Anna Ciesielska: Czasem w życiu dobra jest rebelia!

2024-07-11 12:00:00(ost. akt: 2024-07-11 11:43:32)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

— Jako przedsiębiorczynie kobiety są silne i odważne. Wszystkie mamy lęki, czasem niepewność. I to jest dobre, bo typowe dla kobiet, wynika z naszej natury. A strach wcale nie oznacza, że nie powinniśmy czegoś robić. Nie — on oznacza: „bój się i rób!”.
— Kim Ty jesteś?
— To jest zawsze najtrudniejsze pytanie…

— Dlaczego?
— Bo trudno mówić o sobie, ale spróbuję… Od 2006 roku jestem praktykiem rynkowym, specjalistką w zakresie marketingu, sprzedaży, zarządzania i realizacji procesów, które w firmie kończą się wzrostem przychodów. Tak w skrócie możemy to nazwać. Te procesy to najczęściej obsługa klienta, sprzedaż, marketing. Nie są to procesy produkcyjne — wszędzie tam, gdzie firma zderza się z rynkiem, z klientem i z procesem sprzedaży — to jest mój obszar kompetencji.

— Dobrze, ale jesteś też mamą…
— Oczywiście! Jestem mamą dwóch dorastających córek, jedna z nich ma 12, a druga 14 lat. Jestem bardzo zapracowaną mamą i mam z tego powodu wyrzuty, ale z drugiej strony jestem też świetnym trenerem i dużo rozmawiam z córkami o swoich sprawach zawodowych, na przykład o wolności finansowej, o zarządzaniu własnymi finansami. Moim zdaniem to bardzo ważny, a często omijany obszar rodzicielstwa. I cieszę się, bo już widzę, że zaczęły zarządzać swoimi finansami osobistymi. To jest dla mnie powód do wielkiej satysfakcji.

— Czyli tym dwóm kobietkom nie grozi w przyszłości żadna przemoc ekonomiczna, której niestety wciąż wiele kobiet doświadcza…
— Tak i tego się trzymajmy. Tego życzę każdej dorastającej dziewczynce! Uczę też moje córki, by zawsze pamiętały, że nie ma granic. Jeśli dziś wymyślą sobie rzeczy, które chcą robić, to choć dziś jeszcze mogą nie istnieć odpowiednie technologie, które pozwalałyby na realizację ich pomysłów — za kilka lat to już może być możliwe. Na pewno przyszłością medycyny jest biotechnologia, biomodyfikacje. Jeśli zatem jedna z moich córek założy sobie, że chce kierowcom wszczepiać kamerę do mózgu, to ja jej dziś mówię, że będzie to robiła.

— To piękne… Powiedz, jak wygląda Twój typowy dzień?
— Staram się pracować w oparciu o pewien schemat i strukturę, bo wiem, że to pomaga i bardzo zwiększa efektywność. Moje życie zawodowe odbywa się więc cyklami tygodniowymi. Część tygodnia poświęcam zatem na pracę w spółce: na rozwój startupów, w których jestem wspólnikiem. Drugą część poświęcam na pracę w klinice. Zwykle pracuję od rana do godzin popołudniowych, późniejszych. Potem jest czas na rodzinę i bardzo często zdarza mi się, że na pracę poświęcam też dwa wieczory w tygodniu.

— Zmusza Cię do tego sytuacja?
— Nie, tak lubię. Wieczorami jestem w takiej ciszy. Lubię się wtedy zastanowić się nad różnymi sprawami, koncepcjami. Praca wieczorem wywołuje u mnie większe skupienie i powoduje, że na przykład szybciej mogę wrócić do domu. Czasem sytuacja rodzinna powoduje, że muszę wyjść z firmy wcześniej, około południa. Te wieczory są dla mnie zatem jakby kontynuacją przerwanego dnia albo takim momentem, kiedy w spokoju mogę się nad czymś zastanowić i popracować.

— Ale to wszystko zajęcia zawodowe, służbowe. A gdzie w tym jesteś Ty?
— Mówiąc o sobie chyba powinnam użyć cyklu rocznego…! (śmiech) Dla siebie robię tyle, że dwa razy w tygodniu ćwiczę. Wtedy to rzeczywiście jest czas dla mnie — ćwiczenia fizyczne dają mi poczucie siły i sprawczości. Jeśli jestem silna fizycznie, to mam wrażenie, że jestem też silniejsza psychicznie. Choć fakt: zaczynam te ćwiczenia o 6:50 rano, więc one nie wchodzą ani w sferę zawodową, ani rodzinną. A prócz ćwiczeń dwa razy w roku staram się wyjechać z przyjaciółkami na jakiś taki babski wyjazd. Ponadto przynajmniej kilka dni w roku staram się spędzić na festiwalu z jogą: to wyciszenie, trochę medytacji — wszystko razem pozwala mi złapać kontakt ze sobą, a w konsekwencji nastraja mnie na większą wewnętrzną równowagę. No i ładuję baterie na te dni wypełnione pracą i obowiązkami.

— Jak to się stało, że zostałaś bizneswoman?
— Nie wiem… Choć myślę, że to dlatego, że ze mną jest coś nie tak…! (śmiech) Ja na przykład nie jestem w stanie wejść w schemat i podporządkować się sytuacji, którą zastaję. Nie jestem w stanie pracować na etacie, bo mam w sobie zbyt dużo niezgody, zawsze chcę zrobić coś inaczej, pokazać, że można coś zrobić w inny sposób, że coś innego może być lepsze, efektywniejsze. Cenię też sobie poczucie wolności i chcę mieć świadomość — choć bardzo rzadko z tego korzystam, praktycznie nigdy, że jeśli trafi mi się gorszy dzień, to w ogóle nie pójdę do pracy i nikomu nie będę musiała o tym mówić. To dla mnie dobre, daje mi komfort. A jak to się stało? Na pewno u podstaw był fakt, że nie za dobrze wybrałam swoją pierwszą edukację — planowałam być nauczycielem akademickim. Ale życie wzięło sprawę w swoje ręce i podsunęło przedsiębiorczość: kształcenie się w tym kierunku, studia podyplomowe, jedne, drugie… Też fajne, znane uczelnie. I w końcu to życie zatoczyło koło, a ja wróciłam do wątku uczelni i przekazywania swojej wiedzy innym. Co mi się też bardzo podoba. Ale przyznaję, że miałam szczęście spotykać w życiu osoby, które mnie dużo nauczyły. Pomogły mi uporządkować klocki, które dostajemy w bardzo niedoskonałej edukacji, ale też te wynikające z wymagań rynku i klientów. Każdy ciągnie w swoją stronę: w szkole uczyli cię jednego, na studiach mówili ci drugie, a klient chce trzeciego. A summa summarum w tym wszystkim trzeba znaleźć swoją drogę i być na tyle stanowczym, by w razie potrzeby umieć powiedzieć klientowi, że nie — to nie działa i jeśli tak zrobisz, drogi kliencie, nie odniesiesz efektu. Trzeba twardo stać na swoim stanowisku.

— Bardzo wspierasz kobiety.
— Rzeczywiście, bardzo lubię pracować z kobietami. Kiedyś więcej pracowałam z mężczyznami, w tej chwili bardzo sobie cenię możliwość pracy albo z kobietami, albo w biznesach, w których jest ważna równość, empatia, społeczna odpowiedzialność biznesu. Niby to szumne słowa, ale warto je stosować w praktyce.

— Czy powiedziałabyś zatem, że czasem lepiej zaufać własnej intuicji, doświadczeniu niż książkowej wiedzy? Nawet w biznesie?
— Zdecydowanie. W ogóle w życiu bycie takim trochę rebeliantem, odważnym i zdecydowanym — jest dobre. Przede wszystkim cały czas pozwala nam karmić kreatywną część naszej osobowości, to dziecko w nas — a wszystko po to, by nie stracić radości z pracy, z życia. Bo przecież to ta radość daje głód na więcej: głód poznawania świata, ludzi, nowych wyzwań… I raptem podejmowania się zupełnie nowych rzeczy. Przekroczyłam 40 lat życia i w sumie mogłabym powiedzieć, że już nic nie muszę. Ale ja chcę.

— Jakimi przedsiębiorczyniami są kobiety?
— Silnymi i odważnymi. Świetnie zorganizowanymi. Każda z nas się boi, ale praca z kobietą jest o tyle fajna, że każda z nas może powiedzieć — tak, też się czasem boję. Wszystkie mamy lęki, czasem niepewność. I to jest dobre, bo typowe dla kobiet, wynika z naszej natury. A strach wcale nie oznacza, że nie powinniśmy czegoś robić. Nie — on oznacza: „bój się i rób!”.

— Czy kobiety są lepszymi przedsiębiorczyniami niż mężczyźni?
— Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. W swoim życiu spotkałam bardzo empatycznych mężczyzn i bardzo bezwzględne kobiety. Albo zagubione. W biznesie dużo ważniejsza jest konsekwencja działania. To ona bywa bliższa mężczyznom, być może z powodów antropologicznych. A kobieta bywa z tej konsekwencji wyrywana. Bo na przykład jej uwaga zostanie przesterowana na rodzinę, na jakiś moment w życiu, kiedy ktoś inny wymaga opieki. I to powoduje, że jej proces konsekwentnego działania zostaje przerwany. Dlatego dużo ważniejsze i u podstaw jest to, żeby konsekwentnie działać, bo sumą sukcesu jest liczba tych razy, kiedy się podniesiesz, a nie ile razy upadłaś. Za rogiem zawsze jest coś nowego. Zatem choć nie da się tego zrównać, z moich obserwacji wynika, że większy sukces osiągają osoby, które są konsekwentne, wyznaczają sobie jeden cel, azymut, do którego idą — różnymi drogami, ale konsekwentnie. I płeć nie ma tu znaczenia. Z empatią u obu płci też różnie bywa — dla tych młodszych pokoleń to zaczyna być powoli sprawa intuicyjna. Przede wszystkim pamiętajmy, że empatia nie oznacza słabości. Empatia to umiejętność obronienia twojego zespołu przed innymi ludźmi, obronienia własnego stanowiska i bycie stanowczym w swojej drodze. To jest klucz. A czy chcesz coś robić w sposób empatyczny czy przemocowy — to już twój wybór. I zależy od tego, co kto w sobie ma. Z kolei w zarządzaniu ludźmi bardzo ważne są instynkty: lepiej zarządzać zespołem będzie osoba, która nie ma niskich instynktów, wynikających z kompleksów lub z jakichś problemów. Ale osoba z wysokimi instynktami nie zawsze będzie skuteczniejsza, bo jednak czasem trzeba po prostu być nie tylko stanowczym, ale i ostrym.

— Człowiek uczy się całe życie. A jednak ekonomia, przedsiębiorczość — jawią mi się jako takie dziedziny, w których w ogóle nigdy nie ma dość nauki, bo stale pojawia się coś nowego…
— Tak, ale ja chcę się uczyć, to mi sprawia wielką przyjemność. Obserwowanie ludzi, którzy osiągają sukces, a zostając prezesami wielkich kompanii, osiągając bilionowe zyski — potrafią pozostać miłymi, przystępnymi, sympatycznymi ludźmi. Zatem już samo inspirowanie się innymi osobami, które osiągają sukces, wykorzystując nowe technologie — jest dla mnie nauką, ale i przyjemnością. Uwielbiam też czytać książki zgodne z nowymi przemyśleniami, trendami. 80 procent literatury, którą czytam, wiąże się z moimi zawodowymi zajęciami. Bo prostu bardzo lubię. A te nowe trendy i podejścia bardzo ułatwiają zarządzanie przedsiębiorstwem, którego nie da się przecież wyrwać z rzeczywistości. Firma żyje tu i teraz, więc to te nowe, opisywane przez analityków, zauważalne trendy, tendencje — w szerszej perspektywie zawsze coś nowego wniosą też do naszego przedsiębiorstwa. No, a poza tym trzeba cały czas reagować i wpasować się w to, w czym się po prostu zaistniało. Uczę się cały czas — ostatnio stwierdziłam, że powinnam podciągnąć mój angielski na poziom C1. Myślę — dobrze, no to idziemy i w to.

— Co interesuje Cię w wolnym czasie? Co daje Ci oddech od spraw związanych z przedsiębiorczością?
— To trudne pytanie. Może to jest tak, że jeśli wybierasz zawód, który lubisz, albo on cię sam wybierze — to wszystko da się razem połączyć…? Po prostu zaczynasz oddychać tą pracą… Choć równie dużym obszarem moich obserwacji połączonych z wypoczynkiem są dzieci, ale też nie w kontekście opiekuńczym, tylko by obserwować ich drogę. Stąd te moje długie i ożywione rozmowy z córkami — jak wybrać zawód, jak szukać sobie czegoś nowego, jak pokierować swoją przyszłością… Co to znaczy wybierać na wczesnym etapie życia cel, do którego się idzie, bo już wtedy w każdej kolejnej klasie można uczyć się tego, co cię interesuje… Żeby być stanowczym. Kiedyś zrobiłyśmy takie ćwiczenie: poprosiłam, by namalowały miejsce, gdzie chciałyby pracować. Jedna z córek narysowała mały kwadracik. Zapytałam więc, nie ukrywam — wyzywająco, dlaczego taki mały? Weź, dorysuj tam coś więcej… I tak podsypujesz tę ich wyobraźnię i widzisz, jak zaczyna nabierać kolorów. I to jest fajne, bo zaczynasz mieć świadomość, że twoim życiowym celem jest stworzenie dwóch nowych jednostek, które pójdą w życie zawodowe i będą fajnymi ludźmi, ale też będą samodzielne. Coś wniosą i coś po sobie zostawią.

— Powiedz mnie, kompletnemu laikowi, co to jest ten startup?!
— Super pytanie! Bo bardzo często słyszę „chcę założyć startup, gdzie znajdę na to pieniądze?”. Pytam wtedy o konkrety. I tak od słowa do słowa wychodzi, że ktoś po prostu planuje jednoosobową działalność gospodarczą, która będzie w inny sposób robiła to, co wszyscy inni już robią, że nie będzie w niej żadnej innowacji. Startup to jest organizacja, która ma jakąś innowację. Ale to musi być rzeczywista innowacja, co najmniej na poziomie kraju. Produkt, do którego ten startup dąży, musi być w stanie skalować się i sprzedawać globalnie. Jeśli zatem planujemy założyć gospodarstwo agroturystyczne, które będzie w bardzo innowacyjny sposób hodowało na przykład kozy i wytwarzało ser z ich mleka — to nie będzie stratup. Natomiast, jeżeli chcielibyśmy tworzyć grafiki z kodami nfc, które kozy wymalowały, i sprzedawać je na rynku globalnym… Albo stworzymy aplikację do badania szczęśliwości kóz i jej wpływu na jakość i smak tego mleka i sera, którą można sprzedać innym hodowcom — to będzie strat-up.

— Rany, nawet ja pojęłam…!

Magdalena Maria Bukowiecka

Od autorki:
Na moim biurku, na wprost przede mną leży zabawka, tzw. spinner. Jest ciemnobordowy, wykonany z tworzywa — konkretnie wydrukowany został na drukarce 3D. Ania, wręczając mi go, opowiedziała całą historię nie tylko jego powstania, ale też firmy, która z Anią współpracuje i która ten wyszukany gadżet stworzyła. Sednem wszystkiego są z jednej strony twórcy, z drugiej — osoby cierpiące na schorzenia krtani, z rakiem włącznie… Trzecia strona jest moja własna: bo ta niepozorna zabawka jest dla mnie nie tylko przebłyskiem ludzkiej zmyślności, że ta zmyślność właściwie nie ma granic. Ale przede wszystkim dowodem, że gdy człowiek myśli o innym człowieku — powstają piękne i niepowtarzalne rzeczy…!