Kulisy zatrzymania Wąsika i Kamińskiego. Miało być inaczej?

2024-01-15 09:18:27(ost. akt: 2024-01-15 09:30:05)

Autor zdjęcia: PAP/Paweł Supernak

Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik mieli, zgodnie z prognozami wielu komentatorów, spędzić dwie noce w Pałacu Prezydenckim, a następnie wziąć udział w organizowanym przez prawicę marszu 11 stycznia. Jednak, jak wynika z informacji przekazanych przez "Gazetę Wyborczą", kulisy tych wydarzeń odbiegały od planów ułożonych przez PiS. Interesujący jest fakt, że niewiele brakowało, aby wracający z Belwederu prezydent Duda napotkał na policjantów eskortujących zatrzymanych.
W dniu 9 stycznia 2024 r. w Pałacu Prezydenckim doszło do zatrzymania Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, byłych szefów MSWiA w rządzie PiS oraz koordynatorów służb specjalnych, skazanych na dwa lata więzienia.

Według informacji uzyskanych przez "Gazetę Wyborczą" na podstawie relacji świadków, obaj politycy planowali rzeczywiście spędzić noc w Pałacu Prezydenckim. Posiadali przygotowane walizki, przydzielone pokoje dla gości, a nawet mieli dostęp do numeru telefonu do kuchni, umożliwiającego zamawianie jedzenia i napojów według własnych preferencji.

Andrzej Duda otrzymał nawet nieoficjalne zapewnienie od policji, że nie wejdzie bez jego zgody. Niemniej jednak, zgodnie z doniesieniami dziennika, sytuacja potoczyła się inaczej. Warto zaznaczyć, że podczas zatrzymania nie odnotowano żadnych incydentów ani "uderzenia Kamińskiego we framugę".

Plan PiS był prosty — zatrzymać obu polityków przynajmniej do 11 stycznia, aby mogli stać się "bohaterami" planowanego na ten dzień Marszu Wolnych Polaków. Jednak Andrzej Duda nie mógł zrealizować tego planu, ponieważ miał zaplanowane spotkanie z liderką białoruskiej opozycji Swiatłaną Ciachanouską. Odwołanie lub przeniesienie tego spotkania nie wchodziło w grę.

Według informacji przekazanych przez "Gazetę Wyborczą", dwóch zastępców komendanta Służby Ochrony Państwa, pułkownicy Krzysztof Król i Bartłomiej Hebda, wprowadzili policjantów na teren Pałacu. Bartłomiej Hebda, będący wcześniej szefem ochrony prezydenta i cieszący się zaufaniem, zlecił szefowej Kancelarii Prezydenta Grażynie Ignaczak-Bandych poproszenie o zejście Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, argumentując to informacjami od komendanta służby. Ignaczak-Bandych, respektując zaufanie do Hebdy, wykonała to polecenie.

Po zejściu polityków, pułkownik Król opuścił gabinet, by po chwili powrócić w towarzystwie policji. Według jednego z relacji, Grażyna Ignaczak-Bandych nazwała pułkownika Hebda "Judaszem", zaś Maciej Wąsik miał wyrazić: "Ja panu tego nie daruję". Zatrzymanych spokojnie wyprowadzono w kajdankach, jedynym incydentem były głośne łzy jednej z sekretarek po ich wyjściu. Autobus miejski nie zakłócał kolumny prezydenta, ponieważ służby odpowiedzialne za kolumnę prezydencką zauważyły go wcześniej — informuje "Gazeta Wyborcza".

Co więcej, Andrzej Duda o mały włos spotkałby się z konwojem. Minęli się dosłownie o trzy minuty, korzystając z dwóch różnych wyjazdów z Pałacu.

Źródło: media