Ardanowski: brak dziś środowiska politycznego, myślącego o polskim rolnictwie w kategorii racji stanu [NASZ WYWIAD]

2024-04-05 06:49:05(ost. akt: 2024-04-05 07:45:08)
Ardanowski

Ardanowski

Autor zdjęcia: PAP

Nie ma żadnego środowiska, które by dziś w kategoriach strategicznych i racji stanu myślało o polskim rolnictwie. Mamy raczej do czynienia z próbą wykorzystywania protestów do rozgrywek politycznych - powiedział w rozmowie z portalem wawa.info poseł PiS, były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski. Rolnicy nie mają swojej reprezentacji politycznej - dodał.
Czy protesty rolników mogą zmienić coś w agendzie unijnej odnośnie kryzysu w tym sektorze?

Tego nie wiem, ale rolnicy pierwsi się zorientowali, w jakim kierunku zmierza Unia Europejska i dlatego protestują w całej Europie. Bardzo ich popieram. Uważam, że to walka o słuszną sprawę, o niedopuszczenie do niszczenia gospodarki europejskiej przez politykę klimatyczną, której fragmentem jest Zielony Ład, mający uderzyć w budownictwo, w produkcję energii, samochody i również bardzo mocno w rolnictwo. Społeczeństwo europejskie potwornie zbiednieje, bo będzie musiało za te wszystkie nowe inwestycje zapłacić. Próbuje się ludzi przekonać do twierdzenia, że rolnictwo wpływa na degradację planety i dalej, że to człowiek wpływa znacząco na zmiany klimatyczne, chociaż nie ma na to żadnych przekonywujących dowodów. Teoria ta jest zatem bardzo wątpliwa.

Ale jest rozpowszechniana…

To jest ta idea, wokół której ma się kręcić zmiana Unii Europejskiej i ma ona dotyczyć każdej sfery życia - budynków, ubrań, samochodów, wytwarzania energii itd. Rolnictwo europejskie, ma zostać zniszczone, sprowadzone do nieistotnej pozycji, a żywność ma być dostarczana spoza UE - z Ameryki Północnej i Południowej, z Nowej Zelandii, Australii, z Ukrainy, z Rosji. Z tych terenów, gdzie działają wielkie gospodarstwa, które mają tanio produkować duże ilości żywności, a wielkie międzynarodowe firmy będą tę żywność dostarczały do Europy. To składa się w całość, bo dziś ten, który ma żywność, energię i w znacznej części świata również wodę, ten realnie rządzi. Nie rządy, nie premierzy, nie państwa, tylko ten, który ma te dobra niezbędne dla ludzi.

Protesty rolników w Polsce toczą się także na tle konfliktu, dotyczącego zboża i importu innych produktów z Ukrainy, które według protestujących psują polski rynek artykułów rolnych.

Otwarcie na Ukrainę jest już pierwszym krokiem do realizacji napływu żywności pozaeuropejskiej. Wykorzystuje się argument, że w ten sposób pomagamy Ukraińcom w dramatycznej sytuacji, dlatego Komisja Europejska podjęła decyzję o otwarciu rynków wszystkich krajów członkowskich na nieograniczony napływ żywności z Ukrainy. To jest oszustwo, bo nie jest to wsparcie ani dla państwa, ani społeczeństwa ukraińskiego, bo firmy, które eksportują tę żywność to jest własność ogromnego kapitału światowego, który nie płaci nawet podatków na Ukrainie. To są często firmy zarejestrowane w rajach podatkowych. Z jednej strony Ukraińcy błagają świat o pomoc, a z drugiej strony poprzez układy korupcyjne z oligarchami, z politykami ukraińskimi te firmy, o których mowa, pasożytują na rolnictwie ukraińskim, nie partycypując we wspieraniu budżetu państwa ukraińskiego, co jest niezbędne do obrony przed Rosjanami.

Pan, jako minister rolnictwa, ostrzegał przed konsekwencjami Zielonego Ładu, a potem już po ustąpieniu z funkcji szefa resortu, mówił o możliwych skutkach nieograniczonego otwarcia rynku na ukraińskie produkty. Nie posłuchano Pana?

Nie było refleksji. Z jednej strony Prawo i Sprawiedliwość ustami prezesa i osób prominentnych mówiło, że Zielony Ład jest czymś dobrym, że my nie możemy stać z boku, bo będziemy poza głównym nurtem. Problemem także była i jest osoba komisarza Janusza Wojciechowskiego, który był twarzą Zielonego Ładu, chociaż moim zdaniem nie miał na to w rzeczywistości wielkiego wpływu, ponieważ decydowali politycy tacy jak Timmermans, czy cały ten lewicowy układ neomarksistowski. Wojciechowski nie miał tu wiele do powiedzenia, ale w sensie werbalnym i formalnym to on mocno przypisywał sobie, że jest twarzą Zielonego Ładu, sugerując nawet, że to jest pomysł przeniesiony z Polski, z programu rolnego Prawa i Sprawiedliwości, co jest ordynarnym kłamstwem.

Potem pojawił się problem zboża.

Tu było podobnie. Głosy, które docierały do Ministerstwa Rolnictwa, do ministra Henryka Kowalczyka, później Roberta Telusa były lekceważone. Kowalczyk powiedział mi wtedy, że twierdzenie o szkodliwości importu zboża z Ukrainy, nie znajduje potwierdzenia i że jest to buntowanie rolników. Bardzo mnie to zabolało. Rozmawiałem również z prezesem Kaczyńskim na temat zboża z Ukrainy, mówiąc o tym, jakie spustoszenie to zboże w polskim rolnictwie przyniesie, że naprawianie tego będzie trwało latami. Odpowiedź była prosta i jednoznaczna.

Jaka?

Że przesadzam z moimi kasandrycznymi przepowiedniami. Nawet w oficjalnych wystąpieniach prezes Kaczyński twierdził, że zboże z Ukrainy nie zaszkodzi żadnemu polskiemu gospodarstwu, a Wojciechowski poszedł jeszcze dalej, mówiąc o tym, że import z Ukrainy jest bardzo korzystny dla rolnictwa europejskiego, w tym polskiego.

Co było rzeczywistym powodem, że nie działano w sposób odpowiedni do kryzysowej sytuacji?

Kaczyński otrzymywał fałszywe dane od najbliższych współpracowników, na które się powoływał, uspokajając siebie i opinię publiczną. PiS poniósł jednak karę za swoją niefrasobliwość czy nawet powiedziałbym za głupotę, czyli za to, że za późno zareagował. Poniósł karę w postaci znacznie mniejszego poparcia na wsi niż się spodziewał i w konsekwencji brakiem możliwości rządzenia i przegraną w wyborach parlamentarnych.

Jakie działania są konieczne w obecnej sytuacji?

Teraz trzeba wstrzymać import z Ukrainy, uporządkować rynek, zdjąć w jakiś sposób nadwyżki, które zalegają w magazynach, co nastręcza wielkich problemów w związku ze zbliżającymi się żniwami od lipca. Nie będzie gdzie składować tego zboża, nie bardzo wiadomo co z nim robić, bo jesteśmy sami krajem nadwyżki. Minister rolnictwa ma niewiele do powiedzenia i mówię to również jako były minister rolnictwa. Siekierski nie dysponuje żadnymi narzędziami, które pozwoliłyby rozwiązać te problemy, które zgłaszają rolnicy. Musi to czynić cały rząd z premierem na czele, szczególnie z premierem, który przez wiele lat twierdził, że jest wpływową osobą w Brukseli. Wygląda jednak na to, że nie jest tym zainteresowany. Protesty rolnicze traktuje jako zagrożenie swojej omnipotencji. Chce pokazać, jaki jest twardy.

Działania ministerstwa są pozorne?

Siekierski próbuje oddalić od siebie odpowiedzialność, bo jak wspomniałem, nie ma możliwości rozwiązania problemów. Premier tę odpowiedzialność próbuje na niego i na PSL zrzucić. Toczy się gra przed wyborami. Najbliższe tygodnie to będzie próba osłabienia koalicyjnego PSL ze strony Donalda Tuska, a bez jego pomocy problemy rolników rozwiązane nie będą. Natomiast dość czytelne są zachowania Tuska, który chce zmęczyć rolników i doprowadzić do tego, że protesty same wygasną. Po drugie, chce im przypisać szyld polityczny, ciągle powtarzając, że to Prawo i Sprawiedliwość buntuje rolników, a powinno posypać głowę popiołem i przepraszać za swoją politykę.

A nie powinno przeprosić?

Historyczna odpowiedzialność PiS to jedno, ale jak wspomniałem, PiS już karę poniósł. Jednocześnie myślę, że chociaż PiS wtedy za późno wprowadził zakaz importu ukraińskiego zboża, to gdyby w tym samym czasie premierem był Tusk, żadnego zakazu by nie wprowadził ze strachu przed Unią Europejską. Nie wypłaciłby również tak dużych odszkodowań i rekompensat, jakie wypłacił rząd Prawa i Sprawiedliwości. Upolitycznienie protestów jest niepoważne, ponieważ jest to jednak protest spontaniczny. Postulaty rolników nie są postulatami politycznymi, nie są nakręcone przez jakąś partię polityczną, ale są zbieżne z tymi w innych krajach europejskich.

Jak ocenia Pan strajk okupacyjny w Ministerstwie Rolnictwa, który zakończył się w czwartek?

To jest kolejne działanie, które podjął premier, ale już rękoma Michała Kołodziejczaka. W tle gdzieś jest Artur Balazs, promotor Kołodziejczaka. Żeby skłócić rolników między sobą, żeby poróżnić, doprowadzić do rozpadu wspólnoty rolniczej, doszło w Jasionce do podpisania przez część protestujących wątpliwego porozumienia. Zostało to bardzo negatywnie przyjęte przez protestujących rolników, a wręcz uznane za zdradę chłopskich interesów. Część zrozumiała, że została wkręcona w pewną grę propagandową ze strony premiera Tuska i ministra Kołodziejczaka i chcieli udowodnić, że nie są zdrajcami. To ci ludzie przyszli do Ministerstwa Rolnictwa po to, żeby przeprowadzić pewną ustawkę. Udawali, że protestują właśnie ci, którzy podpisali się pod tak zwanym porozumieniem w Jasionce.

Protesty rolników rzeczywiście Pana zdaniem ustaną po pewnym czasie, osłabione działaniami rządu?

Blokowanie dróg, autostrad jest uciążliwe dla społeczeństwa, które jest Bogu ducha winne. Zmieniają się więc formy tego protestu na okupacje budynków, biur poselskich. To często nacisk dość spektakularny wobec decydentów, polityków, posłów, senatorów, ministrów. Pewnie będą jeszcze jakieś inne formy protestu. Natomiast wydaje mi się, że protesty w Europie nie ustaną. One będą ewoluowały, może będą trwały miesiącami, a może latami, bo rolnicy nie akceptują tego ideologicznego zamachu na Europę, jakim jest polityka klimatyczna.

Jest dzisiaj w Polsce taka siła polityczna, której zależy na tym, żeby poprawić sytuację w rolnictwie?

Myślę, że nie ma żadnego środowiska politycznego, które by w kategoriach strategicznych i racji stanu myślało o polskim rolnictwie. Mamy raczej do czynienia z próbą wykorzystywania niepokojów, również tych protestów, do rozgrywek politycznych. Widać wyraźnie, że w mediach zaczyna narastać zmasowana akcja oskarżania rolników o niecne cele, o pazerność, cwaniactwo. Mówi się, że są bogaczami, którzy chcą wyciągać pieniądze od państwa. Rolnicy są zagubieni. Czują i rozumieją, że walczą o rzeczy słuszne i prawdziwe, a jednocześnie dostrzegają, że są rozgrywani politycznie i nie mają swojej reprezentacji politycznej.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Nartowska