Łodzińska i Skóra o dużych rodzinach [NASZ WYWIAD]
2024-04-18 10:34:21(ost. akt: 2024-04-23 18:09:52)
Każda z nich spotkała się z pytaniem: po co tyle dzieci? - Z miłości - odpowiadają i działają na rzecz dużych rodzin, by nikt już nie musiał się tłumaczyć, że taką właśnie ośmielił się założyć.
Anita Marczułajtis Łodzińska, mama piątki dzieci, rzecznik Związku Dużych Rodzin i współzałożycielka klubu mam, a potem Koła Związku Dużych Rodzin w Łomiankach. Sylwia Skóra, jedna z członków założycieli Związku, oddziału łodzkiego i 20 kół Koordynator Związku Dużych Rodzin na Mazowsze, mama szóstki.
Dominika Kaźmierczyk: Związek Dużych Rodzin "Trzy plus" jest związkiem zrzeszającym największą liczbę Polaków. Nie istnieje natomiast żaden liczący się związek rodzin w ogóle. Czy dopiero większa liczba dzieci staje się w naszym kraju impulsem do zrzeszania się?
Sylwia Skóra: Zdecydowanie tak, pomimo że życie w dużej rodzinie może przytłaczać, tu nie ma co ukrywać jest to też miejsce gdzie rodzi się ogromny potencjał. Jedno dziecko, potem kolejne, nie od razu rodzina jest wielodzietna przecież. Wreszcie okazuje się że starsze dzieci mają swoje potrzeby, zanim się zorientujemy mamy wrażenie że ktoś nam zakłada "ciasną czapkę na głowę" Wtedy myślę, że mamy zaczynają mieć potrzebę wyjścia z domu. Ojcowie również poszukują innej przestrzeni. Wtedy często na naszej drodze spotykamy podobną mamę, która aby nie zwariować też musiała wyjść z domu i zaczynamy budować zespół i tak tworzy się właśnie koło. Od naszych zdolności komunikacyjnych, przyciągania, wspólnych wartości zależy sukces, jakim jest założenie i prowadzenie koła Związku Dużych Rodzin, które może integrować rodziny, organizować warsztaty czy pikniki, pozwala dawać sobie wzajemnie wsparcie w tym niełatwym procesie rodzicielstwa.
Dominika Kaźmierczyk: Założenie koła niekoniecznie jest łatwe. Potrzeba pięciu rodzin, a z moich doświadczeń wynika, że wielu rodziców czuje się zabieganych i obawia się, że nie znajdzie czasu na taką działalność. Łatwiej jest wejść w struktury już zorganizowane, skorzystać z oferty konkretnego koła czy też innego klubu rodzica i otrzymać potrzebne wsparcie niż samemu coś zorganizować.
Sylwia Skóra: Ja akurat 20 lat temu nie czułam, że potrzebuję wsparcia, tylko chciałam walczyć ze stereotypem rodziny wielodzietnej jako patologii. Kiedyś do urzędu, paszportowego przyniosłam wnioski dla mnie i czwórki moich dzieci, to był taki duży plik, hurtowo i mówię do Pani : proszę o rabat. i uśmiecham się z nadzieją zniżki bo jeszcze wtedy nie działała KDR. Mam takie zacięcie handlowca po dziadku który uczył mnie targowania się od małego. Na co pani podniosła swoje piękne oczy i odpowiada: A było sobie tyle dzieci robić?
I wtedy sobie pomyślałam, że to już jest dosyć, był to też czas gdy dzieci poszły do szkoły, to czasem słyszałam: czworo dzieci? A nie wygląda pani...
I wtedy sobie pomyślałam, że to już jest dosyć, był to też czas gdy dzieci poszły do szkoły, to czasem słyszałam: czworo dzieci? A nie wygląda pani...
Dominika Kaźmierczyk: A czy ty sama pochodzisz z dużej rodziny?
Sylwia Skóra: Ja miałam tylko brata, ale mama miała trzy siostry, a tata aż dziesięcioro rodzeństwa. A więc była obecna ta tęsknota za dużą rodziną, taką, jakie były w poprzednich pokoleniach.
Mam to szczęście, że przyciągam do siebie odpowiednich ludzi i kiedyś u mamy na działce poznałam państwa Bednarek z Łodzi, którzy przyjeżdżali na swoją małą działeczkę, wielkości tego pokoju, gdzie spędzali czas z jedenastką, a potem już czternastką dzieci... i tak powstało moje pierwsze Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych.
Już we wczesnej młodości wyrobiłam w sobie postawę prolife i zaufanie do Boga, dlatego nie nie myślałam o dzieciach jako chęci czy niechęci a raczej jako o darze.
Pokolenie mojej babci było uczone, że dziecko w łonie matki to taki tylko zlepek komórek. My już dowiadywaliśmy się prawdy, wynikającej ze zdobyczy technologii że już na bardzo wczesnym etapie ciąży mamy do czynienia z malutkim, bezbronnym człowiekiem.
Dominika Kaźmierczyk: A ty, Anito, opowiedz, jak to się stało, że powstało koło Związku Dużych Rodzin w Łomiankach?
Mam to szczęście, że przyciągam do siebie odpowiednich ludzi i kiedyś u mamy na działce poznałam państwa Bednarek z Łodzi, którzy przyjeżdżali na swoją małą działeczkę, wielkości tego pokoju, gdzie spędzali czas z jedenastką, a potem już czternastką dzieci... i tak powstało moje pierwsze Stowarzyszenie Rodzin Wielodzietnych.
Już we wczesnej młodości wyrobiłam w sobie postawę prolife i zaufanie do Boga, dlatego nie nie myślałam o dzieciach jako chęci czy niechęci a raczej jako o darze.
Pokolenie mojej babci było uczone, że dziecko w łonie matki to taki tylko zlepek komórek. My już dowiadywaliśmy się prawdy, wynikającej ze zdobyczy technologii że już na bardzo wczesnym etapie ciąży mamy do czynienia z malutkim, bezbronnym człowiekiem.
Dominika Kaźmierczyk: A ty, Anito, opowiedz, jak to się stało, że powstało koło Związku Dużych Rodzin w Łomiankach?
Anita Marczułajtis Łodzińska: Pojawiła się ta sama potrzeba, o której mówi Sylwia, taka intuicyjna. Otwartość na ludzi, zauważanie, że te same problemy, które ja mam, mają inne mamy. I ja lat temu czternaście nie wiedziałam, że istnieje coś takiego, jak Związek Dużych Rodzin. Sama zainicjowałam nieformalną grupę klubu mam, która przez wiele lat działała. Dopiero po siedmiu latach stworzyliśmy fundację po to, by pozyskać środki na dalsze działania. Wtedy byliśmy już w Łomiankach mocno rozpoznawalni. Jedna z naszych "mocno" wielodzietnych mam pojechała na zjazd Dużych Rodzin orgaizowany przez Związek Dużych Rodzin, który odbywa się corocznie w różnych miastach.
Dominika Kaźmierczyk: A czy wy jako klub mam dostałyście to swoje miejsce, bo to też jest bardzo ważne, żeby mieć choć swoją, nawet najmniejszą salę, pokój, w którym można się spotykać, określić je jako swoje?
Dominika Kaźmierczyk: A czy wy jako klub mam dostałyście to swoje miejsce, bo to też jest bardzo ważne, żeby mieć choć swoją, nawet najmniejszą salę, pokój, w którym można się spotykać, określić je jako swoje?
Anita Marczułajtis Łodzińska: My poszłyśmy bezpośrednio od razu do domu kultury i tam ktoś był, kto się nami "zaopiekował". Mało tego, jak zobaczyli, że to nie jest taka jednorazowa inicjatywa, tylko jest chęć spotykania się systematycznego, to zainspirowali nas do napisania projektu do Lokalnej Grupy Działania "Mama, najważniejszy zawód na świecie". Z tego projektu pozyskali nam zabawki na taki kącik zabaw dla dzieci, akcesoria do ćwiczeń. Ja zaproponowałam, że będę prowadzić zajęcia sportowe. Nie chciałam oddawać dziecka do żłobka, a jednocześnie marzyłam, by wrócić do własnych, ulubionych aktywności.
Dominika Kaźmierczyk: To jest trudny czas w życiu mamy, gdy dzieci są jeszcze tak małe i bardzo nas potrzebują.
Anita Marczułajtis Łodzińska: Ta pani powiedziała: "A już tu było kilka osób, które chciały prowadzić zajęcia dla mam", ale chyba zauważyła, że ja jestem tą mamą w potrzebie, chyba zauważyła tą depresję w moich oczach i po prostu mi pomogła.
Jednocześnie, choć nie jestem z wykształcenia dziennikarzem, ale z zamiłowania ja pisałam o tym, co robiliśmy i to było publikowane w tych naszych gazetach lokalnych. Pierwszy tekst, który napisałam, zaczynał się tak: "Jeśli jesteś mamą zmęczoną posadą rodzica, jeśli masz ochotę zrezygnować z tej posady, przyjdź do nas, spotkamy się, zrelaksujemy". To było strasznie żywe, bo ja się tak czułam w tamtym okresie. Wszyscy to publikowali, dziewczyn przyszło tyle, że po prostu szok.
Teraz w pracy rzecznika prasowego Związku zależy mi na tym, by pokazywać konkretne, wspaniałe duże rodziny, których jest w naszym kraju mnóstwo. Ostatnio byliśmy z kamerą "Pytania na Śniadanie" w Łomiankach właśnie u Marysi, jednej z wielodzietnych mam. Przy okazji dziesiątego jubileuszu Karty Dużej Rodziny, czyli programu zniżek dla rodzin wielodzietnych, przeprowadziliśmy kilka rozmów w radio, które toczyły się dalej na bardzo głębokie tematy. Bo tak naprawdę każdy redaktor, który jest człowiekiem myślącym i czującym sercem, to w pewnym momencie zapyta: jak to się stało, że państwo się zdecydowali na taką liczbę dzieci? Ja na to odpowiadam tekstem mojej koleżanki z Lublina: kochamy życie i kochamy się nim dzielić.
Jednocześnie, choć nie jestem z wykształcenia dziennikarzem, ale z zamiłowania ja pisałam o tym, co robiliśmy i to było publikowane w tych naszych gazetach lokalnych. Pierwszy tekst, który napisałam, zaczynał się tak: "Jeśli jesteś mamą zmęczoną posadą rodzica, jeśli masz ochotę zrezygnować z tej posady, przyjdź do nas, spotkamy się, zrelaksujemy". To było strasznie żywe, bo ja się tak czułam w tamtym okresie. Wszyscy to publikowali, dziewczyn przyszło tyle, że po prostu szok.
Teraz w pracy rzecznika prasowego Związku zależy mi na tym, by pokazywać konkretne, wspaniałe duże rodziny, których jest w naszym kraju mnóstwo. Ostatnio byliśmy z kamerą "Pytania na Śniadanie" w Łomiankach właśnie u Marysi, jednej z wielodzietnych mam. Przy okazji dziesiątego jubileuszu Karty Dużej Rodziny, czyli programu zniżek dla rodzin wielodzietnych, przeprowadziliśmy kilka rozmów w radio, które toczyły się dalej na bardzo głębokie tematy. Bo tak naprawdę każdy redaktor, który jest człowiekiem myślącym i czującym sercem, to w pewnym momencie zapyta: jak to się stało, że państwo się zdecydowali na taką liczbę dzieci? Ja na to odpowiadam tekstem mojej koleżanki z Lublina: kochamy życie i kochamy się nim dzielić.
A to, że jestem rzecznikiem prasowym, to jest drugorzędna sprawa. Najważniejsze, że wśród ludzi podobnych do siebie nie czuję się jakaś nienormalna, bo inne takie wariatki mam wokół ( śmiech).
Sylwia Skóra: Bo tu spotykamy podobne sobie dusze.
Anita Marczułajtis Łodzińska: Wychodzimy też z tym tematem do świata. Moim marzeniem jest to, żeby namawiać dziennikarzy, żeby z większą odwagą pokazywali duże rodziny. Że taka rodzina niesie ze sobą dużo wyzwań, ale też dużo radości i dużo zasobów. Taka rodzina jest dla dzieci w naturalny sposób warsztatem umiejętności społecznych. Dzieci wychodzą z niej z takimi kompetencjami, które potem będą przez pracodawców bardzo cenione. I one nie muszą się tego uczyć na kursach, one to wynoszą po prostu z domu. My może jako rodzice w dużych rodzinach nie jesteśmy w stanie dać dzieciom na osiemnastkę mieszkania i samochodu. Natomiast dajemy coś dużo więcej.
Sylwia Skóra: Jednocześnie jako rodzice stajemy wciąż przed nowymi wyzwaniami. Jedne z nich, te najtrudniejsze polegają na tym, jak w dzisiejszym świecie przekazać dzieciom wartości. Dzisiaj świat, Internet nam te dzieci zabiera trochę. A my, świadomi rodzice, chcemy się uczyć. Dlatego tak dużo organizujemy warsztatów z uzależnień w sieci, ale także z komunikowania się dostosowanego do obecnych czasów. Mamy taką dużą organizację, po to, aby w tych 110 kołach w całej Polsce nawzajem się wspierać.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez