Uzbrojeni cywile mogą wzmocnić obronność Polski? Michał Sitarski komentuje

2025-03-20 19:00:00(ost. akt: 2025-03-20 17:02:01)
Michał Sitarski

Michał Sitarski

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

— Pomysł sam w sobie jest dobry, ale krótkie szkolenia nie mają sensu – to jedynie odciąganie ludzi od ich codziennych zajęć, marnowanie pieniędzy i czasu — komentuje ppłk Michał Sitarski, redaktor naczelny Frag Out! magazine, z którym rozmawiamy m.in. o szkoleniach wojskowych dla ochotników i broni palnej w Polsce.
— W ostatnim czasie premier Donald Tusk zapowiedział szkolenia wojskowe dla każdego ochotnika. Zgodnie z zapowiedziami, do 2027 Polska ma osiągnąć możliwość przeszkolenia 100 tysięcy ochotników w ciągu roku. Co prawda szczegóły nie są jeszcze znane, wiadomo jednak, że dobrowolne szkolenia mają odbywać się w trybie 1-2 dniowym i miesięcznym. Czy to dobry pomysł i czego można nauczyć się podczas jednodniowego szkolenia?
— Pomysł sam w sobie jest dobry, tylko rzeczywiście nie znamy jeszcze szczegółów. Nie wiadomo, czy szkolenia będą organizowane w przemyślany sposób. Nie ma co się oszukiwać – podczas jednodniowego czy dwudniowego szkolenia trudno nauczyć się czegokolwiek konkretnego. 
Przy szkoleniu strzeleckim – przychodzisz na strzelnicę, masz swoją broń albo korzystasz z broni szkolącego, przechodzisz przez podstawowe zasady bezpieczeństwa i zaczyna się szkolenie. A tutaj jest to jakaś forma wcielenia, czyli trzeba mieć mundur – i nawet przy założeniu, że został wydany wcześniej – to zostaje kwestia odbioru broni, dojazdu, przemieszczania się na strzelnicę – sama ta procedura, przy grupie ochotników, zajmuje około godzinę. W ciągu 8-10 godzin efektywnego szkolenia zostaje może połowa czasu. Jeśli to ma być zrobione dobrze, potrzeba czegoś więcej niż „zróbmy i będzie”. Żeby to miało sens trzeba wprowadzić jakąś formę służby wojskowej.

— Polska powinna wrócić do obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej?
— Jeśli już to nie w takiej formie jak przed 2010 rokiem – bo w sporej grupie jednostek to było nieporozumienie. Wojsko formalnie „się szkoliło”, ale w praktyce czas był marnowany – grabienie liści, malowanie płotów, szkolenia patriotyczno-polityczne. Oczywiście były jednostki, w których to wojsko rzeczywiście się szkoliło. Kwestia tego co chcemy uzyskać, bo jeśli 100 000 ludzi rocznie, którzy mają podstawowe przeszkolenie wojskowe - to spójrzmy na bazowy kurs piechoty morskiej. Nie bez powodu podstawowe szkolenie Marines trwa 13 tygodni – rozsądnie układając program, można w tym czasie solidnie wyszkolić ludzi. Rok bez intensywnego szkolenia to w dużej mierze strata czasu.

— Czyli 13 tygodni to już odpowiednia długość szkolenia?
— Po 13 tygodniach możemy mówić o całkiem dobrze wyszkolonym strzelcu, to podstawowa zasada Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych, ujęta w słynnym powiedzeniu: "Every Marine is a rifleman" („Każdy marine to strzelec”). Te 13 tygodni jest podzielone na etapy, a każdy z nich trwa kilka tygodni: przez adaptację, naukę dyscypliny, intensywny trening fizyczny, szkolenie strzeleckie, taktykę bojową po zaawansowane szkolenia polowe i testy sprawnościowe. 
Szwajcarzy maja formę zasadniczej obowiązkowej służby wojskowej dla każdego – podstawowe szkolenie rekrutów trwa 18-21 tygodni. Po tym czasie żołnierz dostaje sprzęt i idzie do domu. Do tego dochodzi system zachęt – ulgi podatkowe za uczestnictwo w późniejszym szkoleniu. Po tych 13 czy 18 tygodniach mamy żołnierza, którego bez przeszkolenia można wcielić do wojsk zmechanizowanych czy piechoty. Krótkie szkolenia są bez sensu – to jedynie odciąganie ludzi od ich codziennych zajęć, marnowanie pieniędzy i czasu.

— Wspomniani Szwajcarzy przez kolejne lata odbywają coroczne kursy doszkalające...
— Nie może być tak, że wyszkolimy człowieka dzisiaj, a potem przez siedem lat nikt się nim nie zainteresuje. W tym czasie technologia pójdzie do przodu, procedury się zmienią, a on zostanie z wiedzą, która może być już nieaktualna. Weźmy choćby szkolenia z pierwszej pomocy – standardy w ratownictwie medycznym regularnie się aktualizują. To, czego uczono kilka lat temu, może być dziś już nieaktualne. Dlatego szkolenie musi być systematyczne i dopasowane do realiów, a nie jednorazowe i zapomniane

— Według policyjnych statystyk właściwie z roku na rok rośnie liczba wydawanych pozwoleń na broń palną w Polsce. Ten wzrost obserwujemy od zmiany przepisów w 2012 roku. Na 31 grudnia 2024 r. liczba osób, którym wydano pozwolenie na broń w danym celu wynosi 367 411, przy czym należy pamiętać, że są to statystyki zawyżone, ponieważ jedna osoba może posiadać 2,3 i więcej pozwoleń. Mamy też 930 121 zarejestrowanych sztuk broni w rękach obywateli. W mediach od lat krążą wykresy obrazujące liczbę sztuk broni palnej na 100 mieszkańców, z których wynika, że Polacy są niemal najbardziej rozbrojeni w Europie. Czy rzeczywiście tak jest?
— Wszystkie te kolorowe mapki i statystyki broni na 100 obywateli to często złudne dane. Nie można patrzeć na nie wyłącznie przez pryzmat liczb, bo zakłamują rzeczywistość. Mówią nie o całej legalnej broni palnej, ale tylko o tej zarejestrowanej. Tymczasem w wielu krajach istnieją istotne różnice w regulacjach. Weźmy choćby czarnoprochowce – w Polsce nie wymagają rejestracji, ale w Niemczech już nawet wiatrówki o energii powyżej 7,5 J podlegają restrykcjom. W niektórych krajach nawet repliki ASG muszą spełniać określone wymogi dotyczące chociażby wyglądu. Kolejna kwestia – co w danym kraju możesz mieć. Patrząc na statystyki, widzimy np. w Anglii 6,2 sztuki broni na 100 mieszkańców, teoretycznie trzy razy więcej niż w Polsce. Ale co z tego, skoro większość tej broni to łamane strzelby i jednostrzałowe sztucery, które wymagają rejestracji. W Wielkiej Brytanii posiadanie sztucera jednostrzałowego jest stosunkowo proste – wystarczy być właścicielem określonego gruntu. Strzelby śrutowe czy sztucery są dostępne, ale broni krótkiej właściwie nie ma. Kaliber .22 – tak, ale żeby mieć pistolet 9 mm, trzeba być wybitnym sportowcem i spełnić mnóstwo warunków. Przykład mojego znajomego, sierżanta armii brytyjskiej – świetny strzelec, a gdy chciał zdobyć pozwolenie na karabinek AR, musiał przejść całą biurokratyczną gehennę. W efekcie kupił AR bez systemu gazowego, czyli broń, którą trzeba ręcznie przeładowywać po każdym strzale. To wszystko pokazuje, że same statystyki nic nie mówią bez kontekstu. W wielu krajach skandynawskich to broń myśliwska podbija liczby w tabelach, a jej zakup bywa bardzo prosty. Żeby wyciągać z tego realne wnioski, trzeba wiedzieć, jakie są zasady posiadania broni w danym kraju, a nie tylko patrzeć na mapki.

— Jak wygląda procedura wyrobienia pozwolenia na broń w Polsce?
— Po zmianie przepisów w 2012 roku i rozporządzeń towarzyszących w 2014 r. została zniesiona uznaniowość w wydawaniu pozwolenia na broń. Obecnie, jeśli dana osoba spełnia warunki ustawowe, to policja nie ma prawa odmówić wydania obywatelowi pozwolenia na broń. Sama procedura jest podobna do wyrobienia prawa jazdy. W przypadku pozwolenia na broń trzeba mieć ukończone 21 lat, stałe miejsce zamieszkania w Polsce, pełną zdolność do czynności prawnych, orzeczenie lekarskie i psychologiczne, pozytywną opinię komendanta komisariatu policji odpowiedniego do danego miejsca zamieszkania, nie można być także skazanym prawomocnym orzeczeniem sądu za przestępstwa umyślne. Dalej wszystko zależy od tego do jakich celów staramy się o pozwolenie – sportowych, kolekcjonerskich, łowieckich itp., czyli np. staż w klubie lub kole, egzamin na patent, wydanie licencji. Jednak znakomita większość społeczeństwa w Polsce nie jest zainteresowana posiadaniem broni.

— Z czego może to wynikać?
— Po wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą do ludzi dotarło, że choć żyliśmy w spokojnych czasach, to nie oznacza, że tak będzie zawsze. Największe "boom", jeśli chodzi o zainteresowanie bronią wśród cywilów było widoczne w latach 2022/2023, ono dalej jest, choć już nieco osłabło. Statystyki podbija nowelizacja przepisów z 2024 roku, która wprowadziła istotne ułatwienia dla funkcjonariuszy ubiegających się o pozwolenie na broń do ochrony osobistej. Aczkolwiek jest to 1 sztuka, wyłącznie broni krótkiej i wiele WPA (Wydział Postępowań Administracyjnych) uznaje odejście do cywila za ustanie istotnej przesłanki do posiadania broni. A z czego może wynikać brak zainteresowania posiadaniem broni? Myślę, że z faktu, że Polska jest bezpiecznym krajem. Przez kilkadziesiąt lat żyliśmy w świecie, w którym wojny toczyły się gdzieś daleko – Irak, Afganistan, Afryka – ale nie dotyczyły nas bezpośrednio. Do tego od końca lat 90., kiedy zorganizowana przestępczość w kraju zaczęła wyraźnie spadać, można było mówić o tym, że żyjemy w stosunkowo bezpiecznym państwie. Trochę to się zmieniło od wybuchu wojny za naszą wschodnią granicą, mamy też napływ grup przestępczych i część społeczeństwa uznała, że trzeba coś z tym zrobić. Myślę, że ludzie nie wyrabiają pozwolenia na broń, bo nie widzą takiej potrzeby. Często też nie wiedzą, jak wygląda procedura wyrobienia takiego pozwolenia, a jest ona prosta jak wyrobienie prawa jazdy. Jedynym krajem w Europie, w którym ta procedura jest łatwiejsza są Czechy. W Polsce brakuje kultury posiadania broni palnej - co nie oznacza samego posiadania broni, ale przede wszystkim znajomości przepisów.

— Większa ilość broni cywilnej w rękach prywatnych może przełożyć się realnie na zwiększenie obronności państwa?
— Nie. Wpływ prywatnej broni na potencjał obronny państwa jest minimalny. Ludzie, którzy ją mają i regularnie z niej korzystają, szkolą się, w razie „W” będą skuteczniejsi – ale tylko na poziomie indywidualnej obrony. Współczesnych konfliktów nie wygrywa się samym strzelaniem z karabinu. Powszechne jest przekonanie, że jeśli w rękach prywatnych znajduje się 6 milionów sztuk broni, to żadna armia nie odważy się na inwazję, obawiając się milionów uzbrojonych partyzantów. W rzeczywistości strzelanie z karabinu to jedynie niewielki procent tego, co jest niezbędne do skutecznych działań wojennych – decydują logistyka, dowodzenie, łączność, zaplecze i przewaga technologiczna. Jeśli cywil zacznie strzelać do obcego wojska, a nie jest częścią struktur obronnych, zostanie potraktowany jako terrorysta. Konwencja Genewska jasno określa, kiedy cywile mogą używać broni – przypadkowy Kowalski nie może ot tak strzelać do wrogich żołnierzy. A jeśli gdziekolwiek powstałaby zorganizowana grupa oporu, która zaczęłaby strzelać do zmechanizowanego batalionu z okien – budynek zostanie zrównany z ziemią w kilka minut. Tu nie ma miejsca na romantyczne wizje wojny partyzanckiej, jeśli nie ma realnego zaplecza i strategii.

— Ale jeżeli chodzi o ,,aspekt ludzki" - poczucie sprawczości, możliwości obrony domu, rodziny?
— Tak, prywatna broń ma znaczenie przede wszystkim w przypadku ochrony przed maruderami, bandytami, szabrownikami – do obrony siebie i swojego mienia. Nie jest natomiast narzędziem do walki z regularną armią.

— Ile wynosi koszt uzyskania i utrzymania pozwolenia na broń w Polsce?
— Koszt uzyskania pozwolenia na broń jest porównywalny z wyrobieniem prawa jazdy, a w wielu przypadkach nawet niższy. Składka roczna w stowarzyszeniu strzeleckim może wynosić 100 zł, ale można dołączyć też do klubu, gdzie wpisowe wynosi np. 1800 zł i obejmuje przygotowanie do egzaminu. Koszty początkowe różnią się w zależności od klubu, a także od tego, czy dana osoba miała już wcześniej kontakt z bronią. Sam koszt uzyskania pozwolenia to w sumie 1500-2500 zł, ale rozłożone w czasie (ok. 3-4 miesiące). Składa się na to przygotowanie, egzamin na patent strzelecki, badania lekarskie, wniosek do WPA. Czy to drogie hobby? Każde hobby kosztuje. Trzeba zastanowić się, co chce się robić w sporcie strzeleckim i jakiego typu broń mieć. Można być strzelcem sportowym, dynamicznym, taktycznym czy niedzielnym, rekreacyjnym. Mnóstwo czynników wpływa na to, ile ten sport będzie kosztować. Można iść po kosztach i kupić chiński karabinek CQ-A za 3500 zł, ale jeśli mamy większy budżet, to np. SCAR kosztuje 29 000 zł. Przy zakupie całego zestawu –  karabinu, pistoletu i strzelby spokojnie można zmieścić się w 5500 zł.

Zuzanna Leszczyńska

Obrazek w tresci

Michał Sitarski
fot. archiwum prywatne