Hubert Jaśtak: Lęk pomógł mi stać się dzielnym człowiekiem
2025-01-15 17:24:05(ost. akt: 2025-01-15 17:28:13)
— Napisałem o lęku. Tym, którego my, ludzie, staramy się nie zauważać. Towarzyszył mi całe życie i paradoksalnie to on pomógł mi stać się prawdziwie dzielnym człowiekiem — mówi mieszkający w Warszawie Hubert Jaśtak, z którym rozmawiamy o karierze aktorskiej, poszukiwaniu siebie i książce „Kto powiedział ci, jak żyć?”.
— Urodziłeś się i wychowałeś w Nidzicy. Jak dalej potoczyły się Twoje losy?
— Dla nidziczanina, który zamierza się dalej kształcić, kolejnym naturalnym krokiem jest wyjazd do większego miasta. Dla kogoś, kto nie był wcześniej typem podróżnika i większość życia spędził w domu, Olsztyn, który jest całkiem niedaleko, wydaje się najlepszą opcją. Zacząłem studia na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, na kierunku stosunki międzynarodowe. Nigdy nie interesowałem się polityką, po prostu na tym kierunku było najmniej zajęć, a czas, który miałem, poświęciłem na zgłębianie sztuki. Dostałem się do teatru Kloszart, działającym pod skrzydłami Teatru Jaracza. To właśnie tam stawiałem pierwsze poważniejsze kroki aktorskie, wyjeżdżałem na festiwale, gdzie razem z resztą obsady zdobywaliśmy wyróżnienia, m.in. w Warszawie. Tam też był mój kolejny przystanek. W końcu to w naszej stolicy jest najwięcej możliwości i tutaj przybywa większość przepełnionych ambicjami duszyczek.
— Dla nidziczanina, który zamierza się dalej kształcić, kolejnym naturalnym krokiem jest wyjazd do większego miasta. Dla kogoś, kto nie był wcześniej typem podróżnika i większość życia spędził w domu, Olsztyn, który jest całkiem niedaleko, wydaje się najlepszą opcją. Zacząłem studia na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, na kierunku stosunki międzynarodowe. Nigdy nie interesowałem się polityką, po prostu na tym kierunku było najmniej zajęć, a czas, który miałem, poświęciłem na zgłębianie sztuki. Dostałem się do teatru Kloszart, działającym pod skrzydłami Teatru Jaracza. To właśnie tam stawiałem pierwsze poważniejsze kroki aktorskie, wyjeżdżałem na festiwale, gdzie razem z resztą obsady zdobywaliśmy wyróżnienia, m.in. w Warszawie. Tam też był mój kolejny przystanek. W końcu to w naszej stolicy jest najwięcej możliwości i tutaj przybywa większość przepełnionych ambicjami duszyczek.
— To był impuls?
— Tak, wyjechałem z dnia na dzień. Stwierdziłem, że po prostu trzeba to zrobić. Znalazłem pierwszy lepszy pokój 2 m kw., a większość dnia i nocy przebywałem na planach jako statysta. Tam też dostałem pierwsze mikroepizody w produkcjach takich jak „Porady na zdrady”, „Reakcja łańcuchowa” czy „To tylko przyjaźń”.
Następnie na pewnym nocnym planie usłyszałem, że na drugi dzień jest rekrutacja do szkoły aktorskiej Machulskich. Trzeba było przygotować dwa wiersze, fraszkę i piosenkę. Wierszy nauczyłem się na planie, a piosenkę mogłem zaśpiewać autorską, ponieważ w Nidzicy grałem w kapelach Outremer czy Defenestration i parę utworów zdarzyło mi się napisać. Ten, z którego jestem najbardziej dumny, można znaleźć na YouTube, wpisując „Creeig — Bezmiar”. Stwierdziłem zatem, że po planie przejdę się na rekrutację. Czemu nie?
— Tak, wyjechałem z dnia na dzień. Stwierdziłem, że po prostu trzeba to zrobić. Znalazłem pierwszy lepszy pokój 2 m kw., a większość dnia i nocy przebywałem na planach jako statysta. Tam też dostałem pierwsze mikroepizody w produkcjach takich jak „Porady na zdrady”, „Reakcja łańcuchowa” czy „To tylko przyjaźń”.
Następnie na pewnym nocnym planie usłyszałem, że na drugi dzień jest rekrutacja do szkoły aktorskiej Machulskich. Trzeba było przygotować dwa wiersze, fraszkę i piosenkę. Wierszy nauczyłem się na planie, a piosenkę mogłem zaśpiewać autorską, ponieważ w Nidzicy grałem w kapelach Outremer czy Defenestration i parę utworów zdarzyło mi się napisać. Ten, z którego jestem najbardziej dumny, można znaleźć na YouTube, wpisując „Creeig — Bezmiar”. Stwierdziłem zatem, że po planie przejdę się na rekrutację. Czemu nie?
— Poszedłeś się i...
— Kiedy dotarłem prosto z planu, ujrzałem grono zestresowanych ludzi, którzy czekali przed szerokimi, starymi drzwiami. Między nimi przedzierali się drugoroczni, którzy dodatkowo zagęszczali atmosferę strachu i rozpaczy opowieściami o tym, jak przerażający był ich etap rekrutacji. Ja, prawdę mówiąc, skupiony byłem na czymś innym. Na pustej kanapie. Usiadłem wycieńczony po całonocnym planie instynktownie położyłem głowę na oparciu i natychmiast usnąłem. Obudził mnie jeden z drugorocznych wiadomością, że jest moja kolej. Zerwałem się z kanapy i wbiegłem do środka. Powitało mnie grono uczniów na krzesłach, a na przedzie dyrekcja wraz z kadrą nauczycielską. Kazano mi śpiewać, tańczyć, a ze względu na moją atletyczną budowę robić pompki z drugoroczną siedzącą mi na plecach. Były też pytania z teoretycznej wiedzy o teatrze, a na końcu przyszła kolej na grę aktorską. Zdałem. Ledwo. Zostałem przepuszczony warunkowo. Warunkiem była dykcja. Jeżeli jej nie poprawię na koniec semestru, to wylecę. Podobno zrobiłem największy progres w grupie.
— Kiedy dotarłem prosto z planu, ujrzałem grono zestresowanych ludzi, którzy czekali przed szerokimi, starymi drzwiami. Między nimi przedzierali się drugoroczni, którzy dodatkowo zagęszczali atmosferę strachu i rozpaczy opowieściami o tym, jak przerażający był ich etap rekrutacji. Ja, prawdę mówiąc, skupiony byłem na czymś innym. Na pustej kanapie. Usiadłem wycieńczony po całonocnym planie instynktownie położyłem głowę na oparciu i natychmiast usnąłem. Obudził mnie jeden z drugorocznych wiadomością, że jest moja kolej. Zerwałem się z kanapy i wbiegłem do środka. Powitało mnie grono uczniów na krzesłach, a na przedzie dyrekcja wraz z kadrą nauczycielską. Kazano mi śpiewać, tańczyć, a ze względu na moją atletyczną budowę robić pompki z drugoroczną siedzącą mi na plecach. Były też pytania z teoretycznej wiedzy o teatrze, a na końcu przyszła kolej na grę aktorską. Zdałem. Ledwo. Zostałem przepuszczony warunkowo. Warunkiem była dykcja. Jeżeli jej nie poprawię na koniec semestru, to wylecę. Podobno zrobiłem największy progres w grupie.
— Słyszałam, że zapragnąłeś być aktorem po obejrzeniu „Władcy pierścieni”?
— Dokładnie tak było. Ta trylogia nie bez powodu zdobyła tyle Oscarów. Poruszyła moją dziecięcą wyobraźnię i wrażliwość i zakorzeniła się we mnie do dzisiaj. Staram się ją oglądać raz na 2-3 lata, razem z moimi znajomymi, równie jak ja zakochanymi w Śródziemiu. Wydaje mi się, że to świat fantasy Tolkiena pozwolił mi się oderwać od rzeczywistości, w której byłem małym, pulchnym chłopcem, i zabrał mnie do świata, gdzie wyobrażałem sobie siebie jako bohatera, który jest w stanie uratować świat przed zagładą. Między innymi to ten film nauczył mnie marzyć.
— Dokładnie tak było. Ta trylogia nie bez powodu zdobyła tyle Oscarów. Poruszyła moją dziecięcą wyobraźnię i wrażliwość i zakorzeniła się we mnie do dzisiaj. Staram się ją oglądać raz na 2-3 lata, razem z moimi znajomymi, równie jak ja zakochanymi w Śródziemiu. Wydaje mi się, że to świat fantasy Tolkiena pozwolił mi się oderwać od rzeczywistości, w której byłem małym, pulchnym chłopcem, i zabrał mnie do świata, gdzie wyobrażałem sobie siebie jako bohatera, który jest w stanie uratować świat przed zagładą. Między innymi to ten film nauczył mnie marzyć.
— Jesteś znany głównie z „Nieprzygotowanych”, produkcji o tematyce szkolnej, która była emitowana na YouTube. Jak to się stało, że zacząłeś grać w serialu?
— Casting. Dokładnie 5 etapów i 3 miesiące niepewności. Trzymali nas na dystans nawet po emisji pierwszych odcinków. Po 2 latach dowiedziałem się, że byłem pewniakiem od samego początku. Miła odmiana po setkach przegranych castingów wcześniej, prawda? W tej branży jest jednak dużo zmiennych, a ty masz wpływ mniej więcej na 50% z nich. Czasem ktoś niesamowicie zagra, ale jeżeli znajdzie się ktoś wyżej, komu nie pasuje twoja lewa brew, to niestety odrzucą cię bez mrugnięcia okiem.
Miałem raz sytuację, że nie wspomniałem o swojej wcześniejszej popularności, a produkcja po 3 etapie castingu (wyjazdowego do Wrocławia) wzięła kogoś innego, bo jest youtuberem. Przyznam: najpierw się zdenerwowałem, a potem uśmiałem.
— Casting. Dokładnie 5 etapów i 3 miesiące niepewności. Trzymali nas na dystans nawet po emisji pierwszych odcinków. Po 2 latach dowiedziałem się, że byłem pewniakiem od samego początku. Miła odmiana po setkach przegranych castingów wcześniej, prawda? W tej branży jest jednak dużo zmiennych, a ty masz wpływ mniej więcej na 50% z nich. Czasem ktoś niesamowicie zagra, ale jeżeli znajdzie się ktoś wyżej, komu nie pasuje twoja lewa brew, to niestety odrzucą cię bez mrugnięcia okiem.
Miałem raz sytuację, że nie wspomniałem o swojej wcześniejszej popularności, a produkcja po 3 etapie castingu (wyjazdowego do Wrocławia) wzięła kogoś innego, bo jest youtuberem. Przyznam: najpierw się zdenerwowałem, a potem uśmiałem.
— Jak się czułeś, kiedy ludzie zaczęli rozpoznawać cię na ulicy?
— Dziwnie. Jest to niesamowicie dziwne, szczególnie jeżeli rusza z taką prędkością. Przez bardzo długi czas broniłem się przed tym. Kiedy podchodzili do mnie ludzie z pytaniem o zdjęcie, miałem dziwne poczucie, że na to nie zasługuję. Przecież jestem taki sam jak wy, więc czemu chcecie robić sobie ze mną zdjęcia? Przyznam, że ciężko poradzić sobie ze sławą w młodym wieku. A może i w każdym? Tego nie wiem.
— Dziwnie. Jest to niesamowicie dziwne, szczególnie jeżeli rusza z taką prędkością. Przez bardzo długi czas broniłem się przed tym. Kiedy podchodzili do mnie ludzie z pytaniem o zdjęcie, miałem dziwne poczucie, że na to nie zasługuję. Przecież jestem taki sam jak wy, więc czemu chcecie robić sobie ze mną zdjęcia? Przyznam, że ciężko poradzić sobie ze sławą w młodym wieku. A może i w każdym? Tego nie wiem.
— Czym zajmowałeś się po „Nieprzygotowanych”?
— Trochę tego było. Świeżo po „Nieprzygotowanych” zacząłem produkcję własnego serialu „Dortmund Dart i księga opowieści”. Była to abstrakcyjna seria, inspirowana „Księgą niefortunnych zdarzeń” z narratorem, który przebijał czwartą ścianę i ingerował w losy bohaterów. Niestety, przez brak budżetu i brak zdolności do ich zdobywania serial skończył się na pilotażowym odcinku i kilku scenariuszach. Potem zająłem się muzyką. Nagrałem 12 utworów, z czego upubliczniłem 5. Z 3 jestem zadowolony. Kiedy i to mi nie poszło, przez wyobrażenie, jak łatwo przyszła popularność „Nieprzygotowanych”, skupiłem się na szlifowaniu innych umiejętności. W międzyczasie dalej grałem w serialach telewizyjnych. Prześlizgnąłem się przez „Na dobre i na złe”, „Na Wspólnej”, „Komisarza Aleksa”, „Ojca Mateusza” i miałem 2 sezony w serialu „Korona królów: Jagiellonowie” jako żaczek Uniwersytetu Krakowskiego. Było w międzyczasie też parę prób produkcji serialu razem z kolegami z branży, ale produkcja to ciężki kawał chleba, może nawet cięższy niż zdobycie pracy przez aktora. Mniej więcej wtedy stwierdziłem, że chcę opowiadać choćby nie wiem co i chcę to robić prosto z serca. Pisałem już od jakiegoś czasu scenariusze do filmów, seriali i gier i pomyślałem sobie, że istnieje coś, do czego nie potrzebuję takiego nakładu finansowego jak do wcześniejszych rzeczy. Pomyślałem o napisaniu książki. Usiadłem i zacząłem pisać. Pierwsze podejście skończyło się porażką. Okazało się, że nie jest tak łatwo napisać kolosa na 300 stron. A, i trzeba wiedzieć, o czym chcesz napisać. Uświadomiłem sobie, dlaczego „Władca pierścieni” był tak dobry. Nie skupiał się na elfach, magii i orkach, to tylko otoczka. Tolkien opowiadał nam o braterstwie, pokonywaniu przeciwności losu i osiąganiu niesamowitych rzeczy przez zupełnie niepozornych bohaterów. On mówił o tym, co piękne w człowieczeństwie i że żadne okrucieństwo ani tyrania tego nie zwycięży. Napisałem więc o lęku. Tym, którego my, ludzie, staramy się nie zauważać. Towarzyszył mi całe życie i paradoksalnie to on pomógł mi stać się prawdziwie dzielnym człowiekiem. Podobnie uczynił w przypadku moich głównych bohaterów, Grega i Dzieciaka.
— Trochę tego było. Świeżo po „Nieprzygotowanych” zacząłem produkcję własnego serialu „Dortmund Dart i księga opowieści”. Była to abstrakcyjna seria, inspirowana „Księgą niefortunnych zdarzeń” z narratorem, który przebijał czwartą ścianę i ingerował w losy bohaterów. Niestety, przez brak budżetu i brak zdolności do ich zdobywania serial skończył się na pilotażowym odcinku i kilku scenariuszach. Potem zająłem się muzyką. Nagrałem 12 utworów, z czego upubliczniłem 5. Z 3 jestem zadowolony. Kiedy i to mi nie poszło, przez wyobrażenie, jak łatwo przyszła popularność „Nieprzygotowanych”, skupiłem się na szlifowaniu innych umiejętności. W międzyczasie dalej grałem w serialach telewizyjnych. Prześlizgnąłem się przez „Na dobre i na złe”, „Na Wspólnej”, „Komisarza Aleksa”, „Ojca Mateusza” i miałem 2 sezony w serialu „Korona królów: Jagiellonowie” jako żaczek Uniwersytetu Krakowskiego. Było w międzyczasie też parę prób produkcji serialu razem z kolegami z branży, ale produkcja to ciężki kawał chleba, może nawet cięższy niż zdobycie pracy przez aktora. Mniej więcej wtedy stwierdziłem, że chcę opowiadać choćby nie wiem co i chcę to robić prosto z serca. Pisałem już od jakiegoś czasu scenariusze do filmów, seriali i gier i pomyślałem sobie, że istnieje coś, do czego nie potrzebuję takiego nakładu finansowego jak do wcześniejszych rzeczy. Pomyślałem o napisaniu książki. Usiadłem i zacząłem pisać. Pierwsze podejście skończyło się porażką. Okazało się, że nie jest tak łatwo napisać kolosa na 300 stron. A, i trzeba wiedzieć, o czym chcesz napisać. Uświadomiłem sobie, dlaczego „Władca pierścieni” był tak dobry. Nie skupiał się na elfach, magii i orkach, to tylko otoczka. Tolkien opowiadał nam o braterstwie, pokonywaniu przeciwności losu i osiąganiu niesamowitych rzeczy przez zupełnie niepozornych bohaterów. On mówił o tym, co piękne w człowieczeństwie i że żadne okrucieństwo ani tyrania tego nie zwycięży. Napisałem więc o lęku. Tym, którego my, ludzie, staramy się nie zauważać. Towarzyszył mi całe życie i paradoksalnie to on pomógł mi stać się prawdziwie dzielnym człowiekiem. Podobnie uczynił w przypadku moich głównych bohaterów, Grega i Dzieciaka.
— W zeszłym roku wydałeś książkę „Kto powiedział ci, jak żyć?”. Co możesz zdradzić o fabule książki i procesie jej powstawania?
— Nie jest to pozycja dla każdego. Jest ciężka, mocno egzystencjalna, momentalnie brutalna. Jest w niej w większości mrok, ale kiedy już pojawia się światło, to świeci bardzo jasno. Jest dla tych, którzy odczuwają wewnętrzną potrzebę, by eksplorować własne wnętrze, by je poznać, a nawet zaakceptować. Właśnie dzięki tej ciężkości uważam, że człowiek po tej pozycji może poczuć się dużo lżej z samym sobą.
/// Oficjalny opis ze strony Jastaksiegi.pl: „O tym, co w nas siedzi i co by było, gdyby wylazło na zewnątrz. Ludzkie traumy i lęki wiją w nas po cichu gniazda. Staramy się ich nie zauważać, a one kochają być niedostrzegalne, przynajmniej do momentu, kiedy nie stają się na tyle wielkie, by pożreć nas w całości. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak jest to niebezpieczne, głównie dlatego, że dzieje się to w sferze niedostrzegalnej ludzkiej natury.
Co jednak, gdybyś spotkał się z nimi twarzą w twarz?
Greg jest facetem po trzydziestce, przeżył już trochę i nie bardzo ma ochotę na więcej. Wszystko zaczyna wyglądać dla niego jednakowo. Codzienny wyrzyg tej samej monotonii i wszechogarniająca szarość codzienności. Niestety, gdy spotka tajemniczą kobietę w zatęchłym pubie, przekona się, ile jeszcze życie może mieć barw i jak ciemne mogą one być”. Książkę można dostać w Empiku oraz większości księgarni cyfrowych. Dla chętnych także jest dostępna zapowiedź na YouTube lub Instagramie: hubert.jastak. ///
— Lubisz wracać do rodzinnego miasta?
— Uwielbiam. Chociaż robię to coraz rzadziej. Kiedy tylko przekraczam granicę Warmii i Mazur, czas magicznie zwalnia, a ja zaczynam instynktownie brać głębsze wdechy. Dopiero teraz doceniam to coraz bardziej. Co ważniejsze, jest tam moja kochana rodzinka, dzięki której jestem tym, kim jestem. I będę im za to zawsze wdzięczny.
— Nie jest to pozycja dla każdego. Jest ciężka, mocno egzystencjalna, momentalnie brutalna. Jest w niej w większości mrok, ale kiedy już pojawia się światło, to świeci bardzo jasno. Jest dla tych, którzy odczuwają wewnętrzną potrzebę, by eksplorować własne wnętrze, by je poznać, a nawet zaakceptować. Właśnie dzięki tej ciężkości uważam, że człowiek po tej pozycji może poczuć się dużo lżej z samym sobą.
/// Oficjalny opis ze strony Jastaksiegi.pl: „O tym, co w nas siedzi i co by było, gdyby wylazło na zewnątrz. Ludzkie traumy i lęki wiją w nas po cichu gniazda. Staramy się ich nie zauważać, a one kochają być niedostrzegalne, przynajmniej do momentu, kiedy nie stają się na tyle wielkie, by pożreć nas w całości. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak jest to niebezpieczne, głównie dlatego, że dzieje się to w sferze niedostrzegalnej ludzkiej natury.
Co jednak, gdybyś spotkał się z nimi twarzą w twarz?
Greg jest facetem po trzydziestce, przeżył już trochę i nie bardzo ma ochotę na więcej. Wszystko zaczyna wyglądać dla niego jednakowo. Codzienny wyrzyg tej samej monotonii i wszechogarniająca szarość codzienności. Niestety, gdy spotka tajemniczą kobietę w zatęchłym pubie, przekona się, ile jeszcze życie może mieć barw i jak ciemne mogą one być”. Książkę można dostać w Empiku oraz większości księgarni cyfrowych. Dla chętnych także jest dostępna zapowiedź na YouTube lub Instagramie: hubert.jastak. ///
— Lubisz wracać do rodzinnego miasta?
— Uwielbiam. Chociaż robię to coraz rzadziej. Kiedy tylko przekraczam granicę Warmii i Mazur, czas magicznie zwalnia, a ja zaczynam instynktownie brać głębsze wdechy. Dopiero teraz doceniam to coraz bardziej. Co ważniejsze, jest tam moja kochana rodzinka, dzięki której jestem tym, kim jestem. I będę im za to zawsze wdzięczny.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez