[NASZE WIDEO] Braun: Gietrzwałd? W 1877 roku zostaliśmy cudownie uratowani

2024-09-07 14:21:28(ost. akt: 2024-09-08 20:03:37)

Autor zdjęcia: Andrzej Pietraga

Od soboty 7 września 2024 roku polscy widzowie mogą oglądać nowy film w reżyserii Grzegorza Brauna zatytułowany "Gietrzwałd 1877. Wojna światów". Nasza redakcja miała okazję porozmawiać o tej produkcji z reżyserem, a zarazem i europosłem, który opowiedział między innymi o tym, dlaczego postanowił zająć się tematyką objawień Maryi w Gietrzwałdzie, choć - jak sam twórca przyznaje - z mniej religijnym spojrzeniem na te wydarzenia. Zapraszamy do lektury tej rozmowy.

Mogliśmy o tym usłyszeć przed pokazem, że Pana zdaniem waga daty 1877 roku jest równa Chrztowi Polski z 966 roku. Dlaczego Pan tak uważa?

Grzegorz Braun, reżyser filmu "Gietrzwałd 1877. Wojna światów": - Dlatego, że tysiąc lat temu - w 966 roku - otrzymaliśmy "franczyzę" cywilizacyjną, łacińską, chrześcijańską, po katolicku przechowaną. To był "game changer". Wyrugowane zostały w życia Polaków, naszych praszczurów, naszych przodków, różne plagi, różne zagrożenia. Jakie? Na przykład handel ludźmi, niebagatelna sprawa, bo nikt nie chce zostać niewolnikiem. Przed tym broniło i ostatecznie wybroniło chrześcijaństwo. A w roku 1877 co się stało? Zostaliśmy cudownie uratowani. Zostaliśmy zdjęci "z haka", "odcięci od stryczka". Wtedy naród polski po prostu intuicyjnie dobrze wybrał, poszedł właściwą ścieżką, poszedł bowiem do Gietrzwałdu. Pół miliona Polaków - tak wynika z badań historyków i tak wynika z pewnych statystyk, na przykład liczby sprzedanych biletów na konkretną linię kolejową tam do serca Warmii. A pół miliona Polaków to wtedy nawet pięć procent polskiej populacji. Pomijając nawet aspekty religijne, to jest to fenomen socjologiczny nie do zbagatelizowania. A późniejsze tego konsekwencje - eksplozja demograficzna, cud, prawdziwe wejście na drogę do niepodległości. Napisał książkę ksiądz profesor Krzysztof Bielawny, niezrównany badacz Gietrzwałdu, zatytułowaną "Niepodległość wyszła z Gietrzwałdu". Jestem przekonany, że tak właśnie było. I jestem przekonany nie dlatego, że mnie się tak zdaje, że mnie się tak uroiło, tylko po prostu socjologia, polityka, demografia, statystyki to właśnie mówią.

- A w roku 1877, jak powiedziałem, zostaliśmy cudownie uratowani. Z czego uratowani? Przed czym uratowani? Z pułapki dziejowej, z pułapki geostrategicznej. Była już rozpętana wojna światowa. I mam nadzieję, że film dowodnie to przedstawia, rysuje obraz tych zagrożeń, których nie byli wtedy świadomi Polacy i dziś nie są świadomi nawet historycy tamtej epoki. To jak daleko zaszła eskalacja wojenna. Ta "gorąca" wojna toczyła się wprawdzie na Bałkanach, Moskale walczyli z Turkami w Bułgarii. I to jest ta wojna, z której rok później wraca - nie wiem czy pan redaktor pamięta - Stach Wokulski w "Lalce" Bolesława Prusa, który na tej wojnie właśnie się dorobił. Ale już w "Lalce" jest to tak opisane jakby ta wojna była hen, gdzieś za górami, za lasami, nie ma to nic wspólnego ze sprawą polską. Otóż ma wszystko wspólne ze sprawą polską. Dlatego, że zadziałała wówczas - o czym w filmie jest mowa - taka zasada geostrategicznych naczyń połączonych. To znaczy, że jak wrzucimy granat do szamba gdzieś daleko, to nam wybije ze studzienki ściekowej tu na Krakowskim Przedmieściu. Tak to zadziałało. Była groźba wojny, była groźba prowokacji powstańczej. Były już wyasygnowane angielskie pieniądze na to niedoszłe, kolejne powstanie. I jakimś cudem "rozeszło się po kościach". To jakie były napięcia to jest nie do zbagatelizowania. Dlatego pokazujemy politykę i Petersburga, i Londynu, i Wiednia, i Paryża, i Berlina, i nawet Waszyngtonu wycinkowo. Mówimy o tym, co się wtedy toczyło w gabinetach dyplomatycznych i w sztabach generalnych armii największych imperiów. I co się działo w kantorach bankowych, nawet na marginesie o tym wspominamy w filmie. Zdjęcia zagraniczne, eksperci w większości różnych innych języków.

- I jest film. Nie ma tego złego. To żeśmy go długo robili to wynikało i z trudności w podróżowaniu, I wynikało z zobowiązań poselskich. Włodzimierz Skalik - producent tego filmu jest posłem Rzeczypospolitej Polskiej bieżącej kadencji. Ja zmieniłem mój "przydział bojowy" z Warszawy na Brukselę. Ale właśnie z tego wynikają zobowiązania. Nie było łatwo ten film skończyć. Jestem szczęśliwy, że się to udało. I będę jeszcze szczęśliwszy, jeżeli znajdziecie Państwo któryś z pokazów tego filmu na stronie gietrzwald1877.pl, zakładka "pokazy". Szukajcie. Od września pokazujemy go w całej Polsce, to znaczy sukcesywnie - najpierw w miastach wojewódzkich, a później mam nadzieję w powiatowych. I zależy nam na tym, żebyście Państwo ten film obejrzeli, właśnie jako pewną lekcję historii. Nie chcę, żeby to tak belfersko brzmiało. I zachęcam. To jest film wojenny, dużo batalistyki, pirotechniki dźwiękowej. Dużo się - mam nadzieję - w tym filmie dzieje ciekawych rzeczy. Ciekawych, bo ciekawe jest to, o czym nie mieliśmy bladego pojęcia wcześniej. Góra lodowa się wynurza spod powierzchni i tak się Gietrzwałd "wynurza". Strona gietwrzald1877.pl - zakładka "pokazy". Bezpłatne, biletowane tylko o tyle, że prosimy o rezerwowanie miejsca na tych pokazach, bo na niektórych tego miejsca już nie ma, chociaż we wrześniu mają się odbyć. Ale widownia zapełnia. Już parę tysięcy tych rezerwacji zostało zrobionych. Ale mam nadzieję, że będziemy nadążali za tym, urządzając kolejne pokazy - być może i z Państwa pomocą, przy Państwa współpracy.

- Ważna rzecz - ten film powstał Szanowni Państwo tylko dzięki finansowaniu ze strony tych, którzy chcieli. Ten film nie jest Szanowni Moi Rodacy finansowany pod przymusem finansowym, dlatego że tego filmu nie wyprodukowała żadna instytucja państwowa, żadna firma z dotacji rządowych. Ci, którzy chcieli, zrzucili się, ufundowali nam budżet tego filmu. I mam nadzieję, że Państwo nas "rozliczycie" z tego pozytywnie, to znaczy, że potwierdzicie, iż tych pieniędzy nie zmarnowaliśmy.

Wspomniał Pan, że nie było łatwo ukończyć tego filmu, bo kilka lat to trwało. Ale jak Pan się "zaraził" ideą, by nakręcić ten film?

- Spotkanie z księdzem profesorem Krzysztofem Bielawnym otworzyło mi "trzecie oko" na tę historię. Po prostu rozmowa z historykiem, także teologiem, ale tutaj badaczem tej historii - księdzem profesorem Bielawnym, uświadomiła mi, że pewne fakty z historii - o których wcześniej wiedziałem - należy zsynchronizować. Wiedziałem o różnych oderwanych punktach, momentach, różnych zdarzeniach, ale nigdy nie uświadamiałem sobie, że to jest ten sam rok 1877. Ksiądz profesor Bielawny jest jedną ze wiodących, "gadających głów" w naszym filmie. A Państwu polecam przy okazji jego publikacje książkowe. I liczę, że będzie więcej tych publikacji książkowych na rok 2027. I że będzie wysyp i filmów, i publikacji, i kompozycji muzycznych. No i że możliwie licznie się będziemy w Gietrzwałdzie widzieli.

Czy to jest ten główny cel, który Pan sobie stawia? Żeby Polaków o Gietrzwałdzie, o tym co się tam stało poinformować?

- Tak. Wie pan, jak się człowiek czegoś dowie ważnego to chce się tym podzielić. Nie trzymajmy światła "pod korcem", prawda. Ja uważam, że jest to ważna sprawa. Fascynuje mnie to, że tyle jest książek, które dotyczą tamtej epoki i tam nazwa Gietrzwałd się nie pojawia i data 1877 nie figuruje. I to mnie fascynuje, ale się temu nie dziwię, bo ja się zabrałem za to po pięćdziesiątce. Wcześniej chodziłem całe moje życie po świecie i nie miałem "bladego pojęcia", że tyle ciekawych, ważnych, groźnych rzeczy się wtedy wydarzyło - że takie "chmury" nad Polską wisiały, a cudownym zdarzeniem się one rozstąpiły. Ale podkreślam, że ten film jest o polityce, geopolityce, militariach, technice wojskowej, nawet o finansach i napięciach geopolitycznych. I jestem przekonany, że odrobienie lekcji z Gietrzwałdu pomaga lepiej zrozumieć, co jest dzisiaj grane. A dlaczego warto rozumieć, co jest dzisiaj grane? Żeby nie dać się posadzić na "lewe sanki", żeby się nie dać popchnąć pod "ciężarówkę z gruzem". Warto wiedzieć.

Ciekawe jest to, że tytuł przyciąga uwagę tym, że wiemy o tych objawieniach. Ale ten wątek religijny jest podany tak delikatnie, a skupił się Pan na historii.

- Po prostu nie można o wszystkim. Filmy o innych aspektach samych objawień, publikacje o charakterze bardziej pobożnościowym istnieją. Ja po prostu tutaj nie wchodzę innym "w paradę" i robię film o tym, co mnie się udało ustalić. Siła wyższa, niektórzy mówią "czarny łabędź", game changer. Tu na plakacie są wszyscy politycy, którzy sobie zaplanowali. Stalin pytał - ile dywizji ma papież? My to trochę trawestujemy - ile dywizji ma Niepokalana? Oni wszyscy mieli swoje dywizje - królowa Wiktoria, cesarz Aleksander II, Franciszek Józef, i Wilhelm II, i von Moltke starszy - szef sztabu generalnego. I wszystko to mieli wyliczone, jak w zegarku, transporty kolejowe, dywizje, korpusy armijne, czas przemieszczeń. Wszystko mieli skonfigurowane. A tutaj - szach mat. Jaki szach mat? Nie opowiadam więcej. Zapraszamy na film.

Dziękuję bardzo.

Rozmawiał: Piotr Wojtowicz