Ruinersi remontują domy z historią

2024-04-20 16:00:00(ost. akt: 2024-04-17 11:07:31)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Remonty starych, zrujnowanych budynków cieszą się coraz większą popularnością, a konta opisujące ich historię śledzą setki, a nawet tysiące obserwatorów. Rozmawiamy z Emilią z Olsztyna, która prowadzi na Instagramie profil Zruinowana_i_romantyczna.
— Od kiedy znaleźliście się w gronie „ruinersów”, czyli osób, które kupują stare domy i remontują je od podstaw?
— Jesteśmy „ruinersami" od roku, ale to pojęcie pojawiło się już wcześniej. Wydaje mi się, że funkcjonuje od dwóch lat i określa osoby, które podejmują się wyzwania remontu historycznych domów.

— Razem z mężem kupiliście poniemiecki dom z czerwonej cegły, który znajduje się na Warmii i Mazurach, a położony jest kilka kilometrów od Zalewu Wiślanego. Co u was zadecydowało, że zostaliście „ruinersami”?
— Kiedy pojawiła się myśl o tym, że chcemy kupić dom, od razu wiedzieliśmy, że będzie to stary budynek. Nigdy nie myśleliśmy o budowie nowego. Dom z przeszłością był naszym marzeniem. Oboje z mężem jesteśmy miłośnikami historii, pasjonatami Warmii i Mazur, skąd ja pochodzę. Wiedzieliśmy, że ma to być nieruchomość z duszą, gdzie ma się poczucie, że coś się naprawia, tworzy nową opowieść.

— Dotarliście do archiwalnych niemieckich map, na których jest wasz dom.
— Z tych map wynika, że dom wybudowano na początku XX wieku. To mąż dotarł do tych dokumentów i to on kompletuje historię budynku. Poprzedni właściciele mieli na jego temat niewielką wiedzę. Tak naprawdę też nie zachowało się nic po pierwszych właścicielach nieruchomości. Jedyne, co świadczy o jego stuletniej historii, to ceglana elewacja oraz konstrukcja dachu. Tuż po wojnie całkowicie zmieniono układ pomieszczeń. Krążą opowieści, że tuż po wojnie nowi mieszkańcy przekopywali posesje w poszukiwaniu cennych lub mniej wartościowych przedmiotów, by je po prostu sprzedać. W większości tych poniemieckich domów praktycznie nic już nie zostało. Rzadkością jest poniemiecka nieruchomość, przedwojenna, w której zachowały się historyczne elementy.

— Wasz poniemiecki dom ma jednak wiele innych zalet. Wśród nich jest otoczenie – mieści się kilka kilometrów od Zalewu Wiślanego, jest w niezwykle urokliwym przyrodniczo zakątku. I to wciąż Warmia i Mazury.
— Tak, to wciąż Warmia i Mazury. Mam sentyment do tych terenów, bo od urodzenia mieszkam w Olsztynie, podobnie jak większość mojej rodziny. Nie wyobrażałam sobie innego miejsca do życia. Zanim kupiliśmy dom na terenach w pobliżu Zalewu Wiślanego, oglądaliśmy wiele lokalizacji. W grę wchodził też Dolny Śląsk, głównie ze względu na cenę, ponieważ tam nieruchomości tego rodzaju są dużo tańsze. Na Mazurach osiedliło się dużo mieszkańców Warszawy. Kiedy więc mówię, że jestem „ruinersem” z Olsztyna, budzi to zdziwienie.

— Ja z kolei podziwiam walkę, którą toczycie remontując ten dom.
— Tak, i to wcale nie jest przesadne określenie, bo remont tego domu na pewno jest walką (śmiech).

— Co jest największym problemem?
— Nie wiem, czy wszystkich, ale wielu „ruinersów” boryka się z tym samym problemem – brakiem dobrych fachowców, którzy są w stanie zrozumieć, jak powinien wyglądać remont takiego domu, by nie zepsuć tego, co się naprawiało. Na co dzień nie jestem osobą płaczliwą, bo staram się podchodzić do życia racjonalnie, to jednak przez ten ostatni rok przeróżni fachowcy wielokrotnie doprowadzali mnie do łez. Wśród powodów były opóźnienia, brak profesjonalizmu, zero kontaktu. To bywało tak stresujące, że czasem puszczały mi nerwy. Tym bardziej, że głównie ja zajmuję się rozmowami z majstrami, fachowcami itd. Nie mieliśmy wcześniej do czynienia z takimi sytuacjami, bo to nasz pierwszy dom w życiu, który kupiliśmy. Do tego trzeba jeszcze wciąż mierzyć się z biurokracją i zawiłością uzyskiwania kolejnych pozwoleń czy dokumentów.

— "Ruinersów" łączy również jedno — nigdy nie wiedzą, co ich czeka. Przede wszystkim — nie można przewidzieć, ile ten remont będzie ich kosztować.
— Kiedy śledzę znajomych, można powiedzieć, z „branży”, nie ma wśród nich osób, które zmieściłyby się w zakładanym na początku remontu budżecie. Jeśli ktoś liczy się wyłącznie z ceną samej nieruchomości, nie powinien decydować się na zakup starego domu. Dawno pogodziliśmy się z myślą, że nie jesteśmy w stanie oszacować wszystkich kosztów.

— Nie poddajecie się, bo oczami wyobraźni widzicie ten piękny dom, w którym w przyszłości zamieszkacie?
— Myślę, że tak. Na początku bardzo mi się spieszyło, bo przez całe życie mieszkałam w domu, teraz wynajmujemy mieszkanie w bloku, co, przyznaję, trochę mnie męczy. Jednak doświadczenia z rozmaitymi „fachowcami” ostudziły nieco mój zapał, poza tym żaden „ruiners” nie marzy o tym, by żyć w generalnym remoncie. Dlatego też pogodziliśmy się z tempem prac, a niektórych z nich nie można po prostu przyspieszyć. Wydatki na remont są gigantyczne, więc pewne rzeczy i tak muszą być rozłożone w czasie. Przeprowadzkę planowałam na jesień tego roku, ale już teraz wiem, że to nie jest realny termin. Na razie skupiamy się na najważniejszych rzeczach, które trzeba wykonać, zanim wniesiemy tam meble. Najpierw trzeba wykonać izolacje, odwodnienia i wiele innych prac ziemnych. Myślę, że przed nami kolejny rok remontu.

— Profil Zruinowana_i_romantyczna jest więc wirtualnym dziennikiem remontu domu?
— Tak, choć na początku zakładałam, że będzie to profil, który prowadzę głównie dla siebie. Nazwa też nie jest przypadkowa. Nie potrafię wyobrazić sobie takiego domu bez dozy romantyzmu. Bez dystansu i romantycznego spojrzenia szybko można byłoby zwariować i nie wytrzymać tej gruzowo-brudno-szarej rzeczywistości. Zrujnowane domy z historią lepiej kupować bez emocji. Na chłodno rozważyć za i przeciw, zauważyć piętrzące się problemy czy eternit na budynkach gospodarczych, jak jest w naszym przypadku. Najlepiej też oglądać nieruchomości zimą, kiedy jest ciemno i buro. My nasz dom zobaczyliśmy wiosną. I nie dało się już powstrzymać emocji. Weszliśmy na poddasze, otworzyłam okno, spojrzałam na pejzaż i zdążyłam tylko powiedzieć mężowi: „nie wyglądaj, bo kupisz”. Przepadliśmy z kretesem. Widok z okna był niesamowity. Kwitnące drzewa, strumyk. Wiedzieliśmy, że to nasze miejsce. Dziś o domu opowiada również podcast „Kawa pod eternitem” na Spotify.

Katarzyna Janków-Mazurkiewicz