter Polska. Zdecydowana większość Polaków uważa, że związek może trwać całe życie, a średni staż relacji wynosi 19 lat. Przeważa też pogląd, że wiążemy się z miłości. Co jednak może się kryć pod deklaracjami? – zastanawiali się eksperci zajmujący się m.in. terapią par.
Jeśli spojrzeć na statystykę, to okazuje się, że aż 83 proc. Polaków w wieku 18–69 lat będących w związku uważa, że może być on na całe życie. Średnia długość relacji wynosi 19 lat, a w związkach tej samej płci – 17 lat. Ponad dwie trzecie par (68 proc.) deklarują monogamię, a blisko co dziesiąty badany, że jest w związku z osobą tej samej płci. U tych, którzy są ze sobą 30 i więcej lat, zadowolenie z życia jest najwyższe (7,9/10). Zdecydowana większość z nich (97 proc.) to małżeństwa. Dla 89 proc. relacja jest też tą pierwszą i jedyną, którą mieli.

Dla zdecydowanej większości badanych (81 proc.) niezbędnym elementem dobrego związku jest umiejętność rozmowy, a trzy na cztery osoby uważają, że istotna jest również bliskość emocjonalna i fizyczna. Polacy czują się w związkach bezpiecznie (80 proc.), doświadczają wsparcia i miłości partnera (blisko 75 proc.).

Romantyczny mit

Eksperci, komentując silną wiarę większości badanych w to, że związek jest na całe życie zaznaczyli, że jest to „rozczulające”, ale jednocześnie zastanawiali się, na ile takie podejście sprawdza się w rzeczywistości. Z jednej strony mamy przekonanie, że związek zapewnia stabilizację i że zawieramy go z miłości, z drugiej pod tym romantycznym mitem nierzadko ukrywa się przemoc, nieszczęście, trwanie ze sobą za wszelką cenę – np. dla dzieci.

„Gdyby było tak pięknie, to dlaczego jest tak, jak jest?” – zastanawiał się w kontekście swojego zawodowego doświadczenia dr Robert Kowalczyk, seksuolog kliniczny, psycholog i psychoterapeuta z Instytutu Splot.

Jak zauważył dr Kowalczyk, ten romantyczny mit jest głęboko zakorzeniony w naszej kulturze. Dopiero z perspektywy gabinetu widać, że w związkach rodzi się czasem ogromne rozczarowanie.

„Powinno być właśnie jak w filmie romantycznym. Często daję takie porównanie do pornografii. Pornografia to oczywiście fantazja o seksie, a komedie romantyczne to taka pornografia o związkach. I niestety, jeżeli cały czas ten schemat dominuje, to mamy coraz większą liczbę pacjentów, którzy w imię takiego poczucia, że będzie wspaniale, pięknie i tak romantycznie, lądują w gabinecie” – zauważył specjalista.

Obserwacje seksuologa wskazują, że to głównie kobiety, jako „opiekunki domowego ogniska”, interesują się relacjami – mężczyźnie wystarczy w związku tylko być.

„Większość kobiet jest socjalizowanych do tego, że odpowiedzialność za związek jest po ich stronie. To kobieta ma być regulatorem, receptą na szczęście w związku, a jak jest rozczarowanie, no to oczywiście winna jest temu matka” – powiedział dr Kowalczyk.

„To właśnie kobiety dzierżą te troski związkowe” – podsumowała Marta Niedźwiecka, terapeutka i trenerka osobista, autorka podcastu „O zmierzchu”.

Potwierdza to również badanie. Pokazuje, że kobiety wobec relacji mają wyższe oczekiwania niż mężczyźni.

„Mężczyźni szybciej osiągają stan (…) zadowolenia z związku, przy mniejszej liczbie spełnionych wskaźników. A nad tym unosi się romantyczna miłość i wszyscy mają być bardzo szczęśliwi w jednym związku, który ma dźwignąć wszystko przez całe życie” – dodała Niedźwiecka.

Śmiercią miłości jest obojętność

Badanie pokazuje, że blisko w co dziesiątym związku nigdy nie dochodzi do nawet drobnych kłótni, a w przypadku niemal połowy – kłótnie zdarzają się nie częściej niż raz w miesiącu. Do częstych sprzeczek, mających miejsce minimum raz w tygodniu, przyznaje się co czwarta osoba w związku. Polacy w związkach kłócą się głównie o drobiazgi. Ale czy rzeczywiście obraz jest tak idylliczny? Eksperci wątpią. Jak zauważa terapeutka, silne napięcie można zracjonalizować sobie tym, że partner zaniedbał np. domowe obowiązki.

„Jeżeli ta para trafiłaby do gabinetu – nie mówię, że w każdym przypadku, ale w wielu – mogłoby się okazać, że pod tymi drobiazgami jest naprawdę gruz (…). Bardzo głęboki poziom niedogadania, bardzo nierówna dystrybucja odpowiedzialności związana z rodzinnymi i codziennymi zadaniami. Więc mnie te drobiazgi napawają obawą” – skomentowała wyniki badania Niedźwiecka.

Kłótnie to emocje, których czasem nie umiemy inaczej okazać. Nie oznaczają wcale śmierci związku.

„Jak przychodzi para, która się kłóci, to przynajmniej ze sobą rozmawia. I zdarza się nierzadko, że te pary bardzo dobrze ze sobą żyją. Śmiercią miłości nie jest kłótnia, ale obojętność” – podkreśla dr Kowalczyk.

Badanie pokazuje, że 33 proc. respondentów uważa, że „złość minie z czasem”, a tyleż samo kłóci się, ale rozwiązuje problem. Warto jednak w tym kontekście pamiętać – jak podkreśla terapeutka – że złość jest wysoce lepkim materiałem i zbierana latami eksploduje w ten czy inny sposób.

„Kultura nam mówi, że jak się wydarzy kłótnia, to znaczy, że dzieje się coś bardzo złego, a nie że właśnie doprecyzowujemy historię w tym związku wokół tej zmywarki, psa czy dzieci” – zauważa Niedźwiecka.

Zdaniem dr. Kowalczyka jeśli nie ma kłótni, to związek zamienia się w rodzinną firmę. Partnerzy okopują się na własnych pozycjach, przestają mieć ze sobą coś wspólnego.

„Oni po prostu zajmują się tą firmą. A dziecko, jako >>owoc żywotaprojekt