Olszewska ujawnia kulisy rozmów z Kołodziejczakiem

2024-02-13 10:37:40(ost. akt: 2024-02-13 10:42:12)

Autor zdjęcia: Telewizja wPolsce

„Pan minister jeden telefon do mnie wykonał i ja mu opowiedziałam zaistniałą sprawę. (…) Oddzwonił do mnie drugi raz i obwieścił, że czekają mnie pozwy z jego strony, bo on się obrażać nie da, że nikt go tak traktować nie będzie” – ujawniła na antenie Telewizji wPolsce Julita Olszewska.
Olszewska to rolniczka z Podlasia, której – według jej słów – miał grozić pozwami wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak, a potem wysłał ludzi, którzy mieli ją zmusić do usunięcia z sieci niewygodnego dla niego nagrania. Kobieta wzywała w nim do uczestnictwa w rolniczych protestach.

Olszewska na antenie Telewizji w Polsce opowiadała, że wcześniej uczestniczyła w działaniach Agrounii, ale zniechęciło ją zachowanie ówczesnego szefa organizacji – Michała Kołodziejczaka.

— To był ten moment, kiedy bardzo zmieniłam nastawienie do polityki. (…) Chciałam do Agrounii się zapisać, ale potem te jego (Michała Kołodziejczaka – red.) udziały w różnych protestach, jakieś takie skoki z jednego miejsca na drugie, coś mi też dały do zastanowienia. Nie weszłam tam całkowicie, odpuściłam i w żadną stronę moje upodobania polityczne już nie poszły po Agrounii — mówiła rolniczka na antenie Telewizji wPolsce.

Niedawno, na fali wzrastającego niezadowolenia rolników, postanowiła podzielić się swoimi przemyśleniami w mediach społecznościowych.

— Moja walka mogła wyglądać tak, że biorę telefon i mówię to co myślę, to co wiem jako rolnik i jako rolnik mogę przedstawić. Może dla kogoś, kto myśli, że mleko jest z supermarketu, może jakiejś wiedzy trochę wpoić. Myślę sobie, niech jedna osoba na dwieście coś pomyśli, to już jest dobrze — tłumaczyła swoją decyzję o nagraniu i opublikowaniu filmiku Olszewska.

Wtedy właśnie zaczęły się jej problemy.

— W życiu bym nie pomyślała, że wyrażanie swojej opinii może przynieść pod moje własne drzwi jakichś panów, którzy mi coś każą usuwać, nie wstawiać, nie wypowiadać się, nie myśleć. Byłam w takim szoku, że mi się to w głowie nie mieściło, w jakich my czasach żyjemy, że jest jakiś temat tabu – i to nie rolnictwo, tylko osoba wiceministra (rolnictwa M. Kołodziejczaka – red.) jest tym tematem tabu, którego nie można poruszać — opowiadała Olszewska.

Jednak swojej opinii zmieniać nie zamierza.

— To jest moja opinia. Jeśli ktoś jest osobą publiczną, politykiem, to musi się godzić z tym, że reszta Polski będzie miała o nim jakąś opinię. To była moja, ja jej nie zmieniam, bo jeżeli ja jestem osobą, która za nim biegała po protestach, a potem on zmienił swój tok myślenia, a nas zostawił, to jaką mam mieć opinię o tym człowieku? — pytała rolniczka.

Olszewska opowiedziała też o swoich rozmowach z Kołodziejczakiem, które nastąpiły po wizytach grożących jej mężczyzn.

— Rozumiejąc różne sytuacje w życiu, po prostu szukałam kontaktu po jego byłych kolegach, znajomych, bo ja trochę tych osób znam. No i mój numer został podany dla pana ministra. Pan minister jeden telefon do mnie wykonał i ja mu opowiedziałam zaistniałą sprawę. (…) Oddzwonił do mnie drugi raz i obwieścił, że czekają mnie pozwy z jego strony, bo on się obrażać nie da, że nikt go tak traktować nie będzie i się rozłączył. To co u mnie się stało, mój strach, moje zawiedzenie, w ogóle nie zostało wzięte przez ministra pod uwagę. Tylko, po prostu, jego majestat — opowiadała Julita Olszewska.

Rolniczka ma też zamiar kontynuować soją działalność w mediach społecznościowych.

— Cały czas będę na TikToku, cały czas będę opowiadać, jak wygląda nasze życie. (…) Moja sprawa i pana Kołodziejczak to jest pikuś. On powiedział, że to jest zamknięte, niech to będzie zamknięte, ja się z nim już więcej kłócić nie będę, każdy wie, co myśli. Będziemy dalej mówić o rolnictwie, mówić o towarach, które napływają w tej chwili do nas, jakie towary przejeżdżają i zostają w Polsce i co tam jest w tych towarach. Przecież my mamy swoje. Dlaczego ja mam sprzedawać kukurydzę może w przyszłym roku po 300 złotych za hektar? Przecież my się naprawdę staramy, mamy normy tak wyśrubowane przez Unię Europejską, że się w głowie nie mieści (…), a tam wszystko przyjeżdża, nikt nie patrzy. Wąchanie cukru? Naprawdę? Wąchanie cukru jest kontrolą ministerstwa? — pytała Olszewska, nawiązując do wizyty Michała Kołodziejczaka na granicy i „badania” przez niego cukru sprowadzanego z Ukrainy.

Julita Olszewska ma też pomysł, jak rozwiązać problemy polskich rolników.

— Jeżeli u nas nie zapadają decyzje, jeśli my nie jesteśmy decyzyjni – nasz państwo – to trzeba, jeden z drugim, wsiąść i jechać do Brukseli, może razem z innymi ministrami rolnictwa – z Niemiec, z Francji. Przecież to, co działo się tam na ulicach, to każdy widział. Tam PiS nie rządził przez osiem lat, prawda? — podsumowała Olszewska.


Tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl