110 lat od urodzin legendarnego „kuriera z Warszawy”
2024-10-02 11:30:52(ost. akt: 2024-10-02 10:52:35)
2 października 1914 r. w Berlinie urodził się Zdzisław Jeziorański. Do historii przeszedł jako Jan Nowak-Jeziorański i stał się legendą jako „kurier z Warszawy”.
Niezwykłe przypadki towarzyszyły mu przez całe życie. Jeden z wielu przydarzył się, gdy 29 sierpnia 1989 r. przylatywał, po prawie półwiekowej nieobecności do Warszawy. Na Okęciu był owacyjnie witany, ale nie obyło się bez zamieszania – linie lotnicze zgubiły jego bagaż podręczny, więc Nowak-Jeziorański wizytę musiał zacząć od odwiedzenia sklepów, żeby zaopatrzyć się w przybory toaletowe i ubranie na zmianę. Za pierwszy kurs taksówką nie płacił: „Niech pan schowa tego dolara, tyle lat słuchałem za darmo Wolnej Europy, to mogę panu to raz zaoferować” – tak przygodę Jana Nowaka-Jeziorańskiego opisał w książce „Kurier wolności” Jarosław Kurski.
Znany w Polsce i na emigracji z przydomku „kurier z Warszawy” urodził się w Berlinie. Stało się tak, bo spodziewająca się rychłego rozwiązania Elżbieta Jeziorańska z Warszawy pojechała do należącego wówczas do Niemiec Sopotu. Gdy 1 sierpnia 1914 r. Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji (początkując wybuch ogólnoświatowego konfliktu) Elżbieta, podobnie jak inni carscy poddani przebywający na terytorium Rzeszy, została internowana i przewieziona do Berlina. I to w tamtejszym hotelu na świat przyszedł Zdzisław Jeziorański – imię i nazwisko (Jan Nowak), pod którym przeszedł do historii obrał dopiero podczas II wojny światowej.
Pochodził z zasymilowanej rodziny żydowskiej, która w połowie XVIII wieku dokonała konwersji na katolicyzm. W następnym stuleciu Jeziorańscy byli uczestnikami powstania styczniowego (jeden został stracony razem z Romualdem Trauguttem na Cytadeli, a inny walczył w oddziałach Langiewicza), a on sam wychowywany był w duchu kultu zrywów narodowych. Patriotyczne przekonania zawdzięczał również lekturze książek Henryka Sienkiewicza. Poświęcał temu tak dużo czasu, że zaniedbał naukę i w rezultacie z powodu niedostatecznych ocen na świadectwie musiał się pożegnać z prestiżowym liceum Stefana Batorego. Dobrą stroną tej zmiany było to, że w nowej szkole – liceum Adama Mickiewicza – zetknął się z kilkoma wspaniałymi osobami. Przez kolegę ze szkolnej ławki – Jana Kwiatkowskiego – poznał jego ojca – czołowego piłsudczyka i budowniczego Gdyni ministra Eugeniusza Kwiatkowskiego. W paczce jego przyjaciół byli również Ryszard Matuszewski (w przyszłości eseista i autor podręczników), Jan Kott (wybitny krytyk literacki) i Jerzy Lenczowski (przyszły profesor w Berkeley).
„Nie zdawałem sobie sprawy, jak wielką jest indywidualnością. Był szalenie roztargniony. Ponadto był drugą w klasie – po Janku Kotcie – łamagą” – scharakteryzował swojego przyjaciela Matuszewski w biografii autorstwa Jarosława Kurskiego. Brak tężyzny fizycznej (nie radził sobie nawet z jazdą na rowerze) nie zniechęcił Jeziorańskiego do aktywności w Trzeciej Warszawskiej Drużynie Harcerskiej, ani nie przeszkodził w służbie wojskowej. Przed wybuchem wojny zdążył skończyć studia ekonomiczne na uniwersytecie w Poznaniu.
We wrześniu 1939 r. został zmobilizowany i wcielony do zapasowego ośrodka artylerii konnej w Zamościu. Razem z nim wycofał się nad Bug i tam pod Uściługiem – akurat w momencie, gdy do Polski wkraczała Armia Czerwona - dostał się do niemieckiej niewoli. Miał szczęście, bo inni oficerowie z jego jednostki zostali wzięci do niewoli sowieckiej i zamordowani w Katyniu. Kolejny szczęśliwy przypadek: nie trafił do oflagu, bo po drodze udało mu się wyskoczyć z jadącego tam pociągu. Inicjatorem tej brawurowej ucieczki był wzięty razem z Jeziorańskim do niewoli Józef Cyrankiewicz, przyszły PRL-owski premier.
W okupowanym przez Niemców kraju próbował przeżyć zarabiając pokątnym handlem, a w działalność konspiracyjną zaangażował się dopiero na przełomie 1940 i 1941 roku. „Przykrywką”, która miała mu zapewnić bezpieczeństwo w razie wpadki, była posada w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości, gdzie zadekowało się również wielu innych członków Związku Walki Zbrojnej, a potem Armii Krajowej. Długo po wojnie z pracy w tej instytucji niektórzy działacze polskiej emigracji robili Nowakowi-Jeziorańskiemu zarzut, oskarżając o wysługiwanie się Niemcom. Bywało, że od aresztowania ratował go bardzo długi pociąg. Tak się zdarzyło podczas pewnej wyprawy, gdy żandarmi skrupulatnie kontrowali dokumenty wszystkich pasażerów, a Nowak-Jeziorański wiedział, że na te, które ma przy sobie, nie dadzą się nabrać. Na jego szczęście zanim doszli do przedziału w ostatnim wagonie, gdzie się usadowił, pociąg dojechał do końcowej stacji.
Wiosną 1943 roku został wyznaczony na kuriera Komendy Głównej AK – wyprawiono go do neutralnej Szwecji, gdzie przedstawicielom rządu emigracyjnego w Londynie miał przekazać wiadomości z okupowanej Polski. Stamtąd dotarł do Londynu, gdzie szefowi brytyjskiego MSZ Anthony'emu Edenowi zwrócił uwagę na dramatyczne położenie Żydów pod okupacją niemiecką. Po wojnie bronił Polaków przed zarzutem, że pozostawali bezczynni wobec holokaustu. Podkreślał, że taki sam zarzut należałoby postawić wtedy całemu światu. Minister Eden podczas krótkiego posłuchania w Londynie powiedział mu, że jedynym, co można zrobić dla Żydów, jest jak najszybsze zakończenie wojny.
Po rocznej nieobecności do okupowanej Polski przyleciał na pokładzie samolotu z grupą cichociemnych, choć sam do tej elitarnej grupy nie należał. Samolot z Nowakiem-Jeziorańskim musiał wylądować na zaimprowizowanym leśnym lotnisku, bo skok na spadochronie nie wchodził w grę z prostej przyczyny: "kurier z Warszawy" nie tylko nie ukończył kursu spadochronowego, ale na domiar złego w jego trakcie złamał rękę. Zdążył dotrzeć do Warszawy 29 lipca 1944 r. i w mieszkaniu przy Śliskiej spotkać się z Borem-Komorowskim i innymi dowódcami AK. Przekazał im, że zachodni alianci już się dogadali ze Stalinem w sprawie podziału Europy i nie pomogą powstańcom. Decyzji Komendy Głównej AK o wybuchu walk jednak nie zmieniono.
Nowak-Jeziorański w powstaniu warszawskim wziął udział, ale nie z bronią w ręku, lecz z radiowym mikrofonem. Organizował i prowadził Radio Błyskawica. 7 września w kaplicy przy Wilczej wziął ślub z Jadwigą Wolską, powstańczą łączniczką „Gretą”. Panna młoda trzymała w rękach petunie, które Nowak-Jeziorański wypatrzył na jakimś balkonie. Właściciel mieszkania popatrzył na niego jak na wariata, ale pozwolił wziąć kwiaty. Na tydzień przed kapitulacją powstania Bór-Komorowski wysłał Nowaka-Jeziorańskiego i jego świeżo poślubioną żonę do Londynu. Przydał się gips na złamanej ręce – Nowak-Jeziorański schował pod nim mikrofilmy i dokumenty i tak przeszedł razem z grupą cywili na stronę, którą kontrolowali już Niemcy.
Powrotna droga Nowaka-Jeziorańskiego do Londynu wiodła przez Niemcy, neutralną Szwajcarię i wyzwoloną Francję. Zanim w 1952 r. przeniósł się do Monachium, by objąć stanowisko szefa polskiej rozgłośni Radia Wolna Europa, często klepali z żoną biedę. Do pracy w RWE podchodził tak, jakby była przedłużeniem jego podziemnej walki z czasów wojny. Podwładnych traktował bezceremonialnie. „Wymyślał ludziom, krzyczał, czepiał się o byle co. Na początku przy najmniejszej różnicy zdań zwalniał natychmiast i bez podania racji” – wspominał w książce Jarosława Kurskiego Andrzej Pomian, korespondent RWE w Nowym Jorku. Jeszcze dosadniej obyczaje szefa skwitował Tadeusz Nowakowski, mówiąc, że Nowak-Jeziorański jest jedynym człowiekiem, któremu udało się założyć na zachód od Łaby obóz koncentracyjny.
Tego jednak słuchacze Radia Wolna Europa w PRL-u nie wiedzieli. Dla rzeszy ludzi rozgłośnia kierowana przez Nowaka-Jeziorańskiego była szansą na zdobycie prawdziwych informacji – od rewelacji zbiegłego na Zachód Józefa Światły zaczynając. Rządzący zdawali sobie sprawę z wpływów RWE, więc zagłuszali sygnał rozgłośni. Ostatecznie to jednak nie komunistyczne władze PRL, ale rząd amerykański wymierzył w Nowaka-Jeziorańskiego najboleśniejszy cios – stopniowo obcinając dotację na rozgłośnię i grożąc jej likwidacją. W 1975 r. przekonali go do przejścia na emeryturę.
W niektórych publikacjach na ten temat można natrafić na stwierdzenie, że odejście Nowaka-Jeziorańskiego z RWE było następstwem ujawnienia jego rzekomej kolaboracji z hitlerowcami na początku wojny. Uroczyste pożegnanie dyrektora polskiej rozgłośni i depesze od kongresmenów oraz senatorów na taką wersję jednak nie wskazują. Jarosław Kurski pytał o to samego Nowaka-Jeziorańskiego. „To nie było powodem odejścia, ale powodem ciężkich przeżyć. Po 24 latach miałem wielu wrogów. Ambicje, zazdrość, niektórzy ludzie chcieli zająć moje miejsce” – mówił o tym epizodzie „Kurier z Warszawy”.
Po rozstaniu z RWE zamieszkał w Stanach Zjednoczonych. Był pełen najlepszych nadziei, ale szybko się rozczarował, zwłaszcza postawą amerykańskiej Polonii. Dzięki Zbigniewowi Brzezińskiemu za czasów prezydentury Jimmy'ego Cartera został konsultantem Rady do Spraw Bezpieczeństwa Narodowego. Do Polski wrócił na stałe w lipcu 2002 r. Zabierał głos w różnych sprawach – w 1995 r. poparł w kampanii wyborczej Lecha Wałęsę, a pięć lat później Andrzeja Olechowskiego. Obaj przegrali.
Opowiedział się za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej. Zmarł kilka miesięcy po tym, gdy to się stało. „Swego życia - takiego, jak ono było - nie zmieniłbym na żadne inne" – powiedział w jednym z ostatnich wywiadów.
red./PAP
bar.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez