Odkrycie roku: lek na odchudzanie bez skutków ubocznych

2024-11-18 12:26:56(ost. akt: 2024-11-18 12:27:39)

Autor zdjęcia: PAP

Nowy kierunek leczenia otyłości, polegający na zmniejszeniu apetyt, zwiększeniu wydatku energetycznego i poprawie wrażliwości na insulinę, bez powodowania skutków ubocznych, takich jak nudności czy utrata masy mięśniowej - opisali naukowcy z Uniwersytetu Kopenhaskiego.
Ich odkrycie, opublikowane na łamach czasopisma „Nature”, może doprowadzić do powstania nowej terapii dla milionów osób z otyłością i cukrzycą typu 2, które nie reagują dobrze na obecnie dostępne sposoby leczenia.

W ostatnich miesiącach głośno jest o lekach ułatwiających odchudzanie, takich jak Ozempic, Wegovy czy Mounjaro, które opierają się na hormonach inkretynowych, np. GLP-1. Przynoszą one korzyści wielu pacjentom na całym świecie, poprawiając funkcje nerek, zmniejszając ryzyko incydentów sercowo-naczyniowych i chroniąc przed neurodegeneracją. Jednak powodują silne skutki uboczne (gównie nudności i wymioty), przez co wiele osób przerywa ich stosowanie. Ponadto, jak sugerują badania, terapie te są znacznie mniej skuteczne w obniżaniu masy ciała u osób z otyłością i cukrzycą typu 2 w porównaniu do tych, które mają tylko otyłość lub tylko cukrzycę. Tymczasem chorujących na obie te przypadłości jednocześnie jest na świecie już ponad 380 mln.

Teraz naukowcy z Kopenhagi zidentyfikowali zupełnie nowego kandydata na lek, który wydaje się skutecznie obniżać apetyt bez utraty masy mięśniowej i przykrych efektów ubocznych. W przeciwieństwie do obecnej generacji leków zwiększa on także wydatek energetyczny organizmu, czyli zdolność do spalania kalorii.

"Terapie oparte na GLP-1 zrewolucjonizowały opiekę nad pacjentami z otyłością i cukrzycą typu 2, ale bezpieczne zwiększenie wydatków energetycznych i kontrola apetytu bez nudności to wciąż dwa święte Graale w tej dziedzinie. Nasze odkrycie może przyspieszyć rozwój lepiej tolerowanych i jeszcze skuteczniejszych terapii, które staną się dostępne dla milionów ludzi" – powiedział prof. Zach Gerhart-Hines z Centrum Badań Podstawowych nad Metabolizmem przy Uniwersytecie Kopenhaskim.

Masa naszego ciała zależy w dużej mierze od równowagi między energią, którą spożywamy, a tą, którą wydatkujemy. Jedzenie większej ilości kalorii niż te, które się spala, generuje dodatni bilans energetyczny i przyrost masy ciała, podczas gdy przyjmowanie mniejszej puli kalorycznej niż tak, która jest spalana, skutkuje bilansem ujemnym i chudnięciem.

Obecna generacja terapii opartych na hormonach inkretynowych wpływa na tę równowagę, zmniejszając apetyt, a przez to redukując całkowitą ilość spożywanych kalorii. Jednak można na to zagadnienie spojrzeć także z drugiej strony, próbując zwiększyć liczbę kalorii spalanych przez organizm. Podejście to jest szczególnie istotne w świetle ostatnich badań, które pokazują, że nasze organizmy obecnie spalają mniej kalorii w spoczynku niż jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Niestety nie ma na rynku żadnych klinicznie zatwierdzonych metod na bezpieczne zwiększenie wydatków energetycznych. Co więcej, badań związanych z tym zagadnieniem także przeprowadzono niewiele.

Zmieniło się to dzięki naukowcom z Uniwersytetu Kopenhaskiego, którzy zidentyfikowali receptor neurokininy 2 (NK2R), podejrzewany o udział w utrzymaniu równowagi energetycznej i kontroli glukozy. Wyniki ich badań na myszach były zaskakujące – aktywacja receptora nie tylko zwiększyła spalanie kalorii (w sposób bezpieczny dla zwierząt), ale też obniżyła apetyt, nie wywołując przy tym nudności.

Dalsze badania przeprowadzone na naczelnych z cukrzycą typu 2 i otyłością wykazały, że aktywacja NK2R także u nich znacząco obniżyła masę ciała, poziom glukozy we krwi, trójglicerydów i cholesterolu oraz poprawiła wrażliwość na insulinę.

„Jednym z największych wyzwań w opracowywaniu leków jest przełożenie wyników z badań na myszach na ludzi. Dlatego cieszy nas, że korzystne efekty działania substancji aktywujących receptor NK2R zostały zaobserwowane także na naczelnych, co stanowi duży krok w kierunku ich zastosowania klinicznego” – podsumowała doktorantka Frederike Sass, główna autorka omawianej pracy.


red./PAP