Warszawscy Robinsonowie – historie tych, którzy przetrwali w ruinach miasta

2025-01-18 08:30:37(ost. akt: 2025-01-18 04:02:50)

Autor zdjęcia: PAP

W październiku 1944 r. Niemcy zmusili pół miliona mieszkańców stolicy do opuszczenia miasta. Do 17 stycznia 1945 r. i wkroczenia wojsk sowieckich w zburzonej Warszawie ukrywało się 1,1 tys. Robinsonów. Końca wojny dożyło ok. 850. Najbardziej znanym był muzyk Władysław Szpilman.
2 października 1944 r., po 63 dniach walki, zakończyło się Powstanie Warszawskie. Zginęło ok. 18 tys. powstańców, a 25 tys. zostało rannych. Straty wśród ludności cywilnej wynosiły ok. 180 tys. zabitych. Niemcy zmusili pół miliona cywilów do opuszczenia miasta. Przez obóz w Pruszkowie trafili do obozów pracy w Rzeszy oraz obozów koncentracyjnych. Nie wszyscy jednak opuścili stolicę.

"Warszawskim Robinsonem możemy nazwać osobę, która ukrywała się przed niemieckimi okupantami w stolicy od 1 sierpnia 1944 r. - dnia wybuchu Powstania Warszawskiego - aż do 17 stycznia 1945 r., wkroczenia wojsk sowieckich i polskich do zburzonej w 80 proc. stolicy" - powiedział PAP historyk Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk i autor monografii o ukrywających się Robinsonach dr Michał Studniarek.

Naukowiec szacuje, że takich osób było ok. 1,1 tys. Ustalił, że 576 z ich stanowili Żydzi, uciekinierzy z getta lub osoby ukrywające się po aryjskiej stronie i mające fałszywe dokumenty. 275 ukrywających się to Polacy. Było także kilku Rosjan lub przedstawicieli różnych sowieckich republik - jeńców, którzy zbiegli z niemieckiej niewoli. "W przypadku ponad 200 osób nie mamy bliższych danych" - ocenia badacz.

Najbardziej znanym z Robinsonów był muzyk i kompozytor żydowskiego pochodzenia Władysław Szpilman (1911-2000). Ukrywał się na ostatnim piętrze kamienicy przy al. Niepodległości 227/233. Przez pewien czas przebywał w pobliskim budynku szpitala. "W gmachu nie było wodociągu, stały przeciwpożarowe beczki napełnione wodą, pokrytą opalizującym kożuchem, pełną zdechłych much, komarów i pająków. Mimo to zacząłem łapczywie pić" - wspominał Szpilman.

Muzyk cierpiał głód. W chwili załamania podjął próbę samobójczą, jednak przeżył wojnę dzięki pomocy niemieckiego oficera Wilhelma Hosenfelda. Jednak był to wyjątek - wielu schwytanych Robinsonów Niemcy zamordowali na miejscu.

"Robinsonowie stanowili przekrój przez całe społeczeństwo - od osób bez zawodu, przez robotników, rzemieślników, sprzedawców, po inteligencję, z profesorami uczelni włącznie. Najczęściej były to osoby w średnim wieku" - wyjaśnił dr Studniarek. Podkreślił, że Robinsonowie ukrywali się przy wyjątkowo niesprzyjającej aurze - od października do stycznia temperatury spadały poniżej zera, padał deszcz, a od połowy listopada - śnieg, który mógł zdradzić kryjówkę.

"Piwnica czy poddasze w niezniszczonym budynku nie zapewniały dobrego schronienia. Niemcy często wrzucali tam granaty przez okienka piwniczne" - wskazał. "Modelowa kryjówka to taka, która była trudno dostępna z zewnątrz, np. w częściowo zrujnowanym budynku, do którego Niemcy obawiali się wejść ze względu na ryzyko zawalenia się ściany czy stropu" - podkreślił historyk. Kluczowy był dostęp do wody i żywności.

Z ok. 1,1 tys. Robinsonów tylko kilka osób ukrywało się samotnie. "Szanse przeżycia wzrastały w grupie" - ocenił dr Studniarek. "Do końca okupacji i wojny dożyło ok. 850 z nich" - podsumował.


red./PAP