Nie tylko "Czterdziestolatek" - 90 lat temu urodził się Andrzej Kopiczyński

2024-04-15 09:56:41(ost. akt: 2024-04-15 09:58:32)

Autor zdjęcia: PAP/Zenon Żyburtowicz

15 kwietnia 1934 r. urodził się Andrzej Kopiczyński. Był prawdziwym dżentelmenem. Można było uczyć się od niego znakomitego opanowania warsztatu, kultury osobistej. Nigdy nie ganił, nie upokarzał. Był aktorem perfekcjonistą - powiedziała dyrektorka stołecznego Teatru Kwadrat, Ewa Wencel.
Andrzej Kopiczyński urodził się 15 kwietnia 1934 r. w Międzyrzecu Podlaskim w rodzinie Konstantego i Haliny Kopiczyńskiej. Wychowywał się w Augustowie. Tuż po wojnie Kopiczyńscy przeprowadzili się do Wrocławia i zamieszkali przy ul. Sienkiewicza. Nastolatek rozpoczął naukę w technikum energetycznym.

"Technikum działało w pobliżu opery. I codziennie, przechodząc koło opery w drodze do szkoły, stawałem przed szybą kawiarenki, w której siedzieli aktorzy, śpiewacy. To był inny świat: byli świetnie ubrani, uśmiechali się, popijali wódeczkę, kawkę. Powiedziałem wtedy sobie: +Ja też tak chcę!+" - wspominał w latach 80.

Występował w prowadzonym przez Ligę Kobiet teatrze. W 1954 r. rozpoczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Łodzi (dyplom 1958 r.).

W 1955 r. zagrał rolę kochanka w fabularbnej etiudzie Janusza Kidawy "Hejnał i bzy". W filmie po raz pierwszy zagrał "Prawdziwym końcu wielkiej wojny" (1957) Jerzego Kawalerowicza. Oficjalny debiut teatralny miał miejsce 14 listopada 1957 r. na scenie Teatru Powszechnego w Łodzi - w "Dwóch teatrach" Jerzego Szaniawskiego w reżyserii Kazimierza Brodzikowskiego zagrał Leśniczego. Na początku jego teatralnej drogi były teatry w Olsztynie, Szczecinie i Koszalinie. "Działy się tu rzeczy zupełnie nadzwyczajne… Tu wszyscy chodzili do teatru, tu każda premiera była świętem" - wspominał pracę w olsztyńskim Teatrze im. Stefana Jaracza. W czerwcu 1962 r. na IV Festiwalu Teatrów Polski Północnej w Toruniu otrzymał nagrodę za tytułową rolę w "Kordianie" w Teatrach Dramatycznych w Szczecinie. Na toruńskim festiwalu wyróżniano go zresztą wielokrotnie. W roku 1970 r. znalazł się w zespole Teatru Narodowego, w którym pracował przez następne dziewięć lat.

W 1964 r. Kopiczyński trafił na plan komediodramatu "Zakochani są między nami" w reżyserii Jana Rutkiewicza. W "Końcu naszego świata" (1964) Wandy Jakubowskiej zagrał tragiczną postać obozowego kapo,"krwawego Józka", który pomagał Niemcom w mordowaniu współwięźniów. Aktor współpracował z Julianem Dziedziną, który obsadził go w roli piłkarza KS "Sparta" Grzesia Walczaka w "Świętej wojnie" (1965). Dwie dekady przed Januszem Zaorskim i "Piłkarskim pokerem" reżyser podjął, choć jeszcze w komediowej konwencji, problem patologii w polskiej piłce nożnej. W "Czekam w Monte Carlo" (1969) Dziedziny zagrał pilota rajdowego Jana Rajskiego, który wraz z Piotrem Zawadzkim (Stanisław Zaczyk) wystartował w Rajdzie Monte Carlo. Popularność przyniosła mu tytułowa rola w trzydocinkowym miniserialu Ewy i Czesława Petelskich "Kopernik" oraz w filmie fabularnym pod tym samym tytułem. Obydwie produkcje zrealizowano w związku z obchodami 500. rocznicy urodzin astronoma. "80 dni zdjęciowych w ciągu półtora roku, honorarium rozłożone na raty. Pod koniec realizacji filmu byłem praktycznie pozbawionym środków do życia bankrutem" - wspominał.

Od 7 lutego 1974 r. Kopiczyński występował w jednym z najbardziej przełomowych spektakli I polowy lat 70. - "Balladynie" Słowackiego w reżyserii Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Narodowym. Hanuszkiewicz przełamał utarte schematy romantycznego dramatu, zaproponował współczesną scenografię i niespotykane dotąd rekwizyty. "Teatr Hanuszkiewicza był, istniał, wnosił ferment, powodował wściekłość, zawiść, prowokował, zachwycał, drażnił" - wspominała Zofia Kucówna. Kopiczyński współtworzył ten teatr w najlepszych jego latach.

Goplanę (Bożena Dykiel), Skierkę (Mieczysław Hryniewicz) i Chochlika (Wiktor Zborowski) Hanuszkiewicz posadził na motorowery Honda 50 Dax. Kopiczyńskiemu przydzielił rolę Kirkora.

"Pierwszem klientem (...) był niejaki Kirkor, za wojskowego sie podający, chociaż ubrany w cywilny biały garniturek z elany w najmodniejszem fasonie" - pisał o nim Stefan "Wiech" Wiechecki w recenzji "Goplana – królowa gangu" opublikowanym 16 lutego 1974 r. na łamach "Expressu Wieczornego".

Na przełomie marca i kwietnia 1974r. rozpoczęły się zdjęcia do pierwszego z 21 odcinków serialu "Czterdziestolatek" w reżyserii Jerzego Gruzy. Trwały, z przerwami, do lata 1977 r. W tym czasie aktor musiał zmierzyć się z niespodziewaną popularnością. Na ulicy ludzie zwracali się per "inżynierze Karwowski". Kilkanaście lat później, w realiach budującego się kapitalizmu wczesnej III RP nakręcono sequel "Czterdziestolatek. 20 lat później", jednak nie osiągnął on sukcesu.

"Główna rola w serialu była dla skromnego z natury Andrzeja - wielką szansą, błogosławieństwem i jednocześnie - przekleństwem. Świadomemu aktorowi trudno zmierzyć się z takim zaszufladkowaniem, jakim była kreacja inżyniera Karwowskiego " - powiedziała PAP dyrektorka stołecznego Teatru Kwadrat Ewa Wencel - aktorka, która u boku Kopiczyńskiego zagrała wiele ról.

"Po pierwsze - aktor jest od tego, żeby wszystko i wszędzie zagrać: i w teatrze, i w filmie, i w serialu. A po drugie - ta rola dała mi szaloną popularność, o której aktor może sobie tylko zamarzyć" - tłumaczył aktor w jednym z wywiadów. Na fali popularności serialu Gruza nakręcił jeszcze pełnometrażową komedię "Motylem jestem, czyli romans czterdziestolatka" (1976).

"Przyjęcie +Czterdziestolatka+ przez społeczeństwo było pozytywne, wręcz entuzjastyczne. Po zakończeniu emisji pierwszej serii do Radiokomitetu przyszło tysiące listów z prośbą o kontynuację przygód Karwowskiego. W historii PRL był to drugi taki przypadek, po +Stawce większej niż życie+" - wyjaśniła PAP w maju 2015 Izabela Wyciszkiewicz z Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego FINA.

"Rola Karwowskiego zaszufladkowała Andrzeja chyba już do końca życia. Wiedział o tym i pogodził się z tym. Myślę nawet, że nie cierpiał z tego powodu. Miał świadomość, że poszedł drogą, która prowadziła do innego nieco repertuaru, ale może tak być musiało. Może to było dla niego lepsze i bardziej radosne doświadczenie niż mierzenie się ciężkim dramatycznym repertuarem." - wskazała Ewa Wencel.

"Czasem dziennikarze w PRL porównywali Kopiczyńskiego do brytyjskiego aktora Davida Nivena ze względu na pewne fizyczne podobieństwo. Sprawiał wrażenie spokojnego, wyciszonego może nawet niezbyt niewyróżniającego się z otoczenia, jednak znakomicie potrafił także odegrać sceny pełne emocji i wtedy okazywał się aktorem pełnym temperamentu, a jednocześnie wyróżniającym się pozytywną energią" - powiedział PAP kierownik biblioteki Filmoteki Narodowej–Instytutu Audiowizualnego FINA, Adam Wyżyński. Miał na sowim koncie niemal 170 ról filmowych i teatralnych, zdobył popularność, jednak pozostał chyba niedoceniony, zbyt mocno przypisany do jednej roli" - dodał filmoznawca.

"Andrzej był prawdziwym dżentelmenem. Niezależnie od okoliczności był szarmancki, uprzejmy dla kobiet i zawsze elegancki. Jako jeden z nielicznych współczesnych aktorów nosił jedwabny fular, który nie był tak oficjalny jak krawat, a wzbudzał powszechne zainteresowanie i podziw. Postrzegano go jako człowieka pełnego godności, człowieka z klasą. Ludzie doceniali to natychmiast. Być może właśnie dlatego nie mieli śmiałości zachowywać się wobec niego niewłaściwie. Andrzej również zawsze pozostawał wzorem uczciwości i dobrych obyczajów" - wyjaśniła dyrektorka Teatru Kwadrat.

Aktorka wspomina go jako osobę wyjątkowo radosną, obdarzoną niezwykłym, ciepłym poczuciem humoru, choć nieznajomym jawił się jako człowiek nieco zdystansowany.

"Można było czerpać i uczyć się od niego znakomitego opanowania warsztatu, ale także delikatności, kultury osobistej. Ani na scenie ani poza nią nigdy nie czułam jakiegokolwiek dyskomfortu czy skrępowania. Uczył, ale nigdy nie ganił, nie upokarzał. Był prawdziwym autorytetem dla mnie i dla wielu innych aktorów. Jego praca to przykład wspaniałego rzemiosła i etyki zawodowej, której nikt już dzisiaj nie uczy młodego pokolenia, a przecież jest ona tak bardzo ważna, zwłaszcza w naszym środowisku" - podkreśliła Ewa Wencel.

W latach 1979-1982 występował w Teatrze Rozmaitości, 1982-1986 - w Teatrze na Woli.

Od 1986 r. Kopiczyński przez kolejne ćwierć wieku był związany z Teatrem Kwadrat. "Wraz z Andrzejem, Jerzym Turkiem, Wojtkiem Pokorą, Jankiem Kobuszewskim, Barbarą Rylską, Pawłem Wawrzeckim i wieloma innymi wspaniałymi artystami tworzyliśmy niesamowitą grupę kolegów i aktorów" - wyjaśniła Ewa Wencel. "Andrzej był aktorem bardzo świadomym - używał takich metod i środków ekspresji, które były w danej chwili właściwe i takim stopniu, w jakim było to konieczne. Nie pozwalał sobie na wygłupy czy wątpliwe eksperymenty, co nie znaczy, że nie rozwijał swojego warsztatu. Był perfekcjonistą" - dodała.

Przez lata stworzył wiele kreacji. Wystąpił w m.in. "Wszystko jest względne", "Brzydkie nawyki", "Pomysł na morderstwo", "Kiedy kota nie ma…", "Wszystko w rodzinie", "Po latach o tej samej porze", "Złodziej" oraz "Mój przyjaciel Harvey".

"W Teatrze Kwadrat czuł się dobrze i dobrze się w nim odnajdywał. Miał szanse stworzyć wiele wspaniałych kreacji aktorskich, był doceniany, szanowany i szczęśliwy"- podkreśliła Ewa Wencel.

"Andrzej był osobą niezwykle towarzyską, jednak doceniał spokój. Najchętniej odpoczywał na swojej działce pod Warszawą. Wyłączał się. Jego ulubioną rozrywką było wędkowanie. Lubił także grzybobranie, spacery po lesie" - dodała.

Po raz ostatni na scenie Kwadratu pojawił się w 2011 r. Sporadycznie grywał jeszcze w filmie m.in. w serialu "Lekarze" (2013). W czerwcu 2015 r. aktor został nagrodzony srebrnym medalem "Zasłużony Kulturze - Gloria Artis".

Wiosną 2016 r. trafił do szpitala – zdiagnozowano chorobę Alzheimera. Andrzej Kopiczyński zmarł 13 października 2016 r. w Warszawie. Pochowano go na Starych Powązkach. Pośmiertnie odznaczono go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. (PAP)