Nowy "Gliniarz z Beverly Hills" hitem na Netflix
2024-07-13 14:44:36(ost. akt: 2024-07-13 14:51:08)
"Gliniarz z Beverly Hills: Axel F" natychmiast po premierze stał się najpopularniejszym anglojęzycznym filmem na Netfliksie. To nie zaskakuje, biorąc pod uwagę, że pierwszy "Gliniarz z Beverly Hills" jest kulturowym fenomenem. Jednak samo nakręcenie filmu było niezwykle trudne.
Na platformie Netflix zadebiutował długo oczekiwany film "Gliniarz z Beverly Hills: Axel F", w którym główną rolę, podobnie jak w trzech poprzednich częściach, gra Eddie Murphy. Przypomnijcie sobie inne hity, w których wystąpił ten wybitny aktor!
Nowy film "Gliniarz z Beverly Hills: Axel F" błyskawicznie zdobył uznanie na całym świecie, plasując się na pierwszym miejscu w rankingu Top 10 najpopularniejszych produkcji na Netfliksie w 93 krajach. Osiągnięcie to obejmowało takie regiony jak Brazylia, Kanada, USA, Jamajka, Dania, Finlandia, Niemcy, Węgry, Holandia, Irlandia, Polska, Portugalia, Rumunia, Hiszpania, Szwecja, Szwajcaria, Wielka Brytania, Jordania, Kuwejt, Arabia Saudyjska, Korea Południowa oraz Australia. W pierwszym tygodniu od premiery widzowie spędzili 80,7 miliona godzin na oglądaniu tej niemal dwugodzinnej produkcji, co przekłada się na 41 milionów wyświetleń.
"Axel F" stał się najbardziej udaną premierą filmową Netfliksa w 2024 roku, wyprzedzając takie filmy jak "Astronauta" z Adamem Sandlerem (8,8 mln wyświetleń), drugą część "Rebel Moon: Zadająca rany" od Zacka Snydera, komedię "Bez lukru" z Hugh Grantem (7,1 mln wyświetleń), "Atlas" z Jennifer Lopez (28,2 mln) oraz "Weteranka" z Jessicą Albą w roli głównej (25,7 mln wyświetleń). Pomimo wysokiej oglądalności, recenzje filmu nie są jednoznacznie zachwycające.
Zgodnie z opiniami recenzentów i widzów, fabuła "Axel F" jest uznawana za wtórna względem poprzednich części. Axel ponownie angażuje się w skomplikowane sytuacje, spotyka starych znajomych i wpada w konflikty z przełożonymi policyjnymi, ale oczywiście nie zawodzi w schwytaniu przestępców. Dodatkowo odkrywa, że ma córkę, którą musi uratować, mimo że wcześniej nie było o niej mowy. Chociaż film zawiera pewne nieścisłości, zdaniem wielu fanów jest lepszy od kontrowersyjnej trzeciej części z 1994 roku.
Mark Molly, australijski reżyser nowego "Gliniarza", mimo swojej miłości do postaci Axel'a, nie oglądał wcześniejszej trzeciej części i otrzymał błogosławieństwo producenta Jerry'ego Bruckheimera, aby tego nie robić. Jego pasja do kultowego bohatera i epoki, w której się wychował, przejawia się w filmie, który w znacznym stopniu czerpie z nostalgii.
Nowy film "Gliniarz z Beverly Hills: Axel F" odniósł natychmiastowy sukces, zajmując pierwsze miejsce w zestawieniu Top 10 najpopularniejszych filmów na Netfliksie w 93 krajach na całym świecie. W Brazylii, Kanadzie, USA, na Jamajce, w Danii, Finlandii, Niemczech, na Węgrzech, w Holandii, Irlandii, Polsce, Portugalii, Rumunii, Hiszpanii, Szwecji, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Jordanii, Kuwejcie, Arabii Saudyjskiej, Korei Południowej oraz Australii, film zdobył serca widzów, którzy spędzili w pierwszym tygodniu od premiery 80,7 miliona godzin na oglądaniu tej dwugodzinnej produkcji.
Mimo sukcesu oglądalności, recenzje "Axel F" są zróżnicowane. Zgodnie z opinią recenzentów i widzów, filmowi brakuje spontaniczności i improwizacji, które uczyniły pierwszą część serii tak niezapomnianą. Chociaż reżyser Mark Molly przyznał, że niektóre najśmieszniejsze sceny powstały właśnie w wyniku improwizacji, ich ilość jest jednak niewystarczająca. W rezultacie "Axel F" jest oceniany jako solidny film, ale bez wyjątkowej magii pierwowzoru. Na portalu Rotten Tomatoes film otrzymał 67% pozytywnych recenzji od krytyków i 79% od widzów - wynik, który jest przyzwoity, lecz mogło być lepiej.
Jednak warto pamiętać, że sukces pierwszej części "Gliniarza z Beverly Hills" był efektem szczęśliwych okoliczności. Początkowo pomysł na komedię o policjancie z Beverly Hills narodził się w głowie szefa wytwórni Paramount Pictures, Michaela Eisnera, który zainspirowany został własnym doświadczeniem zatrzymania przez policję za przekroczenie prędkości. To wydarzenie skłoniło go do stworzenia filmu, który w mistrzowski sposób uchwycił życie w luksusowej dzielnicy Los Angeles.
Michael Eisner zlecił prace nad potencjalnym scenariuszem dla filmu o gliniarzu z Beverly Hills, jednak długo nikt nie trafił w jego wizję. "Nikt nie potrafił uchwycić esencji kolesia, który nie pasuje do otoczenia" - wspominał Eisner w rozmowie z dziennikarką "New York Timesa" w 1984 roku. Przez wiele miesięcy powstało co najmniej sześć różnych scenariuszy, zanim wreszcie pojawił się tekst autorstwa Daniela Petrie. Jego koncepcja przypadła do gustu w wytwórni, co dało początek pełnym wyzwań pracom nad filmem.
Początkowo wybór padł na Mickey'ego Rourke'a do roli głównej, jednak po irytujących opóźnieniach produkcji aktor zdecydował się zrezygnować, wybierając nakręcenie innego filmu, "Papieża z Greenwich Village".
Kolejny rozdział historii filmu rozpoczął się, gdy Sylwester Stallone został przekonany do objęcia roli. Stallone podpisał kontrakt, ale pod warunkiem, że sam przepisze scenariusz, by lepiej oddać swoją wizję. Jego wersja nadała postaci cechy klasycznego twardziela z zamiłowaniem do brutalnej przemocy, co było dalekie od początkowej koncepcji komedii Eisnera.
Producent Don Simpson chwalił zaangażowanie Stallone'a, jednak brakowało filmowi charakterystycznego dla serii "Gliniarz z Beverly Hills" motywu działającego poza schematami i satyrycznego podejścia do życia w Hollywood. Ostatecznie wytwórnia postawiła na oryginalny scenariusz Petriego, a Stallone odszedł, by zrealizować swoje pomysły w innym filmie, "Kobra".
Don Simpson i Jerry Bruckheimer musieli szybko znaleźć nowego aktora do głównej roli po rezygnacji Sylvestra Stallone'a z projektu "Gliniarza z Beverly Hills". Zarzucono wiele nazwisk, w tym Jeffa Bridgesa, Jamesa Caana, Billy'ego Crystala, Roberta De Niro, Harrisona Forda, Richarda Gere'a, Mela Gibsona, Gregory'ego Hinesa, Michaela Keatona, Nicka Nolte'a, Ala Pacino, Richarda Pryora, Dennisa Quaida, Kurta Russella, Arnolda Schwarzeneggera, Johna Travoltę, Robina Williamsa i Bruce'a Willisa. Harrison Ford rzekomo odmówił udziału.
Don Simpson i Jerry Bruckheimer postanowili spróbować z Eddiem Murphym. Simpson wspominał w rozmowie z "New York Timesem", że przedstawiał Murphy'emu koncepcję filmu zaledwie miesiąc wcześniej, niż Stallone zrezygnował. Murphy był oczarowany pomysłem i natychmiast wyraził chęć udziału. Simpson sprytnie podrzucił nazwisko aktora na spotkaniu z szefami Paramount, gdzie pomysł spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem Barry'ego Dillera, który natychmiast wyraził swoje poparcie. Eddie Murphy szybko pojawił się na planie filmu, rezygnując specjalnie z roli w "Pogromcach duchów" dla tej okazji, co okazało się trafnym posunięciem.
Głównym reżyserem "Gliniarza z Beverly Hills" został Martin Brest, wówczas 32-letni twórca, który miał za sobą debiut filmowy "W starym, dobrym stylu" oraz nieudane doświadczenie przy filmie "Gry wojenne". Po zwolnieniu z tego projektu Brest czuł się zraniony zawodowo, szukając teraz odpowiedniego projektu, który mógłby odbudować jego reputację. Mimo wątpliwości i niechęci do reżyserii komedii bez gotowego scenariusza, zdecydował się podjąć wyzwanie reżyserowania "Gliniarza z Beverly Hills" za namową Dona Simpsona i Jerry'ego Bruckheimera. Zanim podjął decyzję, rzucił monetą, a gdy wynik wskazał na "tak", oprawił 25-centówkę i powiesił w gabinecie jako szczęśliwy talizman.
Praca nad filmem wiązała się z dużym ryzykiem, zwłaszcza że scenariusz nie był kompletny nawet na początku zdjęć. Martin Brest był otwarty na improwizacje, szczególnie ze strony Eddiego Murphy'ego, który wcielił się w główną rolę. Scenarzysta Daniel Petrie podziwiał Murphy'ego za jego zdolność do tworzenia wyjątkowych, komicznych momentów na planie. Brest również cieszył się z możliwości współpracy z tak utalentowanym aktorem, który nie tylko improwizował swoje kwestie, ale również wspierał innych aktorów, umożliwiając im kreatywne wykorzystanie swoich ról.
Choć produkcja była chaotyczna, ze scenariuszem piszanym dosłownie na bieżąco, efekty pracy aktorów i reżysera spotkały się z uznaniem. Improwizacje na planie przyniosły zaskakująco dobre rezultaty, co zdaniem krytyków i publiczności przyczyniło się do sukcesu filmu.
Na planie "Gliniarza z Beverly Hills" wiele zdarzeń miało miejsce przypadkowo. Na przykład, słynny żart z bananami początkowo miał polegać na tym, że Foley wciska policjantom ziemniaki do rury wydechowej. Jednakże, z braku czasu i dostępności, zdecydowano się użyć bananów, które akurat były pod ręką. Co ciekawe, motyw muzyczny, który stał się nieodłączną częścią filmu, pierwotnie miał służyć jedynie jako akompaniament do tego gagu, ale tak bardzo spodobał się twórcom, że awansował na motyw przewodni całego filmu.
"Gliniarz z Beverly Hills" odnosił ogromny sukces w czasie premiery. Zrealizowany z budżetem obciętym o milion dolarów komediowy film o niekonwencjonalnym policjancie typu "człowiek-demolka" z Eddie Murphym w roli głównej zrobił prawdziwą furorę w amerykańskich kinach. Już w pierwsze 23 dni od premiery zarobił 64,5 miliona dolarów przy zaledwie 13 milionach dolarów budżetu (z czego Murphy dostał 4 miliony dolarów). Debiutancki weekend przyniósł wpływy na poziomie 19,08 miliona dolarów, co pokazało ogromne zainteresowanie publicznością. Paramount Pictures zdecydowało się na szybkie zwiększenie liczby kin, w których film był wyświetlany, co jeszcze bardziej zwiększyło jego popularność.
Film szybko pobił rekordy, stając się najbardziej dochodowym tytułem wydanym poza letnim sezonem. W Stanach Zjednoczonych zarobił 234,76 miliona dolarów, a po uwzględnieniu rynków międzynarodowych dochód wzrósł do 316,36 miliona dolarów, według danych z Box Office Mojo. "Gliniarz z Beverly Hills" utrzymał tytuł najbardziej dochodowego filmu dla dorosłych w USA przez 19 lat, dopóki nie został pobity przez "Matrix: Reaktywację" w 2003 roku. Pomimo, że film powstał praktycznie przypadkiem, jego sukces finansowy był imponujący, co czyni go jednym z najbardziej dochodowych filmów dla dorosłych w historii kina amerykańskiego, uwzględniając inflację.
Źródło: Gazeta.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez