Prezes PKOI o przewinieniach Nitrasa w sprawie występu na Olimpiadzie

2024-08-14 10:06:06(ost. akt: 2024-08-14 10:10:30)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: PAP

Prezes PKOl Radosław Piesiewicz odpierał zarzuty Sławomira Nitrasa i mediów ws. informacji o nieprawidłowościach w działalności PKOl w kontekście wyjazdów do Paryża. „Minister sportu, który jest odpowiedzialny za wyniki i przekazywanie środków, stara się oddalić odpowiedzialność” - powiedział w Polsat News.
Minister Sportu i Turystyki Sławomir Nitras ujawnił koszty przygotowań do igrzysk olimpijskich. Zwrócił się też z prośbą do prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego Radosława Piesiewicza o przekazanie dokumentacji dotyczącej m.in. składu delegacji poszczególnych związków w igrzyskach olimpijskich w Paryżu.

Szef resortu sportu podobną prośbę skierował do prezesów związków olimpijskich. Prosi o przekazanie imiennej listy przedstawicieli związku obecnych w Paryżu, informacji o tym, kto otrzymał akredytację olimpijską, a kto przebywał w stolicy Francji na zaproszenie PKOl, MKOl lub międzynarodowej federacji sportowej. Prosi także o informację o tym, które federacje nie miały swoich przedstawicieli w Paryżu.

Żądanie informacji i wykazu kosztów towarzyszących wyjazdom działaczy PKOl do Paryża zdecydowanie nie spodobało się szefowi PKOl Radosławowi Piesiewiczowi. W mediach pojawiły się zarzuty o to, że prezes Piesiewicz miał nagminnie korzystać z usług VIP na lotnisku Chopina, a na paryskie igrzyska zamiast niezbędnych osób dla obsługi sztabu reprezentacji, polecieli działacze związkowi.

Sam Piesiewicz także miał zabrać swoją rodzinę do francuskiej stolicy, za co ponoć miał zapłacić PKOl. Mało tego, prezes PKOl miał to zrobić ponad 35 razy, także przy częstym towarzystwie swojej rodziny.

Co wzbudza szczególne oburzenie polskiej opinii publicznej to fakt, że w tym samym czasie, w którym prezes Piesiewicz miał kursować do Paryża, żaden z polskich sportowców nie skorzystał z tej usługi.

Radosław Piesiewicz postanowił w Polsat News odnieść się do stawianych jemu oraz Związkowi zarzutów.

— Prezes Piesiewicz za tę kosztowną niezwykle odprawę płacił sam. Przelane są środki za moje dzieci — bronił się.

Jego zdaniem, wszyscy ci, których obecność w Paryżu nie była nieodzowna, płacili za siebie. Piesiewicz zapewnił przy tym, że nie chciał „marnować publicznych pieniędzy”, a to z kolei skłoniło go do podpisania kontraktu z Adidas, a nie z 4F.

— Podpisaliśmy umowę z Adidasem bo zapłacił i dostarczył stroje. Nie chciałem korzystać ze środków publicznych — tłumaczył prezes PKOl.

Prezes PKOl nie gryzł się w język i podczas rozmowy w Polsat News skontrował zarzuty, jakie postawił mu minister Sławomir Nitras, który zasugerował, że kiepskie wyniki Polaków na igrzyskach olimpijskich w Paryżu to głównie wina związków sportowych i PKOl właśnie.

— Minister sportu, który jest odpowiedzialny za wyniki i przekazywanie środków, stara się oddalić odpowiedzialność. To jest chyba pierwszy minister w historii, który stara się, w nieudolny sposób, zwalić winę na wszystkich dookoła. Tylko żeby nie wziąć odpowiedzialności. Szkoda — ocenił Piesiewicz.

Dodał też, że minister Nitras „nie dołożył pieniędzy” przed igrzyskami w Paryżu, a sami sportowcy otrzymali niewielkie kwoty.

— Dał w 2024 z budżetu państwa 1 130 000 zł. Na dzień przed wylotem. Minister nie dołożył nawet złotówki do niczego. Niech nie oszukuje opinii publicznej, ani rządu i premiera. Ci działacze, którzy polecieli na igrzyska polecieli za własne pieniądze — powiedział.

Z kolei wyjazd polskich związkowców do Paryża Piesiewicz tłumaczył koniecznością spotkania się z innymi przedstawicielami organizacji sportowych z całego świata.

Prezes PKOl wyszedł też z inicjatywą zaproszenia do dyskusji o rozwiązaniu problemów polskiego sportu najważniejszych polityków w Polsce, to jest m. in. prezydenta Andrzeja Dudę, premiera Donalda Tuska, Władysława Kosiniaka-Kamysza, a także… Sławomira Nitrasa.

Trzeba wyjaśnić, co stało się z publicznymi pieniędzmi przeznaczonymi na olimpijski sport i dlaczego „nie wypracowały one polskiego sukcesu” na igrzyskach w Paryżu

— powiedział premier Donald Tusk.

Zdaniem premiera, trzeba bardzo dokładnie zbadać, w jaki sposób publiczne pieniądze zostały wykorzystane na sport olimpijski. Podkreślił, że oczekiwania wobec polskich sportowców na tegorocznych igrzyskach były większe.

Nie oszukujmy się, mamy swoich bohaterów, ale przecież wszyscy wiemy, że wyniki Polski na tej olimpiadzie były zaskakująco słabe

— stwierdził.

Jak podkreślił Tusk, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Radosław Piesiewicz powinien pomóc „bardzo dokładnie przeanalizować, co stało się z tak dużymi środkami i dlaczego one nie wypracowały polskiego sukcesu”. Powiedział, że prezes powinien zająć się wyjaśnieniem tej sprawy, a przynajmniej pomóc odpowiednim służbom, w tym Krajowej Administracji Skarbowej.

— Nie ma co polować na czarownice, ale to rozliczenie jest niezbędne, żebyśmy za 4 lata w Los Angeles mogli z większą satysfakcją oglądać te igrzyska. Na pewno wszyscy czują, że polski sport wymaga naprawy i nie chodzi o wysiłek sportowców, tylko o działaczy, o związki, o Polski Komitet Olimpijski — wskazał Tusk.

Premier przypomniał, że wszystkie środki, które są w dyspozycji ministerstw, w tym Ministerstwa Sportu, są transparentne.

— My chcemy prześwietlić sytuację na styku spółki, Polski Komitet Olimpijski, związki sportowe, kluby. Bo to nie jest transparentny system i wszyscy o tym wiem — zaznaczył.

— Powinniśmy wspólnie zastanowić się, niezależnie od tego, kto rządził kiedyś, kto rządzi dziś i kto będzie rządził jutro, jak przebudować polski sport, żeby te pieniądze lepiej pracowały — zaapelował Tusk.

Jego zdaniem, rozmowa o polskim sporcie powinna zacząć się właśnie od wyjaśnienia okoliczności jego finansowania.

— Czy pan prezes Piesiewicz jest najlepszym kandydatem do uzdrawiania sytuacji, jeśli chodzi o środki finansowe w polskim sporcie? Na razie postawię tylko jeden wielki znak zapytania nad tą tezą — dodał.

Tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl