Budzisz ostrzega: Zaniechanie może nas kosztować wojnę

2024-01-31 09:32:54(ost. akt: 2024-01-31 09:37:48)

Autor zdjęcia: wPolityce.pl/ Youtube/@videoparlamentpl

„Nie dysponując nowoczesnym systemem komunikacyjnym nie jesteśmy w stanie wpłynąć na rachunek strategiczny Rosji. W tym sensie zaniechanie może kosztować nas wojnę i być może utratę części terytoriów” - powiedział Marek Budzisz, publicysta „Tygodnika Sieci” i portalu wPolityce oraz analityk, podczas posiedzenia Zespołu Pracy dla Polski zainicjowanego przez Prawo i Sprawiedliwość.
Do Zespołu Pracy dla Polski PiS zaprosiło nie tylko polityków, ale i ekspertów. Pierwsze posiedzenie dotyczyło w głównej mierze Centralnego Portu Komunikacyjnego, który ma znaczenie strategiczne zarówno dla gospodarki, jak i bezpieczeństwa Polski. Pojawia się ryzyko, że obecna koalicja rządząca będzie chciała wygasić ten projekt.

„Kwestie bezpieczeństwa nie mają barw partyjnych”
Jednym z ekspertów był Marek Budzisz, analityk oraz dziennikarz publikujący na portalu wPolityce oraz „Tygodniku Sieci”.

— Kwestie bezpieczeństwa nie mają barw partyjnych. Powinny być pewnym elementem łączącym wspólnotę polityczną. Uważam również, że to, co sygnalizowali moi przedmówcy – perspektywa wzrostu – jest nieprawdopodobna, jeśli nie jesteśmy w stanie zagwarantować bezpieczeństwa. To jest warunek rudymentarny dla myślenia o prawidłowym rozwoju Rzeczpospolitej — mówił.

— W związku z wojną na Ukrainie i agresywną polityką Federacji Rosyjskiej, zmianie ulega polityka odstraszania stosowana przez Pakt Północnoatlantycki. Decyzje w tej materii zostały podjęte w czasie szczytu w Madrycie i potwierdzone w Wilnie. To, co prezydent Biden barwnie określa mianem „Nie oddamy cala kwadratowego ziemi natowskiej” w języku strategicznym nazywa się „deterrence by denial”. Tego rodzaju formuła odstraszania wymusza zdolność do zgromadzenia odpowiednich sił, nie w czasie wojny, ale w czasie pokoju, aby wpłynąć na rachunek strategiczny potencjalnego agresora i odwieść go od zamysłu rozpoczęcia jakiejkolwiek formuły działań o charakterze agresywnym. W tym sensie jest to czynnik, który został zapowiedziany i już jest realizowany — podkreślił ekspert.

— NATO buduje siły szybkiego reagowania. Pierwszą szpicę 100 tys. żołnierzy, którą powinniśmy być w stanie wysłać w obszary zagrożone napięciem czy destabilizacją w terminie do 7 dni od wydania stosownych rozkazów, i kolejne 200 tys. żołnierzy wraz ze sprzętem w terminie do 30. dnia od momentu wydania stosownych rozkazów – to są te nowe realia, które nakłada się na nas zarówno jako członka NATO, jak i panstwo położone w newralgicznym punkcie — ocenił.

— Jesteśmy punktem ciężkości całego systemu obrony wschodniej flanki NATO. Wynika to z prostego faktu: po wejściu Finlandii do NATO granica między Paktem a Federacją Rosyjską wynosi 2600 km, nie licząc granicy między Białorusią i państwami NATO. A siły lądowe państw graniczących z Rosją są zbyt małe, aby w ogóle mówić o systemie „deterrence by denial” — powiedział Marek Budzisz.

„Czasu zagrożenia nie liczymy w dziesięcioleciach”
Analityk zaznaczył, że Polska musi zainwestować także w system komunikacji, co pokazały sierpniowe incydenty na kolei.

— Czasu zagrożenia nie liczymy w dziesięcioleciach. Wielu polityków i dowódców wojskowych mówi o terminie 2-3, może 5 lat. Jeżeli nie zrealizujemy tej inwestycji w tym czasie, to nie będziemy w stanie realizować skutecznej polityki odstraszania Federacji Rosyjskiej — wskazał Marek Budzisz.

— Oznacza to, że rośnie prawdopodobieństwo wojny, agresywnej, wywołanej przez Federację Rosyjską, ponieważ nie dysponując nowoczesnym systemem komunikacyjnym nie jesteśmy w stanie wpłynąć na rachunek strategiczny Rosji. W tym sensie zaniechanie może kosztować nas wojne i być może utratę części terytoriów — ostrzegł ekspert.


Tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl