Tragedia pod śmietnikiem. Ciało seniorki pozostawione na oczach mieszkańców
2025-03-11 12:05:01(ost. akt: 2025-03-11 12:11:14)
Pani Bożena zmarła nagle podczas spaceru. Mimo wysiłków ratowników, życia 74-latki nie udało się uratować. Największe oburzenie rodziny budzi jednak fakt, że jej ciało przez blisko 30 minut leżało bez zabezpieczenia przy altanie śmietnikowej.
Wnuczka zmarłej, która nagłośniła sprawę w mediach społecznościowych, nie kryje oburzenia i zastanawia się, jak można było tak potraktować człowieka. Pogotowie i policja tłumaczą, że sytuacja była skomplikowana i nie wynikała ze złej woli.
Tragiczny finał spaceru
Rodzina pani Bożeny z Makowa Mazowieckiego postanowiła opowiedzieć o zdarzeniu na lokalnym profilu „Społecznicy z Okolicy”. Bliscy nie ukrywają szoku, że po zakończeniu akcji ratunkowej ciało seniorki zostało pozostawione w worku tuż obok altany śmietnikowej, w pobliżu miejsca zabawy dzieci.
Dagmara Czapla, wnuczka pani Bożeny, opowiedziała przebieg zdarzeń. Przebywała na placu zabaw z córką, kiedy zadzwoniła sąsiadka jej babci, prosząc, by natychmiast przyszła pod blok. Po przybyciu zobaczyła, że kobieta reanimuje seniorkę. Dołączyła do niej, ale po chwili akcję przejęli ratownicy medyczni.
Według relacji bliskich, seniorka zasłabła podczas spaceru i usiadła na fotelu pod śmietnikiem. Poczatkowo przechodnie sądzili, że odpoczywa, jednak czujna sąsiadka dostrzegła, że potrzebuje pomocy.
Brak zabezpieczenia ciała
Początkowo procedury były przestrzegane prawidłowo. Pogotowie wezwało straż pożarną, która dostarczyła parawan zabezpieczający miejsce reanimacji. Po stwierdzeniu zgonu lekarz pogotowia polecił ratownikom odjazd, a parawan został zabrany wraz z karetką. Bliscy zostali sami z ciałem seniorki, które leżało na ziemi przykryte jedynie workiem.
Wnuczka zmarłej zwraca uwagę, że w pobliżu bawiły się dzieci, panowała wysoka temperatura, a teren wokół był pełen ludzi i zwierząt. Jej zdaniem, parawan powinien zostać na miejscu do czasu przyjazdu policji i karawanu.
Dodatkowe trudności pojawiły się, gdy przyjechał zakład pogrzebowy. Bliscy chcieli przenieść ciało do samochodu, ale policjanci odmówili, zanim nie została dostarczona karta zgonu. Oczekiwanie na dokument trwało długie minuty.
Tłumaczenia służb
Pogotowie i policja przedstawili własną wersję wydarzeń. Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Makowie Mazowieckim podał szczegółowy przebieg zdarzenia. Jak informuje lek. med. Jerzy Kasprzyk, zastępca dyrektora ds. lecznictwa, o 14:05 ratownicy otrzymali zgłoszenie, a o 14:19 rozstawiono parawan. O 15:12 stwierdzono zgon.
Problemem okazało się długie oczekiwanie na przyjazd policji i patomorfologa. Ostatecznie lekarz dotarł o 16:30 i przekazał ciało rodzinie, po czym parawan został zabrany.
Dyrektor szpitala, Jerzy Wielgolewski, wyjaśnia, że ratownicy sądzili, że ciało zostanie natychmiast odebrane przez rodzinę, dlatego odjechali. Jednak gdy na miejscu pojawiła się policja, okazało się, że patomorfolog nie miał przy sobie druczków do wypisania karty zgonu, co opóźniło procedurę.
Policja podkreśla, że nie ma obowiązku przewożenia parawanów w radiowozach, a funkcjonariusze musieli czekać na kartę zgonu, by przekazać ciało zakładowi pogrzebowemu.
W odpowiedzi na zaistniałą sytuację, szpital zapowiedział zmiany w procedurach. Dyrektor Wielgolewski wydał polecenie, by karetki pozostawały na miejscu zgonu w przestrzeni publicznej do przyjazdu karawanu lub innych służb. Obecnie nie jest to jednak uregulowane przepisami.
Rodzina pani Bożeny ma nadzieję, że nagłośnienie sprawy doprowadzi do poprawy procedur i uniknięcia podobnych sytuacji w przyszłości.
red./źródło: wiadomości.wp.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez