Bolesna porażka Legii w klasyku piłkarskiej ekstraklasy

2024-03-10 19:45:45(ost. akt: 2024-03-10 23:35:35)

Autor zdjęcia: Piotr Wojtowicz/ wawa.info

Każda passa kiedyś się kończy, choć ta trwała bardzo, bardzo długo. Piłkarze warszawskiej Legii przegrali w Łodzi z Widzewem 0:1 w meczu 24. kolejki Ekstraklasy i była to pierwsza porażka "Wojskowych" z odwiecznym rywalem od 2000 roku. Zwycięska bramka dla gospodarzy padła w doliczonym czasie gry drugiej połowy, a jej strzelcem był Fran Alvarez.
Każda passa kiedyś się kończy, choć ta trwała bardzo, bardzo długo. Piłkarze warszawskiej Legii przegrali w Łodzi z Widzewem 0:1 w meczu 24. kolejki Ekstraklasy i była to pierwsza porażka "Wojskowych" z odwiecznym rywalem od 2000 roku. Zwycięska bramka dla gospodarzy padła w doliczonym czasie gry drugiej połowy, a jej strzelcem był Fran Alvarez.

Początek należał do legionistów, którzy już w pierwszej akcji meczu mogli zdobyć gola. Po zagraniu Pawła Wszołka na bramkę Widzewa strzelał głową po koźle Ryoya Morishita i z dużym trudem piłkę nad poprzeczką przerzucił Rafał Gikiewicz. Legia dominowała w kolejnych minutach i wydawało się, że wreszcie dopięła swego w 9. minucie, gdy Morishita trafił do siatki. Jednak uniesiona chorągiewka sędziego asystenta dała znak, że Japończyk był na spalonym. Dwie minuty później na bramkę łodzian strzelał Blaż Kramer, ale piłka po rykoszecie minęła słupek. Od tego momentu z przewagi przyjezdnych otrząsnęli się widzewiacy i zaczęli dochodzić do głosu w polu karnym legionistów. W 16. minucie na bramkę Legii strzelał Antoni Klimek, ale Dominik Hladun sparował piłkę na rzut rożny. Po kojejnych dwóch minutach znów groźnie było pod bramkę gości, a w akcję zamieszany był napastnik Widzewa Imad Rondić. W 26. minucie z ostrego kąta po podaniu Morishity nie trafił dla Legii Gual. W ostatnim kwadransie mecz się wyrównał i tak naprawdę dopiero w 44. minucie bardzo groźnie było pod bramkę legionistów, gdy do nietypowej przewrotki złożył się Rondić, ale nie trafił do końca czysto i Hladun złapał piłkę przy ziemi. I tak pierwsza, ciekawa i dynamiczna połowa w wykonaniu obu drużyn zakończyła się bezbramkowym remisem, a kibice liczyli, że po zmianie stron emocji nie zabraknie.

Jednak druga część meczu zaczęla się spokojnie, zdecydowanie spadło tempo rozgrywania piłki i kibice musieli poczekać na ciekawe zdarzenia na boisku. Częściej przy piłce byli piłkarze Legii, ale dopiero w 54. minucie celny strzał oddał Marc Gual, ale Gikiewicz spokojnie złapał piłkę. Na boisku nie było "fajerwerków", więc te rozbłysły na trybunach i w 63. minucie sędzia Szymon Marciniak przerwał spotkanie ze względu na zadymienie boiska. Po około czterech minutach przerwy gra została wznowiona. W 74. minucie na bramkę Legii strzelał Fabio Nunes, ale Hladus spokojnie złapał to niezbyt mocne uderzenie. W ostatnim kwadransie inicjatywę na boisku przejęli gospodarze, ale w żadnej z ich akcji nie musiał interweniować bramkarz Legii. Ze względu na dłuższą przerwę w grze arbiter doliczył do drugiej połowy siedem minut i warszawianie byli bliscy wyjścia na prowadzenie po uderzeniu Quendrima Zyby, jednak górą był bramkarz Widzewa. W odpowiedzi to łodzianie wyprowadzili decydujący cios w trzeciej minucie doliczonego czasu, gdy po zagraniu w lewej strony boiska piłka trafiła do niepilnowego Frana Alvareza, a ten silnym strzałem przy słupku nie dał żadnych szans golkiperowi warszawskiej drużyny. Stadion ekspodował radością, a legionistom zajrzało w oczy widmo bolesnej porażki w klasyku polskiej Ekstraklasy. Choć do końca pozostało jeszcze kilka minut, to gospodarze nie pozwolili już przyjezdnym na doprowadzenie choćby do remisu. Gdy sędzia Marciniak gwizdnął po raz ostatni, legioniści opuszczali boisko z opuszczonymi głowami, bo musieli przełknąć pierwszą porażkę z widzewiakami od aż dwudziestu czterech lat.

Legia po przegranej z Widzewem pozostała ze zdobytymi 38 punktami na 6. miejscu w tabeli ekstraklasy. Do lidera - Jagiellonii Białystok warszawianie tracą siedem "oczek".

Z Łodzi dla wawa.info Piotr Wojtowicz