Władze Warszawy likwidują miejsce pomocy potrzebującym
2024-03-27 16:26:31(ost. akt: 2024-03-27 17:07:37)
Od trzech lat pomagają potrzebującym, sprzedając im produkty za pół ceny. Jednak sklep socjalny, pomimo obiecanego wsparcia od władz Warszawy, nie tylko nie może na nie liczyć, ale jeszcze dostał nakaz eksmisji. Ma do niej dojść w Wielki Czwartek.
Siedziba warszawskiego sklepu socjalnego "Spichlerz" mieści się na Mokotowie przy ulicy Modzelewskiego, w pobliżu głównej siedziby Polskiego Radia, jak i kościoła ojców franciszkanów. Prowadzi go katowicka Fundacja Wolne Miejsce, która od dwudziestu lat niesie pomoc w wielu polskich miastach organizując wieczerze wigilijne czy śniadania wielkanocne dla osób samotnych i potrzebujących. Działający w ramach fundacji społecznicy szukali jednak formuły, w jaki sposób nieść wsparcie na co dzień, nie tylko przy okazji świąt.
Jak powiedział portalowi wawa.info prezes fundacji Mikołaj Rykowski, na wartościowe inicjatywy natrafili nie tak daleko od Polski. - Taki pomysł odkryliśmy na Zachodzie i są to sklepy socjalne, bardzo powszechne w Niemczech czy w Austrii. W samym Wiedniu jest szesnaście sklepów socjalnych. Pojechałem to zobaczyć, był wówczas ze mną także wiceprezydent Katowic i tę ideę sprowadziliśmy, skopiowaliśmy. Otworzyliśmy taki pierwszy sklep socjalny właśnie w Katowicach. A kiedy on już działał to odezwały się władze Warszawy. Wiceprezydentem był Paweł Rabiej, który poprosił mnie, by taki sklep powstał w stolicy. My się oczywiście zgodziliśmy, bo na tym polega idea pomagania, żeby otwierać takie miejsca tam, gdzie są ludzie potrzebujący - podkreślił.
Przedstawiciele stołecznych władz zaproponowali, by katowicka fundacja otworzyła sklep socjalny w lokalu przy Modzelewskiego. Za siedzibą przemawiała dobra lokalizacja, choćby blisko stacji metra Wierzbno. Lokal wymagał generalnego remontu, ale to miało nie stanowić problemu.
Jak wspomina Mikołaj Rykowski, na początku przygotowania do otwarcia sklepu socjalnego przebiegały zgodnie z ustaleniami. - Niestety w trakcie rozmów dotyczących otwarcia sklepu Paweł Rabiej został zwolniony z dnia na dzień i w jego miejsce powołano Aldonę Machnowską-Górę. Pani wiceprezydent Warszawy się z nami spotkała i najpierw było całkiem dobrze, bo te wstępnie ustalone warunki podtrzymała - przyznał przedstawiciel fundacji.
Mikołaj Rykowski podkreślił, że warunki w każdym z miast, gdzie funkcjonuje sklep socjalny są jasne, bo działalność ta prowadzona jest we współpracy z lokalnym samorządem. Najczęściej władze miasta przekazują bezpłatnie lokal, bez konieczności opłacania czynszu i zwracają koszty remontu lub same zlecają przygotowanie miejsca do rozpoczęcia działalności. Następnie samorząd bierze na siebie koszty eksploatacyjne sklepu i w zależności od umów - co kwartał albo corocznie finansuje rachunki za prąd, ogrzewanie, wywóz śmieci czy internet.
Sama fundacja daje know how czyli wiedzę jak prowadzić sklep socjalny, a jej pracownicy dbają o zaopatrzenie, zajmują się zdobywaniem produktów. Organizacja zatrudnia w tym celu ludzi, organizuje transport czy miejsce magazynowania towarów. Sklep socjalny działa więc w "symbiozie" fundacji i władz miasta, bo jest to przedsiębiorstwo pomocowe, a nie nastawione na dochodów.
- "Sklep" to nie jest nazwa adekwatna, bo to jest miejsce, gdzie ludzie najubożsi kupują produkty za mniej więcej połowę ceny rynkowej. Funkcjonują przy nich też kawiarenki, gdzie jest miejsce do spotkania z wolontariuszami, a kawa i herbata kosztuje w nich trzy złote. Ceny są tak niskie, bo nie mamy opłat czynszowych i możemy sobie na to pozwolić - stwierdził Mikołaj Rykowski.
Szef fundacji zwrócił uwagę na to, że po pewnym czasie podejście władz Warszawy się zmieniło. - Najpierw sytuacja wyglądała normalnie i wszystkie ustalenia były właściwie. Potem jednak w umowie pojawił się zapis o wysokości czynszu za lokal - w preferencyjnej kwocie - 4500 złotych za miesiąc. Nie było w niej ani słowa o zwrocie kosztów remontu czy też finansowania kosztów eksploatacyjnych. Treść tej umowy nie był więc taka, jak wstępnie ustalaliśmy. Zadzwoniłem więc do pani wiceprezydent Aldony Machnowskiej-Góry z pytaniem, dlaczego tak to wygląda. I wtedy usłyszałem, że w Warszawie takie obowiązują lokalne przepisy i stąd takie a nie inne sformułowania są zawarte. Jednak zostałem zapewniony, że gdy umowę podpiszę, to Rada Warszawy będzie zwalniać fundację z tego czynszu. Natomiast w zakresie kosztu remontu, który wyniósł ostatecznie około dwustu tysięcy złotych, usłyszałem, że dostaniemy zwrot w postaci produktów, które Warszawa posiada w ramach banków żywności - wyjaśnił Mikołaj Rykowski.
Szef fundacji zwrócił uwagę na to, że po pewnym czasie podejście władz Warszawy się zmieniło. - Najpierw sytuacja wyglądała normalnie i wszystkie ustalenia były właściwie. Potem jednak w umowie pojawił się zapis o wysokości czynszu za lokal - w preferencyjnej kwocie - 4500 złotych za miesiąc. Nie było w niej ani słowa o zwrocie kosztów remontu czy też finansowania kosztów eksploatacyjnych. Treść tej umowy nie był więc taka, jak wstępnie ustalaliśmy. Zadzwoniłem więc do pani wiceprezydent Aldony Machnowskiej-Góry z pytaniem, dlaczego tak to wygląda. I wtedy usłyszałem, że w Warszawie takie obowiązują lokalne przepisy i stąd takie a nie inne sformułowania są zawarte. Jednak zostałem zapewniony, że gdy umowę podpiszę, to Rada Warszawy będzie zwalniać fundację z tego czynszu. Natomiast w zakresie kosztu remontu, który wyniósł ostatecznie około dwustu tysięcy złotych, usłyszałem, że dostaniemy zwrot w postaci produktów, które Warszawa posiada w ramach banków żywności - wyjaśnił Mikołaj Rykowski.
Obecnie żałuje on swojej decyzji o zawarciu umowy z władzami stolicy.
- Działam z fundacją w czterdziestu miastach Polski i współpracuję z różnymi prezydentami. I czasami jest tak, że ktoś coś przesuwa, opóźnia, nauczyłem się więc być elastyczny we współpracy z samorządami. Nie spodziewałem się jednak tego, że ktoś może mnie wprowadzać w błąd. Zaufałem i podpisałem więc tę umowę, co było moim nierozważnym posunięciem. I do dziś ciężko mi w to uwierzyć, że ktoś mógł tak wobec mnie nieuczciwie postąpić - stwierdził prezes Fundacji Wolne Miejsce.
- Działam z fundacją w czterdziestu miastach Polski i współpracuję z różnymi prezydentami. I czasami jest tak, że ktoś coś przesuwa, opóźnia, nauczyłem się więc być elastyczny we współpracy z samorządami. Nie spodziewałem się jednak tego, że ktoś może mnie wprowadzać w błąd. Zaufałem i podpisałem więc tę umowę, co było moim nierozważnym posunięciem. I do dziś ciężko mi w to uwierzyć, że ktoś mógł tak wobec mnie nieuczciwie postąpić - stwierdził prezes Fundacji Wolne Miejsce.
Po podpisaniu umowy katowicka fundacja przeprowadziła remont i trzy lata temu miejsce pomocy osobom samotnym i ubogim rozpoczęło swoją działalność. - Pani wiceprezydent Aldona Machnowska-Góra była na otwarciu sklepu, cieszyła się i chwaliła, że to super inicjatywa. Pan prezydent Rafał Trzaskowski na Facebooku pisał o uruchomieniu sklepu i że Warszawa wspiera w ten sposób potrzebujących. Władze miasta zachęcały mnie, byśmy otworzyli kolejne takie miejsce na Pradze. Ja też się z tego otwarcia sklepu cieszyłem, bo wszystko szło dobrze - podkreślił Mikołaj Rykowski.
Po pewnym czasie pojawiły się jednak problemy we współpracy osób odpowiedzialnych za sklep socjalny z władzami Warszawy. - Zgodnie z umową płaciłem czynsz i czekałem na zwrot, który oczywiście nie następował. Dlatego zacząłem pisać, dzwonić i oczywiście mój telefon przestał być odbierany a na pisma nie otrzymywaliśmy odpowiedzi. Za to zaczęliśmy dostawać wezwania do zapłaty i efektem tego jest to, że komornik przyszedł przedwczoraj z tytułem egzekucji. W Wielki Czwartek o godzinie 10.00 mają wyrzucić fundację z tego miejsca z towarem i całym wyposażeniem - stwierdził założyciel warszawskiego sklepu socjalnego.
Mikołaj Rykowski zwraca uwagę na to, że to jeden z najgorszych momentów na likwidację miejsca tanich zakupów dla ludzi potrzebujących. - Za chwilę ceny zostaną podniesione za sprawą pięcioprocentowego podatku VAT a od lipca przez podwyżki energii elektrycznej. Wielu prezydentów miasta prosi nas, byśmy takie sklepy zakładali w ich miastach, choć to dla fundacji nie jest wcale łatwa operacja. I choć wszędzie przygotowywane są dla nas odpowiednie warunki w kontekście lokalowym, to i tak decydujemy się na otwarcie kolejnych takich miejsc powoli. A tu w Warszawie nie dość, że ten sklep jest i działa od trzech lat, to jeszcze ma być zamknięty. To nie mieści się w głowie nikomu przyzwoitemu - zakończył rozmowę prezes Fundacji Wolne Miejsce.
Z informacji uzyskanych od obsługi sklepu socjalnego "Spichlerz" wynika, że nawet kilkaset osób dziennie korzysta z możliwości bardzo tanich zakupów w tym miejscu. Korzystać z oferty mogą potrzebujący, których status został zweryfikowany przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej lub przez pracowników Fundacji Wolne Miejsce.
Będziemy informować o dalszych losach warszawskiego sklepu socjalnego. Mamy nadzieję, że do tej sprawy odniosą się także władze Warszawy.
Piotr Wojtowicz
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez