Po wyborach kraj może czekać trudna kohabitacja albo rząd techniczny

2024-07-07 13:27:07(ost. akt: 2024-07-07 13:32:26)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: PAP

Francję po drugiej turze wyborów parlamentarnych może czekać trudne współrządzenie prezydenta Emmanuela Macrona z premierem ze skrajnej prawicy, bądź też blokada w parlamencie i rząd techniczny. Są to główne scenariusze rysowane przez komentatorów politycznych.
Wszystko zależy od tego, czy skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN) zdobędzie w niedzielnej drugiej turze większość bezwzględną (289 miejsc) i będzie mogło rządzić samodzielnie.

Nawet jeśli wraz z częścią prawicowej partii Republikanie, RN nie wprowadzi tylu deputowanych do parlamentu, to wciąż jest możliwe, że będzie blisko tego progu. Wtedy albo dobierze brakujące mu głosy wśród posłów innych partii, albo przynajmniej przekona ich, by nie popierali prób wotum nieufności.

Ewentualny rząd RN z przywódcą partii Jordanem Bardellą jako premierem współrządziłby przez trzy lata z Macronem. Byłaby to, jak oceniają komentatorzy dziennika "Le Monde", o wiele trudniejsza kohabitacja niż poprzednie. Wystąpiłyby poważne rozbieżności i nawet walka o prerogatywy.

Pewnym sygnałem napięć były już wypowiedzi liderki skrajnej prawicy Marine Le Pen, która kwestionowała rolę prezydenta jako zwierzchnika sił zbrojnych i krytykowała ostatnie prezydenckie nominacje, oskarżając Macrona o "administracyjny zamach stanu". Le Pen wzywa też Macrona do dymisji, jeśli jego obóz polityczny przegra wybory. On sam wykluczył taką możliwość.

Rezultatem wyborów może być też parlament, w którym większości nie zdoła utworzyć żadna siła polityczna – ani RN, ani lewicowy Nowy Front Ludowy (NFP), ani też centrowe partie wokół Macrona. Byłaby to, jak podkreśla „Le Monde”, sytuacja we Francji bezprecedensowa, gdy siły polityczne wzajemnie się neutralizują i żadna z nich nie może utworzyć rządu.

W kontekście takiej sytuacji mówi się o gabinecie „technicznym”, apolitycznym, który byłby w stanie prowadzić politykę akceptowalną przez wszystkie siły. We Francji przypomina się sytuacje znane z Włoch czy Belgii.

Krótko przed drugą turą wyborów pojawiła się koncepcja, sygnalizowana przez polityków i media, rządu szerokiej koalicji. Miałaby ona łączyć partie od lewicy (wchodzące w skład Nowego Frontu Ludowego, lecz bez radykalnej Francji Nieujarzmionej), przez centrum wokół Macrona aż po prawicowych Republikanów (tej części, która nie poparła RN). Wciąż nie wiadomo jednak, czy partie te będą miały tyle miejsc w parlamencie, by wspólnie zyskać większość bezwzględną.

Jest też, jak zwraca uwagę „Le Monde”, więcej niewiadomych, np. zdolność polityków tych partii do pracy nad wspólnymi projektami, skoro programy wyborcze ich sił politycznych były antagonistyczne. Nie wiadomo, kto mógłby zostać premierem takiego bezprecedensowego dla Francji gabinetu`.

Zarówno w kontekście rządu technicznego – złożonego z ekspertów, wysokich rangą urzędników i dyplomatów, jak i rządu szerokiej koalicji, komentatorzy dopuszczają perspektywę kolejnych wyborów parlamentarnych. Macron, którego kadencja kończy się w 2027 roku, będzie mógł ponownie rozwiązać parlament nie wcześniej niż za rok – w lipcu 2025 roku.
PAP