Zniszczone ule przy pałacu w Wilanowie. Policja szuka wandali

2024-04-17 18:47:30(ost. akt: 2024-04-19 09:02:32)

Autor zdjęcia: Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie

Pracują dla naszego dobra, a były celem ataku wandali. W nocy z poniedziałku na wtorek nieznani sprawcy zniszczyli trzy pszczele ule stojące w parku przy Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Policja prowadzi w tej sprawie dochodzenie.
O tej bulwersującej sprawie pracownicy muzeum poinformowali we wtorek na facebookowym profilu pałacu w Wilanowie. W środowe popołudnie z dziennikarzami spotkał się Piotr Górajec, zastępca dyrektora Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Opowiedział on o zniszczeniach jakich dokonali wandale. - W naszej pasiece "Ule króla", która mieści się w parku przy pałacu w Wilanowie - żyło przez ostatnich kilka lat około dwudziestu rodzin pszczelich - każda z nich to pomiędzy dwadzieścia a pięćdziesiąt tysięcy owadów. Dziś możemy powiedzieć, że na pewno jedna cała rodzina zginęła, a w przypadków dwóch pozostałych jeszcze liczymy straty i oceniamy, ile pszczół przeżyło. Niestety pasieka przedwczoraj w nocy padła ofiarą aktu wandalizmu i część uli zostało zniszczonych, rozbitych gaśnicami, a część wrzucono także do pobliskiego strumienia. Ucierpiały trzy ule, z kilkunastu, które posiadamy oraz jedna tak zwana kószka czyli ul upleciony ze słomy. Są to budowle dla pszczół wzorowane na siedemnastowiecznych ulach, które na tym terenie występowały w czasach króla Jana III Sobieskiego. Takie ule wykonuje na bazie dawnych dokumentów, rycin i ksiąg, które inspirowały pszczelarzy do hodowli tych owadów - wyjaśnił muzealnik.

Na tropie sprawców tego bulwersującego aktu wandalizmu są stołeczni policjanci i według nieoficjalnych informacji, z ustaleń funkcjonariuszy wynika, że tego czynu dokonali młodociani. - Dopiero badamy, jak mogło dojść do tego aktu wandalizmu. Policja została powiadomiona i prowadzi w tej sprawie dochodzenie. Komendant obiecał, że dołożą wszelkich starań, żeby wyjaśnić tę sprawę, więc czekamy na dalsze kroki. Sami jesteśmy zszokowani. Pasiekę prowadzimy od siedmiu lat. Jest to bardzo popularne miejsce dla warszawskich rodzin i nie tylko. Organizujemy tu warsztaty - i dla dzieci i dla dorosłych. Uczymy w jaki sposób kiedyś produkowano miód i jak dzieje się to dzisiaj. Przekazujemy też wiedzę, jak ważną rolę odgrywają pszczoły w naszym ekosystemie, bo bez nich byśmy po prostu nie żyli. One są niezwykle ważne. Wykorzystujemy oczywiście do tego całe ogrody wilanowskie - ponad dziewięćdziesiąt hektarów terenu - by te pszczoły mogły swobodnie sobie żyć i produkować miód . Natomiast teraz ta równowaga została zachwiana i będziemy musieli odbudować nasz potencjał. I zachęcić rodziny pszczół, żeby znowu żyły na tym terenie i produkowały miód dla nas - przyznał Piotr Górajec.


Pomimo ataku na pszczoły jest nadzieja, że z powrotem zamieszkają one w ulach przy wilanowskim pałacu. - Nasi pszczelarze starają się odbudować ule i stworzyć pszczołom warunki dla komfortowego funkcjonowania. Muszą ocenić, czy przeżyły królowe - to jest najważniejsze dla każdego roju, dla każdej pszczelej rodziny. Jeszcze nie wiemy, jak ta sytuacja wygląda i będziemy o tym informować w najbliższych dniach. Nasi pszczelarze są profesjonalistami i dołożą wszelkich starań, żeby pszczoły znów tu zagościły. To jest zadanie dość trudne. Ten sezon dla tych rodzin jest stracony. One zostały zabrane teraz na rekonwalescencję do profesjonalnego pszczelarium, które współpracuje z muzeum i opiekuje się tą pasieką. Sami byśmy nie dali rady, bo nie mamy takiej wiedzy jako muzealnicy, archeolodzy czy historycy sztuki. Wspierają nas profesjonalni pszczelarze, którzy produkują miód w naszych ulach, a także prowadzą tutaj warsztaty dla wszystkich chętnych. Dzisiaj jeszcze trudno jest ocenić, jak długo to potrwa. Mamy nadzieję, że odbudowa samych uli to jest kwestia kilku dni, najdalej kilku tygodni. Nawet, gdy teraz tu stoimy, to trochę pszczół wokół nas lata, więc miejmy nadzieję, że się nie zniechęciły i powrócą do naszych uli. I będą nadal chętnie pracowały dla dobra nas wszystkich w tym miejscu - powiedział wicedyrektor muzeum w Wilanowie.

Piotr Górajec zapewnia, że pomimo aktu wandalizmu, muzeum nie zrezygnuje z organizowania warsztatów dla wszystkich zainteresowanych pszczelarstwem. - Nadal będziemy chcieli prowadzić na naszym terenie edukację i uczyć wszystkich - także tych, którzy nie są do tego przekonani, że pszczoły są ważnym elementem naszego ekosystemu. I że zamiast je niszczyć, to trzeba o nie dbać i starać się, by żyły w jak najlepszym dobrostanie i pracowały na rzecz przetrwania całego gatunku ludzkiego. Wydawać, by się mogło, że takie małe owady są bez znaczenia. Niemniej jednak bez pszczół nie mielibyśmy zapylonych kwiatów, owoców. To wszystko dzięki czemu żyjemy, bez nich by przestało funkcjonować. - Pszczoły zapylają rośliny, a "produktem ubocznym" tego działania jest miód, który możemy jeść i który stanowi ważny element naszej diety. Stanowił on ważny element diety i produkcji w przeszłości - w czasach króla Jana III Sobieskiego. Miód służył jako podstawowy słodzik w ówczesnym czasie, a z wosku pszczelego produkowano świece, które służyły w pałacu do rozjaśniania nocnych ciemności - wyjaśnił muzealnik.

Po bezsensownym ataku wandalizmu, którego ofiarą padły mieszkające przy pałacu w Wilanowie, fragment ogrodów zajmowany przez pasiekę - jak zapewnił wicedyrektor muzeum - będzie na pewno lepiej chroniony. - Oczywiście nie mogę zdradzić wszystkich tajemnic. Ale wzmożemy ochronę tego terenu. To też nie jest dla nas bardzo łatwe, bo jednak obszar muzeum to jest ponad dziewięćdziesiąt hektarów, a mamy ograniczone środki techniczne, ludzkie, ale przede wszystkim finansowe. Niemniej jednak chcąc uniknąć takich sytuacji w przyszłości, będziemy ten teren bacznie obserwować i lepiej chronić, by ta sytuacja nie powtórzyła się - podkreślił Piotr Górajec.

W przypadku ujęcia przez policję sprawców aktu wandalizmu w pasiece przy pałacu w Wilanowie, będziemy o rozwoju tej sprawy informować.

Piotr Wojtowicz